środa, 14 listopada 2012

Wywózki do Niemiec nadal "mają się dobrze"...

Mimo artykułów w lokalnej prasie, wątpliwości zgłaszanych do Powiatowego Lekarza Weterynarii odnośnie warunków w jakich transportowane są zwierzęta oraz medialnych zapewnień Prezesa Wasinkiewicza (zarządcy schroniska), że przyjrzy się tej sprawie - dowiadujemy się od osoby wtajemniczonej w ten proceder, że wywozy do Niemiec trwają w najlepsze i odbywają się nawet częściej niż kiedyś. Czyżby z obawy o przyszłość tej działalności pani Martina chce "zaopatrzyć się" w psiaki na zapas, by zapewnić sobie płynność finansową? 
Organizatorki tych wywózek zamiast uczynić całą procedurę jawną i udowodnić szlachetność swoich działań, robią wszystko by jeszcze bardziej ją zakamuflować i wzbudzić coraz więcej wątpliwości. Po co?...czy faktycznie jest aż tyle do ukrycia? Teraz Martina Chmielnik nie zabiera już psów bezpośrednio ze schroniska, tylko z miejsca, do którego przywożą je osoby związane z TOZ Jawor - wcześniej oficjalnie je adoptując - a wszystko to odbywa się za wiedzą kierownika schroniska. Także ogłoszenia na e-bayu zmieniły formę i coraz trudniej jest do nich dotrzeć.
Czy żeby rozwiać wszelkie wątpliwości w tym temacie, w szczególności te dotyczące warunków transportu, nie lepiej byłoby organizować wywózek oficjalnie w obecności osób postronnych i przy otwartej bramie? Jeśli my się mylimy, to takie działanie rozwiało by wszelkie wątpliwości co do legalności całego przedsięwzięcia. Jeśli wszystko jest zgodne z prawem, to co stoi na przeszkodzie, by na oficjalnej stronie schroniska opublikować dokumenty na podstawie których działa pani Martyna? Myślimy, że ujawnienie podstawowych faktów wyszłoby wszystkim na dobre, a panie organizujące transporty mogłyby zacząć działać oficjalnie i zgodnie z przepisami prawa. Tylko czy faktycznie my się mylimy?... Może jednak nie bez powodu wszystko co dotyczy "adopcji" do Niemiec owiane jest od lat tajemnicą, a panie nie mają jak uwiarygodnić legalności swoich działań i dlatego ukrywają procedury wywózek? Skąd to milczenie? Nie jesteśmy przeciwne adopcjom zagranicznym, tylko warunkom w jakich się one odbywają i braku przejrzystości w dokumentach, na podstawie których taka działalność jest prowadzona. Jeśli odbywa się to zgodnie z prawem, to nie obchodzi nas czy ktoś na tym zarabia. Interesuje nas tylko dobro zwierząt, które na chwilę obecną nie jest w żaden sposób potwierdzone. Na razie wszystkie fakty świadczą przeciwko temu przedsięwzięciu i nikt ich nie dementuje... Tym samym mamy podstawy przypuszczać że - mimo tego, że patronuje temu koło organizacji prozwierzęcej - prawa zwierząt są w tym przypadku łamane.
I tak, Balbina  która od 20 października mogłaby być w kochającym domu w Legnicy, nadal czeka na swojego kupca na e-bayu i przebywa w kolejnym schronisku, tym razem w Niemczech... Czy to miało służyć jej dobru?


To już któreś z kolei ogłoszenie Balbiny, po tym jak nie sprzedała się na pierwszej aukcji. Przyjdzie jej jeszcze trochę poczekać w niemieckim schronisku.


P.S. Sprzedaż psa za pośrednictwem portali aukcyjnych to loteria. Jeden może trafić do kochającego domu, skąd szybką napłyną zdjęcia na dowód, że wszystko jest w porządku. A reszta? Ta zdecydowana większość, o której dalszych losach nic nie wiemy, a ich nowi właściciele nie nadesłali żadnych zdjęć? No cóż takiego psa może kupić ktokolwiek. Kto sprawdzi taką osobę, zwłaszcza jeśli mieszka ona np. 100 km od schroniska Pani Chmielnik?
Większości wydaje się, że Niemcy to raj dla psów... 
Niestety nie zawsze:
(uwaga! nie polecamy osobom szczególnie wrażliwym)

1 komentarz:

  1. To co się dzieje jest straszne. Tyle kochanych, fajnych piesków trafiło do Niemiec! I ślad po nich zaginął... Młode, stare, zdrowe, chore - wszystkie wywożą. Jakby tutaj na miejscu mało było kochających ludzi. :(

    OdpowiedzUsuń