poniedziałek, 27 czerwca 2016

Idealny porządek... na pokaz. 25 czerwiec w schronisku.



Trawa równo przystrzyżona i zgrabiona w jednakowej wielkości kupki. 
Zabawki ułożone równiutko obok siebie w pustym kojcu,
a w boksach obok siedzą psiaki i nie mają się czym zająć…
Wszystko to oczywiście nie służy w żaden sposób psom, a ma za zadanie odwrócić uwagę od spraw, które bezpośrednio dotykają zwierzęta przebywające w schronisku. Od lat ta metoda się sprawdza i  dopóki odwiedzający będą się na nią nabierać będzie nadal skutecznie wykorzystywana przez obsługę

Upał. A psy w boksach schroniskowych od lat nie mają cienia, w zamian za co pracownikom się łatwiej i szybciej pracuje zmywając boksy z góry. 
Przy odrobinie dobrej woli i wrodzonej empatii do istot żywych, można by łatwo tą sprawę załatwić, tak by ulżyć zwierzętom i zostawić możliwość czyszczenia boksów od góry. Wystarczyłoby, zadaszyć boksy na poziomie dachu budynku, lekko załamując go na bokach, by zakryć przestrzeń po której można chodzić. Niestety, przez lata nikt nie wpadł na ten prosty pomysł, a zwierzęta same się o swoje prawa nie upomną. Niestety, w Legnicy nie ma osób władnych, by wykorzystać to co już istnieje dla dobra zwierząt. Tutaj działa się po najprostszej linii oporu i minimalnym wysiłku, by większość dnia spędzić w budynku – nie patrząc na zwierzęta.
Psy stoją w palącym słońcu, zaś pracownicy zaznają ochłody w budynku, do tego stopnia, że nie wychylają się z niego przez CAŁY dzień pracy. Dzisiaj, tego „ważniejszego” pracownika nie było widać ani przez chwilę, jedynie po zaparkowanym obok samochodzie można się zorientować kto dziś „rządzi”. Skoro przez cały dzień pracuje faktycznie tylko JEDEN pracownik, po co opłacać drugiego, którego nie widać przez cały dzień? Czy nie lepiej zaoszczędzić te pieniądze i położyć dach a na boksach zewnętrznych wymienić ten dziurawy i spleśniały?

 *****
Wychudzona suczka o której pisałyśmy TU, zamiast być sama w boksie, by spokojnie nabrać masy, została znów sparowana z inną, która goni ją od jedzenia. 
A kilkanaście boksów stoi zupełnie pustych…
 *****
Czy weterynarz wie o piesku, który ma problem z uchem? Cały czas nim trzęsie i drapie…

 *****
Zgubiony czy porzucony?
 

niedziela, 19 czerwca 2016

Koszmar maluchów! 18 czerwiec



W dzisiejszą sobotę niestety dyżurował jeden z najbardziej humorzastych pracowników. W związku z tym, trudno było spodziewać się pozytywnego zachowania ze strony obsługi. Zmian na lepsze od ostatniego razu, także nie było żadnych. W boksie 6H nadal stała w głębokiej kałuży młoda suczka. 

Trzeba już nawet przywozić ze sobą przybory do sprzątania, by choć trochę ulżyć zwierzętom ze schroniska, bo pracownikom mającym cały potrzebny sprzęt zwyczajnie nie chce się z niego korzystać – o położeniu i warunkach technicznych schroniska i niewykorzystywaniu ich przez niewłaściwych ludzi zatrudnionych w schronisku pisałyśmy już wiele razy: 

Tak jak przewidywałyśmy, gehenna Kamyka trwa nadal – pracownicy dalej interpretują napastowanie jako niewinną zabawę  i nie rozdzielają piesków. 

