wtorek, 29 grudnia 2015

W tym roku... nie strzelam w Sylwestra!

Co do tego, że większość psów panicznie boi się głośnych wystrzałów nie musimy chyba nikogo uświadamiać - wie to każdy, kto choć raz widział zachowanie psów w noc Sylwestrową, kiedy zwierzęta te jak oszalałe próbują uciec lub schować się przed bombardowaniem, które fundujemy sobie i im jako rzekomo świetną zabawę.

Tymczasem są miasta i miejsca na świecie, gdzie noc sylwestrową świętuje się w inny sposób - bez wystrzałów, należą do nich między innymi Wenecja, Hong Kong, Nicea czy Norwegia... Skoro w takich miejscach ludzie potrafią bawić się bez wystrzałów, to może i Legniczanie mogliby chociaż troszkę się ograniczyć, np. strzelać tylko w wyznaczonym obszarze na Rynku?

Taka sytuacja byłaby idealna, jednak zdajemy sobie sprawę, że potrzeba jeszcze wielu lat uświadamiania, żeby i do naszego miasta dotarł powiew nowoczesności i Sylwester przestał być obchodzony w ten niezbyt miły (nie tylko dla psiego ucha - pomyślmy też o osobach starszych czy małych dzieciach) sposób.

Czekając na zmianę obyczajów pragniemy zamieścić (za fundacją Empatia) kilka porad jak pomóc naszym czworonogom przetrwać Sylwestra:
więcej na : Stowarzyszenie Empatia
POLUB TO! 

 Ponadto informujemy, że wszystkim osobom i ich pupilom potrzebującym bardziej indywidualnej porady lub przepisania odpowiednich leków uspokajających pomocą służy psycholog zwierzęcy, Pani Wioleta Klejnowska, o którą mogą Państwo zapytać w lecznicy dra Legienia

niedziela, 20 grudnia 2015

19 grudnia w schronisku

W tym roku grudzień okazał się wyjątkowo łaskawy dla porzuconych zwierząt. Ponieważ pogoda dopisuje i nie musimy jak każdej zimy niepokoić Państwa informacjami o zamarzających w schronisku psach, możemy napisać o małych "sukcesach". Pies, który trafił do schroniska w złym stanie, a pracownicy dodatkowo pogorszyli jeszcze jego sytuację zaciskając starą, brudną obrożę na poranionej szyi, nie ma już nawet śladu po tej ranie:
Teraz, po kilku tygodniach i po naszej "prośbie" o ściągnięcie obroży chociaż na czas gojenia się rany, pies jest nie do poznania:
Być może dla pracowników czy dla ludzi, którzy raz byli w schronisku takie sytuacje nic nie znaczą, ale dla tego jednego, konkretnego psa zmieniło się wszystko - nie czuje już bólu ropiejącej rany. 
*** 
W ostatnim poście pisałyśmy o suczce Dianie:
Diana padła ofiarą nierozsądnej adopcji - podczas swojego pierwszego pobytu w schronisku nie została wysterylizowana, a osoba, która ją adoptowała porzuciła suczkę, kiedy ta, niedopilnowana zaszła w ciążę i tak Diana ponownie trafiła do swojej celi, tym razem zwiększając bezdomność o kolejne szczeniaki. Już po opublikowaniu naszego posta na ten temat, na oficjalnej stronie schroniska pojawiła się informacja jakoby suczka była w ciąży już w momencie adopcji, co jest nieprawdą. Pracownicy schroniska i wolontariuszka spółki LPGK wymyślili swoją wersję tej historii, żeby wybielić władze schroniska, które bezmyślnie sterylizują raz suczkę a raz samca i doprowadzają do bezsensownego rozmnażania psów, a potem często przekazują w nieodpowiednie ręce (Diana jest kolejną suczką, która w krótkim czasie Z POWROTEM trafiła do schroniska wraz ZE SZCZENIAKAMI) ze względu na brak jakiejkolwiek polityki adopcyjnej i nie wyciąganiu konsekwencji od ludzi, którzy zostawiają swoje dane w schronisku.
Żebyśmy nie pisali więcej o Dianie i innych psach, których historie obnażają niekompetencję i niekiedy okrucieństwo pracowników, niektóre z nich zamykane są w soboty w ciasnych pomieszczeniach (1m x 1m) wewnątrz budynku, a wyjścia na zewnątrz są blokowane zielonymi płytami:
Zza zablokowanych włazów dobiega przeraźliwe piszczenie szczeniaków i innych zamkniętych psów (wczoraj zablokowane były trzy boksy). Niektóre psy tak strasznie chcą się wydostać na zewnątrz, że wydrapują przez wąską szparę zaprawę spod kafelek...
 ... kafelek, o których pisałyśmy już wielokrotnie, że nie nadają się do wyłożenia posadzek w boksach dla psów, ponieważ są śliskie, zwierzęta się na nich przewracają oraz ranią łapy o połamane krawędzie. Tak wyglądały kafle wczoraj:
A psy, które ślizgają się na nich i przewracają brudzą się we własnych odchodach i wymiocinach, których w soboty nikt nie sprząta:


