sobota, 26 stycznia 2013

Kolejny mroźny tydzień w schronisku...

Psiaki ze schroniska mają za sobą kolejny ciężki tydzień. Niestety, tak jak pisałyśmy w ostatnim poście nie wszystkie są w stanie przetrwać mrozy w tych warunkach i najsłabsze po prostu zamarzają... Na szczęście dziś nie było już tak zimno i miło było zobaczyć, że wczoraj psy dostały gorący posiłek w postaci zupy na kościach - mamy nadzieję, że dzieje się tak codziennie. 
Ponieważ wszystkie psy, o których los martwiłyśmy się w ostatnich tygodniach "odeszły" już ze schroniska w niejasnych okolicznościach, boksy hotelowe zostały odblokowane. W końcu tych najbardziej schorowanych i najsłabszych nie ma już w schronisku, więc nie ma już też tak wiele do ukrycia. Po raz pierwszy po wielu tygodniach zobaczyłyśmy niektóre z tych zamkniętych wcześniej psów...
Niestety niemal codziennie przybywają kolejne - niektóre z nich w fatalnym stanie fizycznym. Ten duży i jeszcze młody pies w typie wyżła ledwo żyje - cierpi na chorobę skóry, która strasznie go swędzi, a sierść wychodzi całymi garściami, ma przerośnięte pazury, jest potwornie wychudzony i cały trzęsie się z zimna. Po pierwszej radości na widok człowieka położył się przed budą i już nie wstawał, tylko cały aż podskakiwał w drgawkach. Ten pies potrzebuje natychmiastowej pomocy weterynaryjnej, dobrej karmy w dużej ilości i porządnie ocieplonej budy!

Ta suczka choć jest w schronisku dopiero od tygodnia, nie jest w stanie znieść porzucenia, samotności i zimna... Zaczęła wygryzać sobie dziurę na plecach - wyrwała już całą sierść i zaczyna przegryzać skórę:( To bardzo smutny widok...

Ten pies z kolei tak bardzo chciał się wydostać zza krat, że poranił sobie łapy, z których cały czas leci krew... 

Co z tego, że udało nam się doprowadzić do budowy wybiegu, skoro pracownicy dopiero o godzinie 10 biorą się za roznoszenie wody (do tej godziny psy nie mają jej ani kropli), a później za karmienie. Dopiero kiedy psy zjedzą, czyli ok.12 pracownicy zaczynają wypuszczać je na wybieg. Schronisko zamykają o 15, nie trudno więc obliczyć, że dziennie z tej chwili wolności korzystają tylko 3-4 psy... na ok.60 przebywających w schronisku. A co gorsze niektóre z nich - te niezsocjalizowane, które nie mogą wychodzić na spacer z wolontariuszami, w ogóle nie są na niego wyprowadzane, np. ta suczka:

Wcale nie dziwi nas fakt, że władze schroniska nie dotrzymały słowa danego w obliczu regionalnych mediów podczas uroczystego otwarcia wybiegu: "Kierownik schroniska zapowiedział, że każdy pies, który nie przechodzi akurat kwarantanny, będzie korzystał z wybiegu." i "W ciągu tygodnia, na pewno każdy z psów obecnych w schronisku spędzi godzinę na wybiegu.". To smutne, że niewłaściwi ludzie zatrudnieni w schronisku nie potrafią wykorzystać nawet takiego dobrodziejstwa jakim jest wybieg.
***
Pracownicy przeszli dziś koło wszystkich opisanych powyżej psów obojętnie... o wizycie zatrudnionego w schronisku weterynarza nawet nie ma mowy...