Jednak najgorszym czego dziś byłyśmy świadkami jest sytuacja w boksie 5H, w którym znajduje się od wielu tygodni suczka z trzema maluchami.
Otóż matka od samego początku napadała na swoje małe. Zaczęła kiedy były malutkie i jeszcze nie wychodziły z boksu, co wyraźnie było słychać na zewnątrz. Teraz maluchy są większe i denerwują matkę jeszcze bardziej, co sprawia, że rzuca się na nie bez powodu i niebezpiecznie gryzie. Kiedy zwraca się na to uwagę obsługa tłumaczy, że nic złego się nie dzieje i że jest to naturalne zachowanie, bo matka je uczy. Przez wiele lat widziałyśmy suczki które oszczeniły się w schronisku i przebywały z małymi – jedne były bardziej czułe, inne mniej. Jednak takiego brutalnego zachowania w stosunku do swoich szczeniaków nigdy jeszcze nie zaobserwowałyśmy. Uczenie takich zachowań zdarza się wśród zwierząt dzikich i polujących a nie u zwierząt domowych! Widocznie mądrości o zachowaniu zwierząt pracownicy czerpią z kanałów przyrodniczych i przenoszą na grunt schroniska, pomijając przy tym zasadniczą różnicę… 
Mimo tego, że od rana odwiedzający schronisko zgłaszali, by rozdzielić maluchy od matki i przynajmniej na część dnia przenieść je do kojca, pracownicy bagatelizowali sytuację. Konsekwencją był brutalny atak matki na jednego z małych który został potargany i rzucony w górę a potem przyciśnięty do posadzki i gryziony. Mimo wielkiego pisku, nikt z obsługi nie zareagował i nawet nie wyszedł z budynku. Jedna z nas dobiegła z innej części schroniska i przerwała atak.
Matka, jest bardzo miłą suczką jednak widocznie, tak jak zdarza się też u innych gatunków, macierzyństwo jej nie służy. Dzieci od początku ją denerwują zwłaszcza, że przebywa z nimi non stop od kwietnia! Od początku pobytu w schronisku nie wychodzi w ogóle na spacery ani na wybieg! Suczka jest żywiołowa i nie ma żadnego sposobu na wyzbycie się nagromadzonej przez tyle czasu energii. 
Dodatkowo, maluchy mają już ostre zęby i pazurki, co oznacza że ssąc matkę zadają jej niewyobrażalny ból! Konsekwencją jest to, że psiaki są strasznie głodne, zaś matka nie pozwala im się nawet zbliżyć do jedzenia, którym sama jest karmiona. Bardzo często mniejsze psiaki trafiały podrzucone do schroniska i obchodziły się bez matki, tym bardziej te powinny być już dawno rozdzielone i pójść do adopcji. Podobnie jak matka, która jest przez maluchy uwięziona i nie może pójść do adopcji. Logicznie na to patrząc nikomu  nie służy już ta sytuacja, wręcz przeciwnie, jednak logika to obce słowo wśród tych zatrudnionych…
Wniosek jak zawsze ten sam : WYMIENIĆ OBSŁUGĘ.
******
Kolejne świeżaki w schronisku proszą o łaskę dobrych ludzi:

niedziela, 12 czerwca 2016

Genenna Kamyka i choroba sieroca u Diany.... 11 czerwca



Dziś w schronisku było bardzo spokojnie, a to za sprawą tego, że nie było żadnego z „ważniejszych” pracowników, co często się nie zdarza. Atmosfera była spokojna zarówno dla odwiedzających schronisko ludzi, jak i zwierząt. Nie czuło się żadnego napięcia a potencjalni adoptujący byli właściwie i bez zwłoki obsłużeni. Życzylibyśmy sobie i zwierzętom tylko takich dni!

Dzisiaj pragniemy zwrócić Państwa uwagę na dwa psy, które bardziej niż inne potrzebują pilnej adopcji.
Pierwszym jest Kamyk, który przebywa w zamknięciu już DRUGI ROK.
Jego dodatkowe cierpienie spowodowane jest tym, że przebywa w jednym boksie ze specyficznym psem. Jego towarzysz był psem dzikim i nadal nie ma z nim pełnego kontaktu mimo tego, że przebywa w schronisku dłużej niż Kamyk. Przy Kamyku powolutku socjalizuje się w stosunku do ludzi niestety, Kamyk narażony jest na jego specyficzne zachowanie, jakim jest nieustanne krycie. Piesek przez swoje wyobcowanie, nie opuszczał boksu i w taki sposób pozbywa się energii jaka w nim drzemie. Kamyk jest przez niego BEZ PRZERWY męczony, choć często sam wskakuje na towarzysza, jednak robi to sporadycznie. 
Konsekwencją tego, jest również wygląd Kamyka – jest skołtuniony i oblepiony (wiadomo czym) co zupełnie nie zachęca przyszłych adoptujących do zwrócenia na niego uwagi… Po dwóch latach piesek przyzwyczaił się już do tej sytuacji, jednak siły zaczynają go już opuszczać i widząc, że ze strony ludzi nie otrzyma pomocy, próbuje uciekać w róg boksu a także chowa się za budę, jednak dzikus wchodzi z drugiej strony i nie daje mu spokoju. 