*** 
Z radością możemy poinformować Państwa, że blisko 1/4 boksów pozostaje aktualnie w schronisku pusta! Mamy nadzieję, że ten trend utrzyma się już na zawsze i że taki stan jest efektem wzrostu świadomości społecznej odnośnie bezdomności zwierząt. Przy tak opustoszałym schronisku niezrozumiałe jest dla nas dlaczego tak wiele psów łączonych jest w przypadkowe pary. Jedną celę dzielą nawet duże psy, które niedawno przybyły do schroniska - są jeszcze niedożywione i przed zimą powinny przybrać na masie oraz "uzbroić się" w tkankę tłuszczową. Niestety jest to niemożliwe w momencie, kiedy rywalizują między sobą o dostęp do pokarmu. 


Z kolei w innym boksie także zamknięto dwie nietolerujące się suczki, które co jakiś czas się gryzą:
 
A z każdej strony otaczają je puste boksy...
.... w których budy także zostały przystrojone bezużytecznie narzuconymi na metalowe dachy kocami, co w żaden sposób nie służy ich ociepleniu. Do pustego bosku wstawiono też nową paletę. Jest to chyba modelowa "cela", którą wizytują te wszystkie kontrole, których pozytywnymi wynikami chwali się LPGK. Boks jest czyściutki, w budzie jest świeża słoma, paleta, na której normalnie leżą psy, by nie spędzać całego dnia na betonie, jest nowiutka - wprost idealne warunki do zaprezentowania podczas wizytacji.
Natomiast w boksach które zajmują psy...
 Palety są przegniłe, powygryzane, w niektórych miejscach wystają gwoździe...

...słoma wydeptana i mokra...

...a budy przykryte są przemoczonymi kocami na które kapie woda z przegniłych i dziurawych dachów.

Chyba że obsłudze chodzi o to:

...jednak tak wykorzystać koce potrafi tylko jeden pies...

W tym schronisku liczą się pozory, bo to one są najważniejsze, żeby mieć dobrą opinię w mediach, w ratuszu i wśród ludzi, którzy nigdy nie byli w schronisku, ale pocieszają się, że psy mają w nim świetne warunki....

