poniedziałek, 30 listopada 2015

Wspomnień "czar" dla pracowników = wspomnień koszmarów dla zwierząt. 28 listopad



Kiedy 6 lat temu w 2009 roku zaczęłyśmy przychodzić do schroniska wyglądało ono zupełnie inaczej niż dziś. Wiele osób nawet nie jest sobie w stanie wyobrazić jakie wtedy panowały tam barbarzyńskie zasady i w jakich warunkach żyły zwierzęta (dotyczy to zwłaszcza wolontariuszki LPGK, która przyszła na gotowe i od razu stanęła przeciwko nam a po stronie pracowników, przez co rozbiła wolontariat - wolontariusze zamiast trzymać się razem są podzieleni i nie mogą działać skutecznie na rzecz zwierząt, co jest pracownikom jak najbardziej na rękę). Wszystko to doskonale działało do momentu kiedy przychodziły tam pojedyncze osoby, których liczna obsługa szybko potrafiła zniechęcić do ponownego odwiedzenia tego miejsca. Jedni wytrzymywali dłużej i pojawiali się raz na miesiąc, inni oburzeni, że tak się traktuje ludzi którzy przychodzą w wolnym czasie by zrobić coś dobrego, rezygnowali od razu. Doskonałym  przykładem takich technik, była Laura - bardzo łagodna a zarazem silna suczka, która strasznie ciągnęła na spacerach. Mimo tego, że psów w schronisku było w tamtym czasie ok. 100, ona zawsze szła na spacer, właśnie dlatego że strasznie ciągnęła i człowiek który ją wyprowadzał nie miał siły na następnego psa,  szedł do domu a kiedy przychodził następnym razem znów dostawał Laurę, więc po jakimś czasie przestawał przychodzić w ogóle. Pracownicy byli z siebie bardzo dumni i nawet nazwali ją „psem dyżurnym”. 

Obsługa, z racji tego, że miała więcej czasu wolnego niż pracy, specjalizowała się w wymyślaniu coraz to nowych sposobów na pozbywanie się ludzi, których nie traktowała jako wolontariuszy, tylko natrętów kręcących się po schronisku, co po pierwsze naruszało ich spokój a po drugie za dużo było do ukrycia przed światem. Ludzie w tym miejscu  tylko drażnili. Z drugiej strony, w mediach kierownik Boksa udzielał uspokajających wywiadów jak to zwierzęta mają pod jego kierownictwem dobrze, a dziennikarze publikowali zamiast zdjęć wnętrz boksów w których mieszkały te „szczęśliwe” psy, pięknie utrzymaną  fasadę schroniska, która miała sprawiać wrażenie dobrze zarządzanego – pomalowany budynek, strzyżone trawniki, przycinane krzewy i  najważniejsze dla zwierząt – wybielone krawężniki. Pieniędzy nie brakuje, Kierownik udziela wywiadu
Oczywiście także serdecznie zapraszał wolontariuszy, by potem na miejscu brać czynny udział w ich zniechęcaniu do ponownego pojawienia się w tym miejscu. CZYSTA HIPOKRYZJA! Podobnie jak apele przed każdą zimą o zbiórce kocy, które w żaden sposób nie służą zwierzętom, bo trzeba je wymieniać kiedy zawilgotnieją a w tym miejscu to permanentny stan, więc za dużo wysiłku.... Ludzie przywożą koce i kołdry mając świadomość udzielonej pomocy a one leżą przez całą zimę w magazynie, by na wiosnę trafić obok - do kontenera na śmieci.
Jednak dla pozorów zostaną pojedynczo wyłożone na stalowe dachy bud, gdzie w żaden sposób nie służą zwierzęciu, ale sprawiają wrażenie na odwiedzających, że jak są na budach to może w budach także. A prawda jest taka, że trudno jest się doprosić  do środka słomy, która powinna być w budach przez cały rok,  a co dopiero marzyć o kocach! Zaś pracownicy mają tylko powód do śmiechu i świętowania sukcesu pt. jak robić ludzi w konia i jeszcze usłyszeć pochwały