Jeśli chcecie Państwo pomóc, przyjeżdżajcie do schroniska! Nie tylko w celach adopcyjnych. Ważne jest, żeby po prostu oglądać psy - patrzeć czy nie są chore, poranione i w jakich warunkach żyją. Jak widać pracownicy nie zawsze zwracają uwagę na tak ważne rzeczy. Kontrola warunków panujących w schronisku przez "zwykłych" legniczan - przez każdego z nas jest bardzo ważna! To jedyny sposób, żeby poprawić los przebywających w nim zwierząt! Ilekroć zobaczycie coś niepokojącego piszcie do nas: wolontariuszkischronlegnica@gmail.com

***
P.S Zapraszam na portal Rozsądne Adopcje. Znajdziecie tam Państwo nowe zdjęcia i opisy schroniskowych psiaków, które czekają na dom, np. tych dwóch pięknych suczek:

sobota, 19 stycznia 2013

Ciężka zima w schronisku...

AKTUALIZACJA
Niestety, tak jak przewidywałyśmy wszystkie psy, o których pisałyśmy nagle zniknęły ze schroniska. Najpierw zostały zabrane ze swoich boksów i zamknięte w boksach hotelowych, w których odgrodzono ich przed naszymi "śledczymi" oczami zieloną płytą, by potem - wszystkie tego samego dnia(!)... pójść do adopcji(?) - to wersja oficjalna. Możemy domyślać się, że zostały wywiezione na handel do Niemiec, a część z nich mogła nie przeżyć tych mrozów...
Ares (doberman), mały czarnulek z pierwszego zdjęcia poniżej, piesek z guzem (na filmie), york, Borsuk - wszystkie "zaadoptowane" w sobotę, kiedy byłyśmy w schronisku. Niestety o godzinie 10 żadnego z tych psów nie było w schronisku...
*****

"Schronisko jest dobrze przygotowane do zimy..."- w ten sposób rozpoczyna swój  reportaż - będący kolejną laurką LPGK - Piotr Seifert z lokalnej telewizji, która ze względu na nadawanie coraz większej ilości materiałów inspirowanych przez Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej, mogłaby zmienić nazwę na "TV LPGK" a powiązany z nią portal internetowy na LPGK.pl (o "zaangażowaniu" mediów związanych z panem Seifertem w budowanie obrazu schroniska korzystnego dla miejskiej spółki już pisałyśmy: "Kółko wzajemnej adoracji")
Według autora reportażu budy są dostatecznie ocieplone - na jakiej podstawie podaje takie informacje dziennikarz, który z założenia powinien być rzetelny? Czy kiedykolwiek widział schroniskową budę od środka??? Panie Seifert, czy to co pan robi to dziennikarstwo czy jedynie zabawa w dziennikarstwo? Przypomnieć należy, że na początku naszej walki o psy z legnickiego schroniska, to właśnie ten pan był w nią najbardziej zaangażowany ze strony legnickich mediów. Wiedział o różnych sztuczkach schroniska, dzięki którym miało ono uchodzić za wzorowe. Wiedział o dramatycznych zdarzeniach jakie przytrafiają się psom. Opowiedziałyśmy mu o całej rzeczywistości schroniskowej i wiele z tych rzeczy udowodniłyśmy. Był wtedy przejęty, poruszony, kręcił z niedowierzaniem głową. Walczył wtedy dzielnie i sprytnie wyłapywał konteksty, które się wzajemnie wykluczały a były stosowane przez niczego nie spodziewające się władze spółki. Dzięki temu udało się wtedy załatwić kilka spraw nie-do-ruszenia. Cieszył się razem z nami. Co się nagle zmieniło?! Czy ambitne na początku dziennikarstwo przykryła "lokalna rzeczywistość"? Czy władza postanowiła mieć media po swojej stronie i tak się stało - jak wiele rzeczy w tym mieście? Teraz reportaże robione przez tego "dziennikarza" są jednostronnie i występują w nich osoby, które same chwalą swoją pracę. Co to ma być?! - żarty z legniczan? Jeszcze żeby było wyraźnie zaznaczone, że reportaż jest sponsorowany...
W swoim ostatnim reportażu (i niech to będzie prorocze) Pan Seifert mówi o magazynach zapełnionych kocami i kołdrami  przynoszonymi do schroniska przez legniczan, którzy mają nadzieję, że pomagają zwierzakom przetrwać zimę. Niestety musimy Państwa rozczarować... Prawdą jest, że magazyny są zapełnione tymi rzeczami po sufit.... Cóż jednak z tego, jeśli wcale nie trafiają one do boksów. Na początku zimy nałożono koce na każdą budę - i tyle - niewielkie to ocieplenie... Dlaczego pracownicy nie wkładają ich do środka? Ponieważ wtedy musieliby często je wymieniać. Koce, według ich własnych słów, szybko by zamokły od śniegu i deszczu nanoszonego przez psy, a także od zlewania boksów wodą ze szlaufa i trzeba byłoby je codziennie wymieniać(!) Tego pracownicy sobie nawet nie wyobrażają - "to bez sensu praca" - kwitują. Byłby to dla nich zbyt duży wysiłek - zwłaszcza w zimie - którą spędzają zamknięci w swoim ogrzewanym kantorku. Obawiamy się powtórki sytuacji z ubiegłego roku i lat poprzednich, kiedy na wiosnę niepotrzebne już koce, które po całej zimie zdążyły spleśnieć trafiły do... kontenera na śmieci stojącego obok... Zobaczymy, jak na wiosnę nagle magazyn opustoszeje.