sobota, 12 grudnia 2015

Przyczynianie się do bezdomności... 12 grudnia w schronisku



Miesiąc temu pisałyśmy o suczce, która wróciła ponownie do schroniska wraz ze szczeniakami. Chodziło o to,  jak gmina Legnica wykonuje – a raczej NIE WYKONUJE – uchwały  o przeciwdziałaniu bezdomności,  poprzez bezmyślne i wybiórcze wykonywanie sterylizacji – raz na suczce, raz na samcu, w wyniku czego żadna płeć nie zostaje w schronisku CAŁKOWICIE wysterylizowana. I tak, jakby na potwierdzenie naszych słów w schronisku pojawiła się kolejna suczka ze szczeniakami, która całkiem niedawno została z niego zaadoptowana!  Tym razem suczka jest schowana, byśmy znów nie opisały bezsensownej działalności legnickiego schroniska. Wolontariuszka LPGK nawet nie wprowadziła jej na stronę schroniska! Obu suczek nie widać już od ok. 2 tygodni mimo tego, że są w schronisku, a wszystko po to, by ukryć dowody swojej niekompetencji...
Diana ma co najmniej dwa szczeniaczki, które próbują się wydostać z zablokowanego przed światem boksu.  Niestety wraz z mamą przebywają na malutkiej powierzchni wewnątrz, gdzie muszą się także załatwiać.
więcej o Dianie na Rozsądnych adopcjach
Tak więc, wraz z sześcioma szczeniakami poprzedniej suczki, gmina Legnica poprzez  bezmyślną działalność – kierownika schroniska, jego pracowników i weterynarza- przyczyniła się w krótkim czasie do narodzin co najmniej OŚMIU SZCZENIACZKÓW, które teraz będą szukały domu a w przyszłości być może zostaną porzucone i trafią do schroniska, albo zginą pod kołami samochodu a dodatkowo się jeszcze rozmnożą i urodzą kolejne szczeniaczki. Ten „sukces” ma kilku ojców.
Wszystko to w ramach wykonywania programu przeciwdziałania bezdomności do którego zobligowana jest każda gmina ustawą o ochronie zwierząt, na co musi przeznaczyć środki finansowe pochodzące od jej mieszkańców. Gmina Legnica zamiast przeciwdziałać bezdomności zwierząt, przyczynia się  do niepotrzebnego rozmnażania! Zaś na koniec roku Prezydent bez mrugnięcia okiem przyjmuje wykonanie programu bez zastrzeżeń...i tak w kółko.
Jeśli zależy Państwu na zwierzętach i nie jest Wam obojętne jak wydatkowane są NASZE pieniądze, jeszcze raz prosimy, by pisać w tej sprawie do Prezydenta Miasta oraz Radnych.  
Tylko KONSEKWENTNE  sterylizowanie jednaj płci – suczek, jednak w 100% czyli WSZYSTKICH idących do adopcji zapobiegnie w odczuwalnym stopniu bezdomności psów na naszym terenie!
Aktualizacja - dopiero po opublikowaniu tego posta, suczka została wprowadzona na stronę LPGK, jednak dopisano fałszywą historię , która nie ma potwierdzenia w faktach - jakoby została adoptowana będąc w ciąży(!). Zostało to zrobione w odpowiedzi na posta, tylko po to , by wybielić załogę schroniska - taki właśnie jest cel działania wolontariuszki LPGK w schronisku...
*****
Nadchodzi zima i kierownictwo jak co roku prowadzi propagandowe apele o zbieraniu kocy dla zwierząt, które w rzeczywistości i tak nie przysłużą się psiakom. Jednak żeby zmylić ofiarodawców, znów wrzucono na budy podarowane przez ludzi koce, by tylko sprawiały wrażenie, że są w boksach. Może ktoś wie w jaki sposób mają się one przyczynić do ogrzania zwierząt, kiedy leżą na dachu budy? 