Lata doświadczeń sprawiały, że wizerunek sprzedawał się lepiej niż rzeczywistość, której nikt niezależny nie mógł zobaczyć. A prawda była inna, jednak w starciu z rozbestwioną obsługą, nikt nie miał na tyle siły i determinacji by ją odkryć.
Przyszedł w końcu dzień, w którym dla schroniskowych psów pojawiła się iskierka nadziei. Było bardzo ciężko, dlatego wszelkie zmiany działy się tak wolno, że pierwsze psy niewiele z nich skorzystały. Kiedy zawiodły wszystkie dotychczasowe sposoby zniechęcenia nas, a my z determinacją pojawiałyśmy się regularnie i bez względu na pogodę w schronisku, spróbowano innej strategii, by oswoić wroga i przeciągnąć na swoją stronę. W tym celu musiano złagodzić trochę zwyczaje i zrezygnować z największych zaniedbań, które najbardziej rzucały się w oczy. To był pierwszy sukces dla dobra zwierząt! Błędnie sądzono, że nas to zadowoli i przestaniemy przychodzić do schroniska a wtedy dawny spokój znów mógłby wrócić. My jednak trwałyśmy na straży i domagałyśmy się także innych zmian, które prawnie należały się zwierzętom. „Dobroć” i cierpliwość obsługi w końcu się skończyła i nagle nastąpiła wojna o wszystko. To zmusiło nas by wyjść poza ogrodzenie schroniska i zwrócić się do osób nadrzędnych nad pracownikami i kierownikiem schroniska. Niestety, większość tych osób, zwłaszcza na terenie Legnicy, trzymała wspólny front i nie chciała burzyć dotychczasowej beztroski. Dotyczyło to zwłaszcza Powiatowego Lekarza Weterynarii, który sprawuje zgodnie z prawem największy nadzór nad warunkami w jakich przebywają w schronisku zwierzęta. Przez tyle lat przyzwyczaił się on tylko do podpisywania papierków, że praktycznie stracił wzrok - nie widział dziur w dachu, zgniłych bud, zawilgoconych boksów a nawet tego, że nie ma wybiegu, który każde schronisko zgodnie z prawem powinno posiadać. A tu nagle pojawia się ktoś,  domagający się usunięcia aż tylu zaniedbań, które przez lata urosły do ogromnych rozmiarów – ciężko było nagle zobaczyć więcej za te same pieniądze. Brakuje tylko złotych klamek

Na poziomie schroniska i gminy niewiele udało się uzyskać  - Prezydent Miasta Tadeusz Krzakowski czy zarządca LPGK Józef Wasinkiewicz nie byli przyzwyczajeni do tego , że istnieje jakiś problem schroniska, w związku z czym, mimo niepodważalnych faktów – zdjęć i filmów prezentujących niechcianą rzeczywistość, bagatelizowali temat zamiatając sprawę pod dywan. Wszyscy postanowili nas przeczekać, aż się zniechęcimy i zaprzestaniemy domagać się sprawiedliwości dla zwierząt, które same o siebie nie zawalczą, więc można to było obrócić to na swoją KORZYŚĆ. Trzeba było więc wyjść do mediów – lokalnych i regionalnych, oraz do Wojewody czy Głównego Lekarza Weterynarii, by powoli rozwiązywać kolejne "nierozwiązywalne" problemy.

Oczywiście nie wszystko udało się  doprowadzić do stanu zgodnego z prawem, jednak często blokowały to urzędnicze procedury. Dlatego na dzień dzisiejszy pozostało jeszcze parę rzeczy do zrobienia, jak zerwanie starego i dziurawego  azbestowego zadaszenia  z boksów zewnętrznych, oraz stałe zadaszenie boksów „hotelowych” i usunięcie z nich śliskich kafli ściennych, którymi są wyłożone i narażają psy na upadki i zranienia. No i najważniejsze - całkowitą wymianę pracowników - osób przypadkowych, na osoby świadome, dla których zwierzęta to żywe istoty, którym należy się właściwe traktowanie i szacunek. Osoby, które będą przestrzegać ustaw a nawet robić więcej niż tylko dostosowanie się do ram prawnych. Zdajemy sobie sprawę, że z tym ostatnim będzie najciężej, bo nikt nie odpuści tak spokojnej posady, a na pewno nie ma na to szans póki nie zmieni się władza w naszym mieście, która przez tyle lat tolerowała taki stan. My jednak nie odpuścimy i nadal będziemy stać na straży.

