niedziela, 30 grudnia 2012

(nie)Rozsądne adopcje c.d.

Nie tak dawno pisałyśmy o problemie psów, które po nieudanej adopcji powracają do schroniska (czasami nawet kilka  razy): 
http://wolontariuszkischroniskolegnica.blogspot.com/2012/12/rozsadne-adopcje.html
Jest to spowodowane nieodpowiedzialnością adoptujących, a także często wzruszającym namawianiem przez niektórych wolontariuszy, którzy wywołują litość posługując się argumentami typu "spójrz jaki to śliczny chłopak/dziewczyna" itp. Niestety, adopcje, co do których ludzie nie są przekonani, a kierują się jedynie litością często kończą się tragicznie dla tych "wybrańców". Bo czy może być coś gorszego niż dostać nowy dom, a potem go stracić? Dlatego apelujemy: nie kierujcie się litością, ale zdrowym rozsądkiem!

Kilka dni temu Straż Miejska odłowiła i przewiozła do schroniska "Aramisa" - psa, który został adoptowany zaledwie 21.11.2012. Niestety wygląda na to, że nikt z personelu schroniska, ani z osób prowadzących jego oficjalną stronę nie zorientował się w sytuacji: Aramis został ponownie zamieszczony na stronie z zupełnie innymi informacjami: podczas jego pierwszego pobytu w schronisku (zaledwie parę miesięcy temu) jego wiek określono bardzo precyzyjnie na 2 lata i 2 miesiące - tym razem dano mu tylko 10 miesięcy... Trzeba być prawdziwym fachowcem, żeby mylić dorosłego psa ze szczeniakiem...


Pierwszy pobyt Aramisa w schronisku


Drugi pobyt Aramisa w schronisku

Takich przypadków w ostatnim roku było coraz więcej. Niestety, ani obsługa schroniska, ani osoby uważające się za najbardziej aktywnych wolontariuszy, którzy z niewiadomych przyczyn nie mogą pogodzić się z naszą formą działalności w schronisku - nic z tym nie robią...
Tymczasem procedura postępowania w takich przypadkach jest bardzo prosta: każdy adoptujący zostawia kierownikowi swoje dane, łącznie z numerem telefonu. Wystarczy więc zadzwonić do właściciela i poinformować go o pobycie jego psa w schronisku. Jeśli pies mu uciekł lub zgubił się, będzie mógł go odebrać. Jeśli natomiast sam wyrzucił go na ulicę, skąd odłowili go strażnicy, wtedy powinien ponieść karę, ponieważ porzucenie psa jest potraktowane w Ustawie o ochronie zwierząt jako znęcanie się nad zwierzętami (Art. 6, p.2.12).

Zamiast jednak reagować na takie przypadki powracania psów do schroniska i kontaktować się z ich właścicielami lub nakładać na nich wysokie kary za porzucanie zaadoptowanych wcześniej zwierząt, pozostający dziś (29.12) na zmianie pracownik wykorzystał chwilową obecność strażnika miejskiego do nastraszenia nas mandatem w wysokości 500 zł! twierdząc, że NASZE przebywanie w schronisku i socjalizowanie psów jest "złośliwym straszeniem lub drażnieniem zwierząt"! czyli czynem z paragrafu 9 art.6, p.2 Ustawy o ochronie zwierząt. Idąc tym tokiem myślenia, każdy odwiedzający schronisko drażni zwierzęta, które ożywiają się na widok człowieka, a niektóre z nich szczekają... Byłby to znacznie lepszy biznes niż kary z wszystkich mandatów nakładanych w naszym mieście przez strażników miejskich! 
Takich zachowań dopuszczają się ludzie, którym nasza obecność w schronisku nie jest na rękę, bo wiedzą, że nadal jest za dużo rzeczy do opisania na tym blogu. Próby  zniechęcenia nas - delikatnie mówiąc - do tego co robimy, można liczyć już w setkach razy...