Prosimy spojrzeć głębiej, do wnętrza bud. Tam wygnieciona, mokra słoma – nie ma żadnych kocy i NIGDY nie było!
 *******
Jeszcze o problemie nagminnie występującym w schronisku – napraw, które według kierownika dokonywane są na bieżąco. NA BIEŻĄCO w schronisku wygląda tak:
 ******

Wspominałyśmy ostatnio o tym, że w boksach jest brudno a pracownicy przez cały dzień jaki jesteśmy w schronisku nie sprzątają. Oto efekty tych zaniedbań:
 *******
Na koniec coś miłego – to nie może w tym miejscu wiązać się z człowiekiem - czyli pozdrowienia od naszych nowych milusińskich.

niedziela, 6 grudnia 2015

Święta - tradycja bez okrucieństwa

Rozpoczął się grudzień, a to oznacza, że w głównych sieciach handlowych zaczęło się nachalne epatowanie świąteczną atmosferą - wszystko po to by sprzedać jeszcze więcej niż zwykle. Jako główny symbol "polskich" świąt wykorzystywany jest wizerunek karpia - w niektórych sklepach już ruszyła sprzedaż żywych ryb, choć do świąt zostały jeszcze trzy tygodnie!


W tym roku prosimy Państwa o refleksję, zastanówmy się:

- czy karp czuje? Oczywiście, że tak! 
Skóra ryby jest silnie unerwiona. Karp czuje ciasnotę, rażenie prądem (tak zabija się ryby w niektórych marketach), nieświeżą wodę, brak tlenu i powolne duszenie. Tak naprawdę większość karpi, które trafia na nasze stoły zabijanych jest w sposób wręcz sadystyczny. Przyczynia się do tego przede wszystkim chęć kupowania przez klientów żywych ryb. Takie karpie muszą spędzić wiele dni w niemiłosiernie przepełnionych basenach, w brudnej i skrajnie niedotlenionej wodzie. Potem jeszcze transport do domu w reklamówce i powolna śmierć przed uduszenie... 


- czy karp jest koniecznym elementem świątecznej tradycji? Oczywiście, że nie!
Karp jako element "tradycyjnych" potraw wigilijnych to dwudziestowieczny wymysł hodowców tych ryb, który narzucili nam zwyczaj ich jedzenia w święta, żeby zarobić jak najwięcej pieniędzy! W rzeczywistości ludzie powinni wiedzieć, że jedzenie karpia nie jest w żaden sposób związane z religijnym wymiarem Świąt (czy gdziekolwiek w Biblii jest mowa o karpiu w galarecie?) ani tym bardziej z tradycją! W rzeczywistości potrawy z karpia to stosunkowo młody wynalazek i chwyt marketingowy, dzięki któremu chów przemysłowy tych ryb nabija kieszenie wielkich hodowców! Jednak są to pieniądze okupione krwią!

A przecież Święta Bożego Narodzenia powinny być czasem miłosierdzia, okazywania łaski!

Zastanówmy się zatem czy chociaż w tym czasie nie moglibyśmy okazać wielkoduszności i sprawić by Święta w tym roku nie ociekały krwią i cierpieniem!

Więcej informacji na ten temat znajdziecie Państwo tutaj: co mogę zrobić?

Serdecznie zachęcamy Państwa do wypróbowania w tym roku przepisów na pyszne, a przede wszystkim niewymagające zabijania potrawy świąteczne. Szczególnie polecamy te przepisy:

W tym roku zaskoczcie swoich bliskich nowymi smakami!
  ***


Uwaga!

Apelujemy do Państwa, którzy odwiedzają schronisko dla zwierząt w Legnicy!