Czemu znów do tego wracamy? Otóż podczas ostatniej naszej wizyty w schronisku, postanowiono znów wrócić do aktywnej nagonki na nas, mającej na celu uniemożliwienie nam wykonywania naszych działań na rzecz dobra zwierząt. Pracownicy liczebnie postanowili nas przestraszyć i domagali się, byśmy w schronisku nie mogły nic robić. Widocznie poczuli się już zmęczeni jakąkolwiek pracą i wróciły wspomnienia dawnych lat, dlatego postanowili znowu spróbować przywrócić starą rzeczywistość.
Panie kierowniku, najpierw trzeba samemu przestrzegać prawa, by wymagać tego od innych. A gdyby prawa zwierząt w legnickim schronisku były przestrzegane, my byśmy nie musiały tam przychodzić w wolnym czasie, tylko przeznaczyć go na większe przyjemności. Sam pan przez lata nas do tego zmusza! Kontrola społeczna ma to do siebie, że może być wykonywana przez każdego mieszkańca i nie może być mu utrudniana a wykonuje się ją na własną odpowiedzialność.
Zamiast skupiać się na utrudnianiu nam naszej dobrowolnej działalności, proszę zająć się tym, za co pan i pracownicy otrzymujecie comiesięczną pensję. Należy do tego przede wszystkim sprzątanie boksów, co w ostatnim czasie mocno szwankuje.
 
                                                          Zamarznięta woda w miskach - przed cały dzień!
                                                Zbutwiałe i grożące skaleczeniami podesty w boksach.
                                   ...a pracownicy stoją z założonymi rękami i myślą jakby się nas pozbyć...

niedziela, 22 listopada 2015

Do serca przytul (starego) psa! 21 listopada w schronisku

Przegląd schroniskowych boksów skłonił nas ostatnio do smutnej refleksji, że życie w tym miejscu rządzi się bardzo brutalnymi prawami "selekcji naturalnej". Jak wygląda ta selekcja za kratami? Otóż okrucieństwo ludzi polega na tym, że najczęściej porzucają psy stare, które służyły im wiernie przez całe swoje życie, a gdy zniedołężniały, zachorowały a ich wzrok i słuch się stępił, przestały być potrzebne i zostały wyrzucone "na śmietnik" jak zużyty sprzęt...

Smutna i samotna starość spotyka też zwierzęta, które były bardzo kochane przez swoich właścicieli i spędziły z nimi całe swoje życie - niestety, człowiek umarł pierwszy, a psem nikt nie chciał się zająć. Najprościej było więc "zdać" go do zimnej klatki, w której będzie opłakiwał człowieka, któremu był wierny...
 
Tej suczce "dokucza" nie tylko samotność i porzucenie, ale też ogólne zaniedbanie - przede wszystkim wygłodzenie. Ledwo trzyma pion w tylnych łapach, zwłaszcza na śliskich kafelkach.

Mamy nadzieję, że obsługa zwróci na to uwagę i potraktuje suczkę stosownie do jej potrzeb, tak że będzie karmiona kilka razy dziennie, by jak najszybciej nabrała siły i doszła do siebie.

Ludzkie okrucieństwo objawia się nie tylko porzucaniem psów starych, ale także, z pozoru niewinną skłonnością do adoptowania ze schroniska tylko psów młodych, a najlepiej szczeniaków... Ileż to razy słyszałyśmy od odwiedzających schronisko "Ten pies jest za stary", "Szukam szczeniaka i to najlepiej rasowego (!)". Najwidoczniej każdy jest przekonany o swoich wrodzonych umiejętnościach i wiedzy na temat wychowywania młodych psów. A to bardzo często porywanie się z motyką na księżyc, ponieważ ludzie zazwyczaj nie posiadają takich kompetencji. Chcąc pochwalić się przed sąsiadami i znajomymi zabierają "za darmo" do domu młodego, rasowego psa... A potem zostawiają go na całe dnie samego, nie poświęcają mu czasu, nie pozwalają mu się wybiegać na długich spacerach... Sfrustrowany psiak zaczyna niszczyć mieszkanie ... i koło się zamyka - wraca do schroniska jako dojrzały, niewychowany pies, którego nikt już nie będzie chciał, bo przecież każdy szuka szczeniaka...