Jak zima w schronisku wygląda naprawdę?
Tydzień temu jeden z małych psów leżał przed budą, nie mógł wstać, nie poruszał się, nie mógł wejść do budy, cały się trząsł. Zgłosiłyśmy to pracownikowi, który przez cały dzień nie wyszedł nawet na chwilę ze swojego ogrzewanego pomieszczenia. W odpowiedzi usłyszałyśmy, że "on nie przyjmuje zgłoszeń". Czym więc zajmuje się pracownik, jeśli nie pracą na terenie schroniska, ani nie obsługą klientów?
Dziś, los tego psa jest nieznany - nie ma po nim śladu w schronisku. Czy zamarzł na dworze, czy siedzi w boksach, które są przed nami blokowane zieloną płytą, czy może po naszej prośbie został jednak przeniesiony do izolatki i uratowany? 
Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że psiak jakimś cudem przetrwał, chociaż żadnych informacji jak zwykle nie możemy uzyskać... Jeśli żyje, to jaki jest sens odcinać nas od takich informacji? Nie pisałybyśmy o tym i "nie psuły" opinii schronisku, które za wszelką cenę o nią dba. Postępowania tych ludzi chyba nigdy już nie zrozumiemy...
Oto nasz kłębuszek przed tygodniem:
 

Takie rzeczy zdarzały się już poprzednich zim, kiedy po naszych interwencjach udawało się uratować zamarzające zwierzęta - potrzebne było im jedynie ogrzewane pomieszczenie. Czy to tak dużo, by uratować ich od śmierci? 
Oto pies - Leon - którego udało nam kiedyś się uratować. Pies po przebywaniu w ogrzewanym pomieszczeniu, wrócił do boksu i okazał się "cudownym szaleńcem"!   

Niestety były i takie przypadki, gdzie pomimo dokładnie tych samych zachowań - pies mimo mrozu nie wchodzi do budy tylko leży przed nią zwinięty w kłębek, nie reaguje na próby wołania i trzęsie się jak w delirium - nic nie robiono i pies po kilku dniach zamarzał. "Takie przypadki się zdarzają - ludzie zamarzają to i psy mogą" Tylko że te psy są pod opieką pracowników zatrudnionych po to, by im pomagali w takich sytuacjach!