Na wolności Kamyk by sobie poradził i uciekł od takiego prześladowcy, niestety tutaj człowiek zamknął go w boksie i skazał na męczarnie. Przychodząc do schroniska, widzimy jak Kamyk coraz bardziej jest zmęczony tą sytuacją i traci siły do obrony.  Czemu mały i starszy już piesek przechodzi przez tyle czasu gehennę? Ponieważ obsługa schroniska wraz ze swoją wolontariuszką odczytuje to zachowanie jako zabawę i twierdzi, że świadczy ono o tym, jak bardzo się lubią (sic!) - do tego stopnia, że proponują ich wspólną adopcję(!!!) Kamyk cały czas szczeka w stronę ludzi, bo prosi o pomoc, a to dodatkowo zniechęca odwiedzających, zaś obsługa interpretuje to jako objaw szczęścia! Mimo pustych ok. 15 boksów Kamyk zamknięty jest z psem, który cały dzień go napastuje, nawet w budzie nie ma spokoju, bo słychać jak próbuje się bronić. Jakie straszne życie ma ten psiak w schronisku…
Ponieważ obsługa nie traktuje napastowania jako przemocy, o czym mogliśmy przekonać się rok temu - przyzwolenie na przemoc i gwałt, to z pewnością nie ulży Kamykowi w jego męczarniach, dlatego tylko w Państwu nadzieja, by został w końcu zaadoptowany, czym uwolni się od prześladowcy i ludzi, którzy zamiast opieki zgotowali mu gehennę. On naprawdę zasługuje na lepsze życie!
Jak już wspomniałyśmy to starszy piesek. Ma czarną i kudłatą, długą sierść. Jest bardzo sympatyczny i pozytywnie nastawiony do ludzi. Bardzo lubi kiedy poświęca się mu czas i drapie – wygina się wtedy i podskakuje z radości! Mimo tego, że ma już siwą mordkę jest bardzo żywotny i ruchliwy. Zaraża optymizmem! Jest niewielkich rozmiarów, dlatego nie będzie potrzebował specjalnych warunków do adopcji. Nie jest wymagający i zadowoli się niedużym - a przede wszystkim SPOKOJNYM kątem. Od 2 lat przebywa w boksie 12.
Tylko w Państwu nadzieja na zmianę jego losu! Nie zawiedźcie go…

Kolejny raz prosimy o pomoc dla Diany. Jej schroniskowa historia jest długa i wcześniej opisywana w naszych postach. 
W skrócie: Diana trafiła do schroniska w zeszłym roku,  po kilku miesiącach została zaadoptowana, niedługo po tym została przyjęta do schroniska w zaawansowanej ciąży, urodziła maluchy, następnie znów poszła do adopcji i po kilku tygodniach wróciła… Suczka, każdy kolejny raz coraz gorzej przeżywa pobyt w schronisku. Po adopcji jej maluchów i sterylizacji bardzo zmizerniała, wręcz wpadła w apatię i nie wychodziła z budy.
To do niej nie było podobne, bo na początku suczka dała się poznać jako energiczna i ruchliwa. Oprócz tego wygryzała sobie do krwi poduszki tylnych łap, przez co nie mogła chodzić. 
Natomiast po ostatnim przyjęciu wpadła w szał biegania w tą i z powrotem po boksie. W konsekwencji jest cały czas mocno zdyszana i nawet przez chwilę nie odpoczywa...
a także robi sobie nowe rany na łapkach...
Wszystkie te symptomy psi psycholog bez zastanowienia zakwalifikował jako choroba sieroca… 

Żeby Diana choć na chwilę się uspokoiła trzeba posiedzieć przy jej boksie ok. pół godziny - dopiero kiedy czuje obecność człowieka staje się zupełnie inna...
Diana jest bardzo urocza i niezwykle sympatyczną suczką. Mimo tego, że nie grzeszy urodą, bo jest zwyczajnie szaro-bura, z niedbale obciętym ogonkiem i skazą na grzbiecie, nadrabia wszystko swoją przemiłą osobowością. Bardzo lubi być głaskana i przytulana – gdyby mogła przecisnęłaby się przez kraty byleby tylko wtulić się w człowieka. Jest średniej wielkości chudziną, dlatego nie wymaga specjalnych warunków w domu. Najważniejsze, to dać jej w końcu poczucie bezpieczeństwa i miłość, o którą nie będzie musiała już żebrać.
Dlatego i w tym przypadku może pomóc TYLKO I WYŁĄCZNIE adopcja.