Dzięki głupocie i okrucieństwu "wyższego" gatunku za jaki uważają się ludzie, schroniskowe boksy pękają w szwach wypełnione doświadczonymi staruszkami...

Jak to zmienić?

Wystarczy się zastanowić...
PIES MŁODY - 
* wymaga socjalizacji (nauki życia wśród ludzi), nie potrafi jeszcze wykonywać żadnych poleceń; 
* nie zna różnicy między mieszkaniem a podwórkiem (może więc załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w domu); 
*rozpiera go wręcz niespożyta energia, którą musi wyładować biegając, bawiąc się, wykonując pracę, a jeśli tego nie zrobi zacznie niszczyć przedmioty wokół siebie; 
* sam jest jeszcze dzieckiem, nie rozumie zatem, że ludzkie dzieci należy traktować bardzo delikatnie i może je skrzywdzić nie mając wcale złych zamiarów...

PIES STARSZY -
* jest zsocjalizowany - doskonale rozumie zasady panujące w ludzkim społeczeństwie i potrafi się do nich dostosować;
* rozumie czym jest własne "gniazdo" i w żadnym wypadku nie chce go zanieczyścić (dlatego psom w schronisku tak trudno jest przełamać barierę psychologiczną i załatwiać się w boksie);
* poziom jego energii jest znacznie niższy, czas szaleństwa już minął. Dojrzały pies bardziej docenia ciepło "domowego ogniska" od kilometrowych spacerów;
* jest cierpliwy i wyrozumiały dla dzieci - z reguły woli trzymać się od nich z dala, ponieważ rozumie, że tak kruchą istotę łatwo skrzywdzić.

Oto przykłady psów, które zostały zaadoptowane w dojrzałym wieku i nie miały żadnych problemów z przystosowaniem się do zasad panujących w domu. Ich opiekunowie nie zamieniliby ich na żadne młodsze!

Bettina
                      
                           Czika                          
                           
                 
Nikoś
                              
              
Bohater - Burbon

WYJĄTEK stanowią psy, które doświadczyły w swoim życiu szczególnej traumy, np.
* w ogóle nie miały kontaktu z ludźmi i szansy nauczenia się zasad panujących w ludzkim społeczeństwie, ponieważ całe życie spędziły uwiązane na łańcuchu;
* były bite, głodzone lub krzywdzone w inny sposób, przez co boją się ludzi, a ich strach manifestuje się często agresją;
* były szkolone przez nieodpowiedzialnych pseudo opiekunów na psy "ostre", to znaczy atakujące wszystko i wszystkich dookoła po to, żeby zrekompensować słabości i kompleksy ich chorych właścicieli.

Takie przypadki powinny być rozpoznane przez pracowników schroniska. Powinno się poświęcić dużo pracy i czasu, żeby nauczyć je funkcjonowania wśród ludzi, a jeśli pod żadnym pozorem nie jest bezpieczne oddawanie ich do adopcji, należy rozważyć skrócenie ich cierpień zamiast skazywać ich na udrękę zamknięcia i samotności do końca życia...
W każdym razie o takich przypadkach powinni być bezwzględnie informowani potencjalni adoptujący, żeby zdawali sobie sprawę jakie ryzyko podejmują adoptując psa po przejściach... Niestety tak dzieje się tylko w prawdziwych schroniskach, zatrudniających profesjonalną obsługę, a nie tak, jak w Legnicy ludzi z przypadku, nie lubiących zwierząt, ale także i pracy, a więc szukających posady, w której nic nie trzeba robić...

Jednak fakt, że nasze schronisko odbiega od wszelkich standardów nie zwalnia nas od odpowiedzialności za psy, które udomowiliśmy, rozmnożyliśmy i porzuciliśmy...