Taki sam przypadek, jak ten sprzed tygodnia - pies leżał nieruchomo, nie wchodził do budy - szybko zmarł... Stało się to tak szybko że nie zdążył "wskoczyć" nawet na oficjalną stronę schroniska.
Bezimienny:  


Ta malutka suczka trafiła do schroniska w Wigilię - nie przeżyła w tych warunkach nawet do końca kwarantanny...zniknęła po cichu zarówno ze schroniska, jak i z oficjalnej strony schroniska - tak jakby nigdy jej nie było, a przecież byłyśmy świadkami jej przyjmowania. Porzuceni na Święta...


Ciężarna suczka z boksu nr 14 - tak szybko odeszła, że nawet nie udało się jej sfotografować. Najpierw zniknęły jej szczeniaki, które urodziła w zwykłym, nieocieplonym boksie zamiast w izolatce - po prostu nagle przestały kwilić (było minus 10 stopni a w budzie tylko słoma!) - marniała i osowiała po stracie szczeniaków - i  za chwilę nie było śladu także po niej...

Tych psów nie znajdziecie już na oficjalnej stronie schroniska.

 ********************************

Niektóre psy "znikają" w tzw. hotelu - są to wykafelkowane boksy, podzielone na część zewnętrzną i wewnętrzną, która znajduje się w budynku. 
Boks "hotelowy"

To świetny sposób, by sprawić, by niektórych psów po prostu "nie było" - wystarczy zablokować właz od środka, tak by zwierzę nie mogło wyjść na zewnątrz. Dzięki temu nigdy nie wiadomo, czy jest tam jakiś pies, a jeśli tak, to który?
Czemu to służy? Między innymi ukrywaniu przed nami najbardziej schorowanych psów, byśmy nie mogły interweniować, a schroniskowe brudy były cichutko "zamiatane pod dywan". Myślimy także, że w ostatnim czasie zamykanie psów przed ludźmi może służyć przygotowywaniu ich na handel do Niemiec... oczywiście tych rasowych, jak np. york, który jest w schronisku od dwóch tygodni, ale jeszcze nie udało się nam go zobaczyć. Były już w schronisku osoby, które o niego pytały, czego byłyśmy świadkami, jednak pracownik "nabrał wody w usta". Niby jest, ale go nie ma. Za jakiś czas pojawi się on na oficjalnej stronie schroniska w dziale "adoptowane", choć żaden z legniczan odwiedzających schronisko nigdy go nie zobaczył, inaczej dawno poszedłby już do adopcji... Tak "po cichu" można zarezerwować psy do wywózki do Niemiec, żeby uniknąć sytuacji, jak ta opisywana przez nas w listopadzie, kiedy psa wystawionego już na e-bayu i wyszykowanego do wywózki chcieli adoptować "zwykli legniczanie"... Oczywiście nie pozwolono im na to, ale była to na tyle nieprzyjemna sytuacja dla władz schroniska, że teraz wolą nie pokazywać odwiedzającym takich "zarezerwowanych" psów...
Ani adoptować, ani oddać, czyli "kup teraz" legnickiego psa na niemieckim e-bayu... 
/media związane z opisywanym przez nas "dziennikarzem" już wtedy odmówiły  tym ludziom zajęcia się tą sprawą, mimo tego że była ona kontowersyjna i "doskonale dziennikarska"/
**************************
Dzięki takiej zabawie w "kotka i myszkę" - polegającą na ukrywaniu psów w hotelowych boksach za zieloną płytą - zarządzoną przez kierownika schroniska (wydawałoby się dorosłego człowieka) Leszka Boksę - nie wiemy do tej pory, co się stało np. z tym dobermanem - Aresem :
Dwa tygodnie temu ten ekstremalnie wychudzony pies z króciutką sierścią, pozbawiony chroniącej przed zimnem jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej, dosłownie zamarzał żywcem w boksie nr 19 - drżał i błagał o pomoc. Pracownicy przechodzili obojętnie. Po tygodniu już go nie widziałyśmy, dzisiaj także... Według oficjalnej strony schroniska przebywa on w boksie nr 12, jednak to tylko wprowadzanie w błąd - boks nr 12 stoi pusty - nie ma w nim ani psa, ani miski z wodą czy karmą. W porze karmienia pracownicy nawet tam nie wchodzą...
Tego, czy Ares zamarzł, czy jest w izolatce, czy może jest szykowany do transportu do Niemiec, pewnie się nie dowiemy. Pies po prostu zniknął - to jedna z wielu tajemnic tego "najlepszego w Polsce"(?!) schroniska...
*************
Choć reportaż pana Seiferta o doskonale ocieplonych budach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, to na jedno się przydał - psy po  miesiącach jedzenia suchej karmy zobaczyły wreszcie gorący posiłek, tj. zupę na kościach z kaszą. Kierownik doskonale zdaje sobie sprawę, że psy tego potrzebują - szczególnie zimą, dlatego kazał nastawić zupę w schroniskowym kotle i przed kamerami powiedział, że "zupa gotowana jest codziennie". Kto to ma sprawdzić? W końcu telewizja czy kontrole są zawsze zapowiedziane... Niestety rzeczywistość w dniach, kiedy schroniska nie odwiedza ani telewizja, ani zorganizowane grupy uczniów zbierających dary rzeczowe dla schroniska (czyli przez większość czasu), wygląda tak:
Panie Seifert, panie Boksa, gdzie jest ta CODZIENNIE gotowana zupa, o której mówiliście?