Doskonale rozumiemy, że kiedy przyjeżdżają Państwo do schroniska i widzą ogrom nieszczęść zwierząt zamkniętych w klatkach, odzywa się w Państwu współczucie i pierwszym odruchem jest wyciągnięcie ręki do porzuconych psów - żeby pogłaskać, podrapać za uszkiem, po prostu pocieszyć! Rozumiemy to doskonale, ponieważ robimy to co tydzień przez kilka godzin. Jednak po wielu latach regularnego przyjeżdżania do schroniska nauczyłyśmy się pewnych zasad:
- większość z psów zamkniętych w tym miejscu przeżyła traumę, została skrzywdzona przez ludzi. Zwierzęta te odczuwają strach, których u niektórych może objawiać się agresją;
- niektóre z przebywających w schronisku psów nie zostały jeszcze zsocjalizowane, tzn. nie wiedzą jak powinny zachowywać się w kontakcie z człowiekiem, nie rozumieją, że wyciągnięta do nich ręka może pogłaskać, sprawić przyjemność a nie wyrządzić krzywdę. Socjalizacja to zadanie nas - wolontariuszy, ale wymaga ona czasu!;
- niektóre psy zostały skrzywdzone tak mocno i cierpiały tak długo, że nigdy już nie będą chciały być dotykane przez obcych ludzi. Przekraczanie ich granicy bezpieczeństwa może wywołać u nich reakcję obroną, a psy mogą się bronić tylko zębami!
- zamknięcie w klatce sprawia, że psy czują się "przyparte do muru", przybywają na ograniczonej przestrzeni, bez drogi ucieczki. To też powoduje stres i reakcję obronną - ugryzienie!

My głaszczemy, przytulamy, drapiemy itd. tylko te psy, które wystarczająco długo znamy, na których proces socjalizacji poświęciłyśmy wiele tygodni i miesięcy.

Dla Państwa odwiedzających schronisko każdy pies jest obcy, a przede wszystkim Państwo jesteście obcy dla nich! 
Dlatego apelujemy: nie dotykajcie nie znanych sobie zwierząt!
Jeśli chcecie Państwo nawiązać taką intymną więź z psem, przyjeżdżajcie do schroniska regularnie! 
Poznawajcie stopniowo przebywające w nim zwierzęta, dajcie im się poznać!

poniedziałek, 30 listopada 2015

Wspomnień "czar" dla pracowników = wspomnień koszmarów dla zwierząt. 28 listopad



Kiedy 6 lat temu w 2009 roku zaczęłyśmy przychodzić do schroniska wyglądało ono zupełnie inaczej niż dziś. Wiele osób nawet nie jest sobie w stanie wyobrazić jakie wtedy panowały tam barbarzyńskie zasady i w jakich warunkach żyły zwierzęta (dotyczy to zwłaszcza wolontariuszki LPGK, która przyszła na gotowe i od razu stanęła przeciwko nam a po stronie pracowników, przez co rozbiła wolontariat - wolontariusze zamiast trzymać się razem są podzieleni i nie mogą działać skutecznie na rzecz zwierząt, co jest pracownikom jak najbardziej na rękę). Wszystko to doskonale działało do momentu kiedy przychodziły tam pojedyncze osoby, których liczna obsługa szybko potrafiła zniechęcić do ponownego odwiedzenia tego miejsca. Jedni wytrzymywali dłużej i pojawiali się raz na miesiąc, inni oburzeni, że tak się traktuje ludzi którzy przychodzą w wolnym czasie by zrobić coś dobrego, rezygnowali od razu. Doskonałym  przykładem takich technik, była Laura - bardzo łagodna a zarazem silna suczka, która strasznie ciągnęła na spacerach. Mimo tego, że psów w schronisku było w tamtym czasie ok. 100, ona zawsze szła na spacer, właśnie dlatego że strasznie ciągnęła i człowiek który ją wyprowadzał nie miał siły na następnego psa,  szedł do domu a kiedy przychodził następnym razem znów dostawał Laurę, więc po jakimś czasie przestawał przychodzić w ogóle. Pracownicy byli z siebie bardzo dumni i nawet nazwali ją „psem dyżurnym”. 