BĄDŹ ODPOWIEDZIALNY - POMÓŻ STARUSZKOWI GODNIE DOŻYĆ SWOICH DNI!
***
Ze spraw bieżących: pies, którego stan po trafieniu do schroniska zaczął bardzo się pogarszać, ponieważ zaciśnięto na jego szyi grubą, skórzaną obrożę ma się znacznie lepiej. Po naszej interwencji obrożę ściągnięto, a rana zaczęła się goić i przysychać.

Niestety zatrudniony w schronisku weterynarz nadal nie traktuje poważanie swoich obowiązków. Najświeższym dowodem jest wygłodzona suczka o której wspomniałyśmy wcześniej. Oprócz skrajnego zaniedbania ma ona mocno chore oczy. Powitała nas praktycznie nic nie widząc, bo całe oczy zalepione były zieloną(!), gęstą ropą! Nic nie wskazywało na to by podano jej jakikolwiek lek. Oczy oczyściłyśmy same, dzięki czemu zalękniona psina lekko się rozruszała i poczuła pewniej.
 

***

Jak co tydzień zachęcamy Państwa do odwiedzenia schroniska - jeśli nie po to, żeby adoptować psa, to chociażby po to by zaobserwować takie sytuacje:
Oto jak wspierają się zwierzęta w potrzebie. Potrafią wznieść się ponad podziały gatunkowe.

A czy my potrafimy?

poniedziałek, 16 listopada 2015

Konsekwencje krótkowzroczności - 16 listopada 2015

Schronisko pełne jest porzuconych psów, na których przykładzie można doskonale zobrazować niekompetencję oraz złą wolę osób nim zarządzających - począwszy od zaniedbań weterynarza (o których często wspominamy - są to przypadki psów oblepionych kleszczami, chorych, lub poranionych pozostawionych bez jakiejkolwiek opieki), a skończywszy na długofalowej polityce zapobiegania bezdomności. Choć "w papierach" wszystko wygląda bardzo obiecująco - radni gminy Legnica podpisują się przecież CO ROKU pod Uchwałą nakazującą obowiązkową sterylizację zwierząt przebywających w schronisku mającą zapobiec niepotrzebnemu rozmnażaniu - w rzeczywistości niestety nijak nie przystaje do wizji urzędników. 

Dowodem na krótkowzroczność ze strony zarządcy schroniska jest przypadek (a zdarzają się one nagminnie) psa, który po nieudanej adopcji został porzucony i powrócił do schroniska. Tym razem jest to suczka, która nie wróciła tu sama, ale z sześcioma szczeniętami!

Suczka ta nie została poddana sterylizacji podczas swojego pierwszego pobytu w schronisku - choć według obowiązującej Uchwały obowiązkiem zarządcy jest zapobieganie bezdomności. Dodajmy - obowiązkiem, z którego nikt go nie rozlicza. Następnie została przekazana do adopcji, a kiedy urodziła szczeniaki (co wskazuje na nieodpowiedzialność nowego właściciela) ponownie ją wyrzucono i trafiła z powrotem do schroniska. Czy człowiek, który ją adoptował, doprowadził do rozmnożenia i wyrzucił wraz ze szczeniakami na ulicę poniesie jakieś konsekwencje? Otóż nie! Kierownik schroniska dysponuje co prawda jego pełnymi danymi (spisanymi podczas adopcji), porzucenie psa w świetle Ustawy o ochronie zwierząt jest przestępstwem, a kto posiada wiedzę o przestępstwie ma obowiązek zgłosić to policji... Ale to wszystko TYLKO przepisy, TYLKO prawo obowiązujące w tym kraju, co dla kierownika schroniska nie znaczy NIC....

Człowiek, który adoptował suczkę, rozmnożył i porzucił wraz ze szczeniętami nie poniesie żadnych konsekwencji. Co więcej, jeśli przyjdzie mu taka ochota, wróci do schroniska i adoptuje kolejnego psa...

Radni nadal będą podpisywać się pod uchwałami, które na zawsze pozostaną tylko papierową fikcją. 
Zwierzęta w schronisku nie będą sterylizowane. 
Będą się za to nadal rozmnażać, a na ulicach błąkać się będzie coraz więcej bezdomnych psów...