Propaganda jak za komuny, w końcu władze LPGK wiedzą najlepiej jak TO robić, prawda panie prezesie?

niedziela, 6 stycznia 2013

Izolowanie i chowanie przed światem zamiast leczenia i pomocy

Współpracujące ze spółką LPGK osoby, które prowadzą oficjalną stronę schroniska mają dostęp do wielu informacji o zwierzętach, do których zwykli ludzie nigdy nie mogli by dotrzeć - wiedzą jaka jest sytuacja prawna psów (co decyduje o tym, czy mogą one zostać adoptowane), wiedzą na co psy chorują oraz dlaczego niektóre z nich tygodniami przebywają w izolatce, itd. W zamian za dostęp do tej wiedzy milczą na temat niewygodnych dla władz schroniska sytuacji - np. chorych zwierząt, które zamykane są w malutkich pomieszczeniach (1,4 x 1,5 m) bez możliwości wyjścia na powietrze, tylko po to żeby nikt nie zobaczył w jak złym są stanie... Jaki sens ma w takim razie takie "uprzywilejowanie"?

Niedawno zarzucano nam, że piszemy na blogu o zwierzętach chorych i zaniedbanych, którym w schronisku nikt nie pomaga Śmierć głodowa. Publikując takie posty chciałyśmy z jednej strony pomóc psu znaleźć dom, którego potrzebował natychmiast, a także zwrócić uwagę władz schroniska na konieczność otoczenia go szczególną opieką. Jedno i drugie udało się - z tym, że dla kierownictwa krążące w sieci zdjęcia chorych i zagłodzonych psów, mimo wielotygodniowego pobytu w schronisku, były bardzo nie na rękę. Dlatego też chorym psom postanowiono zupełnie odciąć kontakt ze światem poprzez zablokowanie im wyjścia na zewnątrz z ich małego boksu, w którym tkwią całymi dniami, a nawet tygodniami. 

Takie blokady w postaci zielonej płyty włożonej od środka pojawiły się w wielu boksach tzw. "hotelowych". W ten sposób zamknięto m.in. pieska, o którym pisałyśmy ostatnio: Porzuceni na Święta...