Obsługa, z racji tego, że miała więcej czasu wolnego niż pracy, specjalizowała się w wymyślaniu coraz to nowych sposobów na pozbywanie się ludzi, których nie traktowała jako wolontariuszy, tylko natrętów kręcących się po schronisku, co po pierwsze naruszało ich spokój a po drugie za dużo było do ukrycia przed światem. Ludzie w tym miejscu  tylko drażnili. Z drugiej strony, w mediach kierownik Boksa udzielał uspokajających wywiadów jak to zwierzęta mają pod jego kierownictwem dobrze, a dziennikarze publikowali zamiast zdjęć wnętrz boksów w których mieszkały te „szczęśliwe” psy, pięknie utrzymaną  fasadę schroniska, która miała sprawiać wrażenie dobrze zarządzanego – pomalowany budynek, strzyżone trawniki, przycinane krzewy i  najważniejsze dla zwierząt – wybielone krawężniki. Pieniędzy nie brakuje, Kierownik udziela wywiadu
Oczywiście także serdecznie zapraszał wolontariuszy, by potem na miejscu brać czynny udział w ich zniechęcaniu do ponownego pojawienia się w tym miejscu. CZYSTA HIPOKRYZJA! Podobnie jak apele przed każdą zimą o zbiórce kocy, które w żaden sposób nie służą zwierzętom, bo trzeba je wymieniać kiedy zawilgotnieją a w tym miejscu to permanentny stan, więc za dużo wysiłku.... Ludzie przywożą koce i kołdry mając świadomość udzielonej pomocy a one leżą przez całą zimę w magazynie, by na wiosnę trafić obok - do kontenera na śmieci.
Jednak dla pozorów zostaną pojedynczo wyłożone na stalowe dachy bud, gdzie w żaden sposób nie służą zwierzęciu, ale sprawiają wrażenie na odwiedzających, że jak są na budach to może w budach także. A prawda jest taka, że trudno jest się doprosić  do środka słomy, która powinna być w budach przez cały rok,  a co dopiero marzyć o kocach! Zaś pracownicy mają tylko powód do śmiechu i świętowania sukcesu pt. jak robić ludzi w konia i jeszcze usłyszeć pochwały

Lata doświadczeń sprawiały, że wizerunek sprzedawał się lepiej niż rzeczywistość, której nikt niezależny nie mógł zobaczyć. A prawda była inna, jednak w starciu z rozbestwioną obsługą, nikt nie miał na tyle siły i determinacji by ją odkryć.
Przyszedł w końcu dzień, w którym dla schroniskowych psów pojawiła się iskierka nadziei. Było bardzo ciężko, dlatego wszelkie zmiany działy się tak wolno, że pierwsze psy niewiele z nich skorzystały. Kiedy zawiodły wszystkie dotychczasowe sposoby zniechęcenia nas, a my z determinacją pojawiałyśmy się regularnie i bez względu na pogodę w schronisku, spróbowano innej strategii, by oswoić wroga i przeciągnąć na swoją stronę. W tym celu musiano złagodzić trochę zwyczaje i zrezygnować z największych zaniedbań, które najbardziej rzucały się w oczy. To był pierwszy sukces dla dobra zwierząt! Błędnie sądzono, że nas to zadowoli i przestaniemy przychodzić do schroniska a wtedy dawny spokój znów mógłby wrócić. My jednak trwałyśmy na straży i domagałyśmy się także innych zmian, które prawnie należały się zwierzętom. „Dobroć” i cierpliwość obsługi w końcu się skończyła i nagle nastąpiła wojna o wszystko. To zmusiło nas by wyjść poza ogrodzenie schroniska i zwrócić się do osób nadrzędnych nad pracownikami i kierownikiem schroniska. Niestety, większość tych osób, zwłaszcza na terenie Legnicy, trzymała wspólny front i nie chciała burzyć dotychczasowej beztroski. Dotyczyło to zwłaszcza Powiatowego Lekarza Weterynarii, który sprawuje zgodnie z prawem największy nadzór nad warunkami w jakich przebywają w schronisku zwierzęta. Przez tyle lat przyzwyczaił się on tylko do podpisywania papierków, że praktycznie stracił wzrok - nie widział dziur w dachu, zgniłych bud, zawilgoconych boksów a nawet tego, że nie ma wybiegu, który każde schronisko zgodnie z prawem powinno posiadać. A tu nagle pojawia się ktoś,  domagający się usunięcia aż tylu zaniedbań, które przez lata urosły do ogromnych rozmiarów – ciężko było nagle zobaczyć więcej za te same pieniądze. Brakuje tylko złotych klamek