Wraz z Kamykiem i Dianą liczymy na Państwa pomoc.

niedziela, 5 czerwca 2016

Jak robią to ci, którym się chce.



Aleksandrów Łódzki to jedna z pierwszych gmin, która wprowadza całościowy system przeciwdziałania bezdomności zwierząt:
1) Bezpłatne kastracje i sterylizacje zwierząt właścicielskich (psy i koty) oraz bezdomnych i żyjących wolno kotów. Zabiegi wykonywane na terenie miasta Aleksandrów Łódzki.
2) Bezpłatne czipowanie zwierząt właścicielskich oraz rejestracja w bazie międzynarodowej.
3) System domów tymczasowych dla zwierząt bezdomnych.
4) Szeroka akcja informacyjna promująca adopcje.
5) Spotkania ze specjalistami.
6) Akcja czipowania psów na wsiach bezpośrednio w domach oraz propagowanie sterylizacji i kastracji.
7) Dokarmianie bezdomnych kotów.
8) Strona www oraz FB zwierząt z gminy "sos-zwierz"

a przede wszystkim system gminnych adopcji dzięki, którym już 10 zwierzaków zamieszkało w urzędach i instytucjach gminnych.
Można ?
Okazuje się że tak, wystarczy empatia do zwierząt, nowatorskie podejście oraz chęci Włodarzy Miasta. Aleksandrów Łódzki udowadnia, że dla chcącego nic trudnego.
Źródło: https://www.facebook.com/soszwierz

Niestety, w naszym mieście zwierzęta nie mają szczęścia do rządzących i ich potrzeby w ogóle nie są brane pod uwagę.
Sterylizacje, które w jakiś sposób narzuciła zmieniona ustawa, wykonywane są chaotycznie i wybiórczo, co w żadnym stopniu nie wpłynie w przyszłości na trwałe zmniejszenie bezdomności.
Czipowanie zwierząt również w naszym mieście niczego nie zmienia, ponieważ ludzie nie są w żaden sposób pociągani do odpowiedzialności za porzucanie czy bezmyślne rozmnażanie zwierząt.
Schroniskowy wolontariat powstawał w mieście w BARDZO wielkich bólach, przy niechęci wszystkich osób prawnie odpowiedzialnych za zwierzęta i nadal jest utrudniany poprzez wymaganie zaświadczenia lekarskiego do wyprowadzania psów(!), dlatego nie ma co marzyć o większym przedsięwzięciu jakim jest system domów tymczasowych.
Wszelkie akcje dotyczące promowania adopcji zwierząt podejmowane przez prywatne osoby nie są mile widziane i od początku napotykają na różnego rodzaju trudności urzędowe.
Bezpośrednia pomoc dla zwierząt przyjmowana jest bez entuzjazmu i często niewykorzystywana.
Wszystkie strony internetowe o tej tematyce zakładane są przez osoby prywatne, które bezinteresownie poświęcają swój czas na ich prowadzenie.
O jakichkolwiek działaniach poza miastem nawet nie ma co marzyć! Tutaj interweniuje jedynie TOZ, który w naszym mieście jest niewydolny i nie ma dobrej opinii, i to właśnie ta organizacja zajmuje się dokarmianiem bezdomnych kotów.
Nie wspominamy już o adopcji zwierząt przez miejskie instytucje – u nas takie rzeczy mają podobny status jak chodzenie po księżycu! Jest to niewykonalne, bo do tego trzeba mieć po prostu serce do zwierząt

Wiele razy apelowałyśmy do władz o empatie dla zwierząt w naszym mieście skutkującą właściwym podejściem do zwierząt i przestrzeganiem ich praw - zawsze bez skutku. Teraz już się do nich nie zwracamy, jedynie czekamy na ich przeminięcie, które w końcu nastąpi. Do tego czasu sami musimy się zmobilizować i nieść pomoc zależnym od nas istotom, które nie znają swoich praw – nawet nie wiedzą że je mają! i nie potrafią się o nie upomnieć. 

Plusem naszej gminy są jej mieszkańcy, którzy od jakiegoś czasu mocno wspierają porzucone zwierzęta i angażują się w pomoc, dlatego WSZYSTKO, co dzieje się w naszym mieście w zakresie pomocy dla zwierząt jest zasługą osób prywatnych a nie urzędników, którzy biorą za to pieniądze.

Nie głupio? Panie Prezydencie...

Polityka przeciwdziałania bezdomności w naszym mieście wygląda tak:
 kolejne szczeniaki czekają na swój dom...