Dzięki tej metodzie nie zamieścimy już więcej jego zdjęć i filmów, ani nie powiemy, że ślizga się na kaflach... Takich zablokowanych boksów jest więcej - zza włazu słychać tylko żałosne ujadanie psów, które chciałyby wyjść na powietrze i na słońce... 
Może zamiast zadawać sobie trud blokowania wyjścia z boksów lepiej byłyby zwrócić uwagę, że tuż obok włazy są kompletnie zniszczone, a do pomieszczenia dostaje się woda, śnieg i wiatr? To taki schroniskowy paradoks - bardziej dba się o to, żeby coś ukryć niż o realne zabezpieczenie boksów przed zimą:

Tymczasem na oficjalnej stronie schroniska opisy zamkniętych psów zamieszczane są zupełnie tak, jak opisy pozostałych zwierząt. To czysta farsa - potencjalni adoptujący i tak nie będzie mógł ich zobaczyć, kiedy przyjedzie do schroniska! Jak LPGK chce znaleźć domy psom, które zamyka tak, by nikt z odwiedzających ich nie zobaczył? W takiej sytuacji jest np. "Szczęściarz", który cierpi na dysplazję stawów. Poprzedniego psa, który chorował na to samo (Zeusa) udało nam się wyadoptować - oczywiście po ciężkich przejściach, ponieważ kierownik odmawiał nam prawa do adopcji, ze względu na podejrzenie "handlu z psami",tylko dlatego, że nie był to pierwszy pies, któremu chciałyśmy w ten sposób pomóc i zapewnić opieką medyczną, na którą w schronisku nie mógł już liczyć Wesoła majówka z Tarzanem i Zeusem. Szkoda tylko, że kiedy psy wydawane są oficjalnie na zabroniony ustawą handel -  i każdy może przekonać się o tym wchodząc na e-baya - nie stosuje się takich odmów. Właśnie dlatego, że w zamian kierownictwo otrzymuje od takich "wolontariuszy" zawsze dobrą opinię która "idzie w świat"... "Kółko wzajemnej adoracji"
W związku z zamkniętym już od tygodnia "Szczęściarzem" (faktycznie nadane mu imię świadczy o niebywałym szczęściu...), w schronisku wiedziano już, że zainteresujemy się tym psem, zapytamy czy jest leczony i zwrócimy uwagę na to, że nie może chodzić po śliskich kaflach... Żeby uprzedzić te niewygodne pytania postanowiono go zamknąć i ukryć przed tymi którzy będą domagać się poprawy jego warunków. Tak więc, kolejny problem rozwiązano udając, że w ogóle go nie ma - wszystkie chore, stare czy wychudzone psy pozamykano na powierzchni dwóch metrów kwadratowych i jest spokój, bo nie zrobimy im zdjęć. Czy o to w tym wszystkim chodzi? Żeby ukryć wszystkie rysy na obrazie idealnego schroniska - nie ważne, że tymi "rysami" są żywe, czujące istoty?
***
Myślałyśmy, że założenie strony Rozsądne adopcje wpłynie korzystnie na jakość oficjalnej strony schroniska i nie miałyśmy nic przeciwko temu, że od tego czasu opisy są tam robione na wzór naszych, a w niektórych wypadkach są prawie identyczne...;) W końcu na lepszych i szczegółowych opisach mogły zyskać tylko psy. Jednak zaczynają narastać w nas poważne wątpliwości, czy ludzie którzy prowadzą tę stronę działają zgodnie z ideą jakiej miała ona służyć - wcześniej, niewytłumaczone do tej pory kontrowersyjne ustalenia związane z adopcjami do Niemiec :
 Ani adoptować ani oddać, czyli "kup teraz" legnickiego psa na niemieckim e-bayu..
 Kim jest osoba, która wywozi legnickie psy do Niemiec i sprzedaje je na e-bayu? 
 Wywózki do Niemiec nadal "mają się dobrze"...
a teraz tuszowanie cierpienia zwierząt chorych, słabych lub wychudzonych, które najbardziej potrzebują pomocy. Przypomina to typowe fasadowe działanie schroniska, które jak widać nadal jest kontynuowane, tym razem w porozumieniu z "wolontariuszami"O co dba się w schronisku? Gdybyśmy to my miały takie wiadomości NIGDY nie zostawiłybyśmy tych zwierząt samych sobie, które nie dość, że cierpią zdrowotnie, dodatkowo są zamknięte przed światem, i na powierzchni dwóch metrów kwadratowych śpią, jedzą i...załatwiają się! Czy to wpłynie na polepszenie stanu ich zdrowia nawet jeśli (jakimś cudem) są leczone??? 