To wszystko będzie się dziać, ponieważ zarządca schroniska, jego kierownik i pracownicy doskonale wiedzą, że nikt ich z niczego nie rozliczy! Wiedzą, że są bezkarni, ponieważ nikt nie interesuje się ich poczynaniami!
Żeby to zmienić wystarczy odrobina zainteresowania z naszej strony! Pensje tych ludzi wypłacane są z naszych podatków - mamy obowiązek ich KONTROLOWAĆ, ZADAWAĆ PYTANIA I ROZLICZAĆ Z KAŻDEGO ZANIEDBANIA! 

Rozumiemy że w naszym mieście NIGDY nie doczekamy się sytuacji, by WSZYSTKIE zwierzęta opuszczające schronisko były wysterylizowane i nie mogły dalej niepotrzebnie się rozmnażać, tak jak robi się to w innych miastach. Jednak na niewystarczające środki finansowe też jest sposób - wystarczyłoby  KONSEKWENTNIE STERYLIZOWAĆ JEDNĄ PŁEĆ - SUCZKIZA TO WSZYSTKIE KTÓRE IDĄ DO ADOPCJI. 
Prosimy zatem Państwa, by w miarę możliwości pisać listy do Prezydenta Miasta Legnicy Pana Tadeusza Krzakowskiego, który jest właścicielem schroniska, by przyczynił się do takiego stanu rzeczy, co znacznie zapobiegnie bezdomności na przyszłość. Wystarczy kilka takich samych uwag, by zwrócono uwagę i być może rozwiązano poważny, choć tak naprawdę łatwy do skorygowania problem jaki panuje w naszej gminie.
Wszystko w rękach bezdusznej maszyny biurokracji...
***
Tak dziś o godzinie 15 (czyli w momencie wyjścia pracowników do domu) prezentowała się większości boksów:
(w tym boksie przebywają szczeniaki)

Dodajmy, że w sobotę było podobnie - boksy były przez cały dzień (jeden?) nieposprzątane, w konsekwencji czego psy siedziały w swoich odchodach a te mające problemy żołądkowe i rozwolnienie, dodatkowo w niesamowitym smrodzie.  Oszczędzimy Państwu tego widoku, jedynie opublikujemy symboliczne zdjęcie:
 
Zaś grupka mężczyzn (nazywanych szumnie pracownikami) spędziła dzień stojąc pod wiatą i obserwując wolontariuszy... A kto im zabroni? Kto ich rozliczy z niewykonanej pracy?
***
Porzuconych psów ciągle przybywa. Większość kompletnie nie może odnaleźć się w nowej - samotnej i zimnej - rzeczywistości:
 

O swoich smutkach i lękach mogłyby zapomnieć choć na chwilę rozładowując emocje na pluszowych zabawkach, które tak często przywozicie Państwo do schroniska. Niestety, dziś tylko w jednym boksie znajdował się taki pluszak...

A wielu bardzo by się ucieszyło z takiej "atrakcji"

Tylko czy władze naszego miasta zatrudniają do obsługi schroniska i walki z bezdomnością choć jedną osobę niemającą serca z kamienia?
To pytanie do wszystkich z Państwa - Przyjedźcie, zobaczcie to na własne oczy. Oceńcie sami personel schroniska, stan boksów - PO PROSTU POZNAJCIE "NASZE" PSY!

niedziela, 8 listopada 2015

Jesienne smutki w schronisku - 7 listopada

Zaczyna się najtrudniejszy okres w roku dla zwierząt zamkniętych w ciemnych, wilgotnych celach schroniska... Nowi lokatorzy zajmują klatki i wytarte, zużyte budy, które widziały już tyle anonimowego cierpienia... Większość z nich ma problemy z zaakceptowaniem tej sytuacji i odnalezieniem się w nowym miejscu. Ten staruszek jest tak sparaliżowany strachem, że nie potrafi się nawet schronić na posłaniu wewnątrz budynku tzw. hotelowego. Cały przemoczony i zmarznięty trzęsie się na zimnych i mokrych kaflach:


Inne psy w "hotelu" też są przemoczone - czy to od deszczu czy to od polewania z góry szlauchem przez pracownika (nowym Czytelnikom naszego bloga zdradzamy, że to taka "obozowa" forma sprzątania boksów, które dla wygody pracowników nie posiadają dachu, by można je było łatwo polewać od góry zimną wodą - oprócz szybkiego sprzątania osiąga się też efekt psychologiczny - psy trzęsą się ze strachu i uciekają na widok swoich "opiekunów"). 
 Taką lekcję pokory dostają psy nowe w tym miejscu - bez względu na to czy to staruszki czy szczeniaki...