Na poziomie schroniska i gminy niewiele udało się uzyskać  - Prezydent Miasta Tadeusz Krzakowski czy zarządca LPGK Józef Wasinkiewicz nie byli przyzwyczajeni do tego , że istnieje jakiś problem schroniska, w związku z czym, mimo niepodważalnych faktów – zdjęć i filmów prezentujących niechcianą rzeczywistość, bagatelizowali temat zamiatając sprawę pod dywan. Wszyscy postanowili nas przeczekać, aż się zniechęcimy i zaprzestaniemy domagać się sprawiedliwości dla zwierząt, które same o siebie nie zawalczą, więc można to było obrócić to na swoją KORZYŚĆ. Trzeba było więc wyjść do mediów – lokalnych i regionalnych, oraz do Wojewody czy Głównego Lekarza Weterynarii, by powoli rozwiązywać kolejne "nierozwiązywalne" problemy.

Oczywiście nie wszystko udało się  doprowadzić do stanu zgodnego z prawem, jednak często blokowały to urzędnicze procedury. Dlatego na dzień dzisiejszy pozostało jeszcze parę rzeczy do zrobienia, jak zerwanie starego i dziurawego  azbestowego zadaszenia  z boksów zewnętrznych, oraz stałe zadaszenie boksów „hotelowych” i usunięcie z nich śliskich kafli ściennych, którymi są wyłożone i narażają psy na upadki i zranienia. No i najważniejsze - całkowitą wymianę pracowników - osób przypadkowych, na osoby świadome, dla których zwierzęta to żywe istoty, którym należy się właściwe traktowanie i szacunek. Osoby, które będą przestrzegać ustaw a nawet robić więcej niż tylko dostosowanie się do ram prawnych. Zdajemy sobie sprawę, że z tym ostatnim będzie najciężej, bo nikt nie odpuści tak spokojnej posady, a na pewno nie ma na to szans póki nie zmieni się władza w naszym mieście, która przez tyle lat tolerowała taki stan. My jednak nie odpuścimy i nadal będziemy stać na straży.

Czemu znów do tego wracamy? Otóż podczas ostatniej naszej wizyty w schronisku, postanowiono znów wrócić do aktywnej nagonki na nas, mającej na celu uniemożliwienie nam wykonywania naszych działań na rzecz dobra zwierząt. Pracownicy liczebnie postanowili nas przestraszyć i domagali się, byśmy w schronisku nie mogły nic robić. Widocznie poczuli się już zmęczeni jakąkolwiek pracą i wróciły wspomnienia dawnych lat, dlatego postanowili znowu spróbować przywrócić starą rzeczywistość.
Panie kierowniku, najpierw trzeba samemu przestrzegać prawa, by wymagać tego od innych. A gdyby prawa zwierząt w legnickim schronisku były przestrzegane, my byśmy nie musiały tam przychodzić w wolnym czasie, tylko przeznaczyć go na większe przyjemności. Sam pan przez lata nas do tego zmusza! Kontrola społeczna ma to do siebie, że może być wykonywana przez każdego mieszkańca i nie może być mu utrudniana a wykonuje się ją na własną odpowiedzialność.
Zamiast skupiać się na utrudnianiu nam naszej dobrowolnej działalności, proszę zająć się tym, za co pan i pracownicy otrzymujecie comiesięczną pensję. Należy do tego przede wszystkim sprzątanie boksów, co w ostatnim czasie mocno szwankuje.
 
                                                          Zamarznięta woda w miskach - przed cały dzień!
                                                Zbutwiałe i grożące skaleczeniami podesty w boksach.
                                   ...a pracownicy stoją z założonymi rękami i myślą jakby się nas pozbyć...