Dodatkowo w porozumieniu z decydentami schroniska osoby te dokonują manipulacji mających na celu np. ukrycie faktu, że niektóre psy w schronisku nie przeżywają nawet kwarantanny.... 
W Wigilię pisałyśmy o dwóch malutkich suczkach porzuconych właśnie tego dnia: Porzuceni na święta. Tymczasem jedna z nich najprawdopodobniej już nie żyje, ponieważ jej opis i zdjęcie zostały całkowicie wymazane z oficjalnej strony schroniska. Nigdy nie dowiemy się prawdy, ponieważ dostęp do tej wiedzy mają tylko osoby "uprzywilejowane" - szkoda tylko, że dla dobrych układów z LPGK decydują się milczeć na ten temat i nie mówią głośno o prawdziwym obliczu schroniska. A psy tam niestety często giną w niewyjaśnionych okolicznościach - np. suczka z 14 - w grudniu urodziła w swoim boksie szczeniaki, które nie przeżyły niskich temperatur na zewnątrz (suczka w ciąży nie została umieszczona w izolatce), zaraz z boksu zniknęła też suczka i to bynajmniej nie w drodze adopcji - na oficjalnej stronie nigdy nie figurowała. O takich psach po prostu się nie mówi, dlatego nikt nawet nie wie, że przewijają się przez to schronisko...

 Ludzie nazywający się "prawdziwymi wolontariuszami", którzy prowadzicie oficjalną stronę schroniska, czy zupełnie zapomnieliście PO CO to wszytko wspólnie zaczynaliśmy? Czy macie sumienie walczyć z innymi, byle tylko zachować poprawne stosunki z władzami, za cenę cierpienia zwierząt, którym mieliście pomagać? Czy wasze priorytety zmieniły się tak diametralnie, że z wybawców staliście się katami? Dlaczego? Czy pieniądze z niemieckich adopcji są warte cierpienia niewinnych zwierząt??? Nie chcecie pomagać, to przynajmniej nie krzywdźcie! Tak będzie uczciwiej dla tych biednych stworzeń...

Odpowiedzialnym za opisane w tym poście działania życzymy...sumienia...

wtorek, 1 stycznia 2013

Pomoc dla fundacji Centaurus

Drodzy Czytelnicy, 
jesteśmy przyzwyczajeni, że to fundacje zwykle niosą pomoc, a nie same jej potrzebują... Tymczasem koniec zeszłego roku okazał się tragiczny dla Fundacji Centaurus, która opiekowała się setkami koni oraz dziesiątkami psów i kotów, dając im dach nad głową i opiekę w starym folwarku w Szczedrzykowicach.
Najlepiej jeśli przeczytacie Państwo relację z tego smutnego wydarzenia autorstwa przedstawicieli Fundacji http://www.centaurus.org.pl/pozostale/pozar/ - wiadomości są na bieżąco - od 31 grudnia - aktualizowane.

W związku z tym, przyłączamy się do apelu Fundacji o pomoc materialną w postaci darów rzeczowych.
Jeśli ktoś z Państwa nie ma możliwości dostarczyć ich osobiście, informujemy, że możemy zawieść przekazane dary do Szczedrzykowic, gdzie będziemy wybierać się w najbliższym czasie. W takim wypadku prosimy o kontakt mailowy:
wolontariuszkischronlegnica@gmail.com
Na kontakt czekamy do 11 stycznia
zaczerpnięte ze strony: Centaurus