Nie tak dawno pisałyśmy o problemie psów, które po nieudanej adopcji powracają do schroniska (czasami nawet kilka razy):
http://wolontariuszkischroniskolegnica.blogspot.com/2012/12/rozsadne-adopcje.html
http://wolontariuszkischroniskolegnica.blogspot.com/2012/12/rozsadne-adopcje.html
Jest to spowodowane nieodpowiedzialnością adoptujących, a także często wzruszającym namawianiem przez niektórych wolontariuszy, którzy wywołują litość posługując się argumentami typu "spójrz jaki to śliczny chłopak/dziewczyna" itp. Niestety, adopcje, co do których ludzie nie są przekonani, a kierują się jedynie litością często kończą się tragicznie dla tych "wybrańców". Bo czy może być coś gorszego niż dostać nowy dom, a potem go stracić? Dlatego apelujemy: nie kierujcie się litością, ale zdrowym rozsądkiem!
Kilka dni temu Straż Miejska odłowiła i przewiozła do schroniska "Aramisa" - psa, który został adoptowany zaledwie 21.11.2012. Niestety wygląda na to, że nikt z personelu schroniska, ani z osób prowadzących jego oficjalną stronę nie zorientował się w sytuacji: Aramis został ponownie zamieszczony na stronie z zupełnie innymi informacjami: podczas jego pierwszego pobytu w schronisku (zaledwie parę miesięcy temu) jego wiek określono bardzo precyzyjnie na 2 lata i 2 miesiące - tym razem dano mu tylko 10 miesięcy... Trzeba być prawdziwym fachowcem, żeby mylić dorosłego psa ze szczeniakiem...
Pierwszy pobyt Aramisa w schronisku
Drugi pobyt Aramisa w schronisku
Takich przypadków w ostatnim roku było coraz więcej. Niestety, ani obsługa schroniska, ani osoby uważające się za najbardziej aktywnych wolontariuszy, którzy z niewiadomych przyczyn nie mogą pogodzić się z naszą formą działalności w schronisku - nic z tym nie robią...
Tymczasem procedura postępowania w takich przypadkach jest bardzo prosta: każdy adoptujący zostawia kierownikowi swoje dane, łącznie z numerem telefonu. Wystarczy więc zadzwonić do właściciela i poinformować go o pobycie jego psa w schronisku. Jeśli pies mu uciekł lub zgubił się, będzie mógł go odebrać. Jeśli natomiast sam wyrzucił go na ulicę, skąd odłowili go strażnicy, wtedy powinien ponieść karę, ponieważ porzucenie psa jest potraktowane w Ustawie o ochronie zwierząt jako znęcanie się nad zwierzętami (Art. 6, p.2.12).
Zamiast jednak reagować na takie przypadki powracania psów do schroniska i kontaktować się z ich właścicielami lub nakładać na nich wysokie kary za porzucanie zaadoptowanych wcześniej zwierząt, pozostający dziś (29.12) na zmianie pracownik wykorzystał chwilową obecność strażnika miejskiego do nastraszenia nas mandatem w wysokości 500 zł! twierdząc, że NASZE przebywanie w schronisku i socjalizowanie psów jest "złośliwym straszeniem lub drażnieniem zwierząt"! czyli czynem z paragrafu 9 art.6, p.2 Ustawy o ochronie zwierząt. Idąc tym tokiem myślenia, każdy odwiedzający schronisko drażni zwierzęta, które ożywiają się na widok człowieka, a niektóre z nich szczekają... Byłby to znacznie lepszy biznes niż kary z wszystkich mandatów nakładanych w naszym mieście przez strażników miejskich!
Takich zachowań dopuszczają się ludzie, którym nasza obecność w schronisku nie jest na rękę, bo wiedzą, że nadal jest za dużo rzeczy do opisania na tym blogu. Próby zniechęcenia nas - delikatnie mówiąc - do tego co robimy, można liczyć już w setkach razy...
Takich zachowań dopuszczają się ludzie, którym nasza obecność w schronisku nie jest na rękę, bo wiedzą, że nadal jest za dużo rzeczy do opisania na tym blogu. Próby zniechęcenia nas - delikatnie mówiąc - do tego co robimy, można liczyć już w setkach razy...
Kolejnym przejawem "przestępstwa", o które nas oskarżono było zwrócenie pracownikowi uwagi, że w boksie nr 25 (przeznaczonym dla psów) przez kilka godzin wyje z głodu mały kotek, który musiał się tam przybłąkać i skryć. Kiedy zgłosiłyśmy "pracującemu" dziś mężczyźnie, by zareagował na to, czego sam nie raczył podczas swojej 8-godzinnej "pracy" zauważyć, wzruszył jedynie ramionami i odpowiedział - jak przedszkolak - "To nie nasz kot"(!). Dopiero po dalszym "uporczywym drażnieniu"- tym razem chyba pracownika - zdecydował się pójść we wskazane miejsce i zabrać kocię...
Zamiast straszyć nas mandatami, ludzie pracujący w schronisku powinni popatrzeć na siebie i należycie wykonywać pracę, za którą co miesiąc dostają wynagrodzenie. A jeśli mają problem ze zrozumieniem potrzeb przebywających tam zwierząt i uważają taką pracę za "karę", powinni po prostu jak najszybciej ją zmienić! Jeśli jednak nie mają na tyle odwagi, by zrobić ten odważny lecz prawidłowy krok, powinni być co najmniej przeniesieni na wniosek przełożonych do innych prac w LPGK - które nie wiążą się z żyjącymi istotami, jakimi są zwierzęta - ponieważ za comiesięczną pensję wystawiają jedynie kompromitującą laurkę całej firmie.