Zwierzęta nowo przybyłe, przynajmniej teoretycznie, powinny być zbadane przez zatrudnionego w schronisku weterynarza. Niestety przerażający stan niektórych psów odbywających kwarantannę pokazuje niezbicie, że tak się nie dzieje:

Ten pies spędził w schronisku prawie dwa tygodnie - nikt nie zdjął mu oblepionej odchodami, ciasnej obroży, w której tu przybył. Przez cały ten czas obcierała ona otwarte rany na jego szyi - oczywiście nawet nie przemyte. Od biednej ofiary ludzkiego lenistwa unosił się "zapach" gnijących tkanek... Na szczęście pracownik schroniska zareagował na uwagę wolontariuszki i okazał łaskę przestraszonemu nieszczęśnikowi... 
Dlatego tak bardzo ważna jest ciągłą obecność osób postronnych w schronisku! Gdyby zostawić jego personel bez nadzoru nikt nie zwracałby uwagi na podobne przypadki! Prosimy, przyjeżdżajcie Państwo do schroniska jak najczęściej - chociażby po to, żeby oglądać psy i tym samym motywować pracowników do działania!
***
Nie wszystkie historie w schronisku kończą się smutno. Adopcje nie zdarzają się niestety tak często jak byśmy pragnęły - a jest to przecież najpiękniejszy moment z życiu porzuconego psa! Nikoś spędził w schronisku ponad dwa lata! Nawet jego stary towarzysz z boksu, który nie ułatwiał mu życia, prędzej znalazł nowy dom. Nikoś to pies z włóczęgowską historią, do tego prawdopodobnie ofiara wypadku - ma zdeformowaną łapę. Być może to właśnie to kalectwo, niepozorna postura i nienarzucający się charakter sprawiły, że dosłownie nikt nie zwracał na niego uwagi i Nikoś szykował się już do trzeciej swojej zimy w schronisku. Adopcje takich "beznadziejnych" przypadku sprawiają nam największą radość - wczoraj Nikoś znalazł nowy, kochający i odpowiedzialny dom na zawsze. Dziękujemy!
 ***
Przed innymi - głównie starszymi i dużymi psami - jeszcze wiele zimnych dni i samotnych nocy w tym miejscu, nazywanym przez urzędników schroniskiem, w którym w rzeczywistości toczy się ciągła walka o przeżycie...

Obecnie w najtrudniejszej sytuacji jest "Król Julian" - to najstarszy rezydent schroniska - minęły już trzy lata odkąd tu trafił!!!

Julian to niestety typowy przykład psa bez szans na adopcję - ma wszystkie cechy, których ludzie unikają - jest już stary, duży, a do tego nieszczególnie kontaktowy... W rzeczywistości ten pies jest po prostu bardzo inteligentny! Zdecydowanie ożywia się i nawiązuje kontakt z osobami, które zna - potrafi je rozpoznać nawet po wielu tygodniach nie widzenia! A w stosunku do obcych jest po prostu obojętny... Czy to nie doskonały przykład psiej wierności? Julian to pies, od którego nie można wiele oczekiwać, ale za to można się pozytywnie zaskoczyć. On po prostu POTRZEBUJE domu, w którym będzie mógł wreszcie, na ostatnie lata swojego życia, poczuć się czyiś... Julian nadaje się na psa podwórkowego, nawet do budy (oczywiście w odpowiednich warunkach), nie potrzebuje "frykasów"... Jeżeli masz warunki by przyjąć pod swój dach starszego psa, zastanów się nad adopcją Juliana! Po trzech latach w klatce ten pies po prostu musi znaleźć swoje miejsce!