Kolejnym przejawem "przestępstwa", o które nas oskarżono było zwrócenie pracownikowi uwagi, że w boksie nr 25 (przeznaczonym dla psów) przez kilka godzin wyje z głodu mały kotek, który musiał się tam przybłąkać i skryć. Kiedy zgłosiłyśmy "pracującemu" dziś mężczyźnie, by zareagował na to, czego sam nie raczył podczas swojej 8-godzinnej "pracy" zauważyć, wzruszył jedynie ramionami i odpowiedział - jak przedszkolak - "To nie nasz kot"(!). Dopiero po dalszym "uporczywym drażnieniu"- tym razem chyba pracownika - zdecydował się pójść we wskazane miejsce i zabrać kocię...

Zamiast straszyć nas mandatami, ludzie pracujący w schronisku powinni popatrzeć na siebie i należycie wykonywać pracę, za którą co miesiąc dostają wynagrodzenie. A jeśli mają problem ze zrozumieniem potrzeb przebywających tam zwierząt i uważają taką pracę za "karę", powinni po prostu jak najszybciej ją zmienić! Jeśli jednak nie mają na tyle odwagi, by zrobić ten odważny lecz prawidłowy krok, powinni być co najmniej przeniesieni na wniosek przełożonych do innych  prac w LPGK  - które nie wiążą się z żyjącymi istotami, jakimi są zwierzęta - ponieważ za comiesięczną pensję wystawiają jedynie kompromitującą laurkę całej firmie.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Porzuceni na Święta...

Niestety ludzie pozbywają się niechcianych psów nawet w Wigilię... 
Dziś, kiedy większość z Państwa spędza czas w gronie bliskich osób, w ciepłym domu i przy zastawionym stole, psy ze schroniska siedzą same w swoich zimnych boksach... 

Te dwa malutkie, trzęsące się biedaki zostały przywiezione przez ludzi do schroniska właśnie dziś:(

Komu i dlaczego tak bardzo zawadzały te maluszki, które zadowoliłyby się najmniejszym kątem w domu, że aż musiał porzucić je w schronisku? I to jeszcze w Wigilię - w dniu, w którym ponoć ludzie są lepsi...
......

Ten piesek również dopiero co trafił do schroniska... Chyba trudno o większy obraz "nędzy i rozpaczy". Jest wychudzony, stary, ma zdarty do krwi nosek, guza na głowie... A do tego jest tak słaby, że nie radzi sobie na śliskich kaflach - z trudem utrzymuje równowagę... Według Powiatowego Lekarza Weterynarii te śliskie kafle to "jedyny i najlepszy materiał do wykładania posadzki w boksach", chyba jednak nie widział on nigdy na własne oczy skutków swojego uporu:

.........
A pięknie ubrana choinka sobie stoi, świeci i przypomina o czasie w którym ludzie powinni być "lepsi" niż w całym roku... 


Tak ludzie, którzy dziś życzą sobie "zdrowia, szczęścia i pomyślności" pozbywają się swoich problemów, by nie zawracać sobie nimi głowy w te "najpiękniejsze ze wszystkich świąt"...

niedziela, 16 grudnia 2012

"Kółko wzajemnej adoracji"

???

Jak to możliwe, że organizacje prozwierzęce, takie jak TOZ Jawor, nie dostrzegają żadnych problemów w funkcjonowaniu schroniska, a ich przedstawiciele podają ręce Pani Wiceprezydent i prezesowi LPGK, z którymi są w najlepszej komitywie? I dlaczego nie wykorzystują oni tych kontaktów dla poprawy bytu zwierząt?

Dlaczego niektórzy wolontariusze bronią kierownika schroniska mówiąc, że robi on wszystko, co w jego mocy dla dobra zwierząt?

Dlaczego lokalne media nie piszą o niepewnym i nieznanym losie legnickich psów wywożonych przez handlarzy do Hannoveru, przed którymi przestrzegają nas sami Niemicy? A zamiast tego rozpisują się o wyimaginowanym konflikcie między wolontariuszami? 
Dlaczego te same media świadomie zakłamują rzeczywistość pisząc, że "wybieg w schronisku powstawał od 5 marca"? Choć wszyscy wiemy, że od marca do początku listopada (kiedy to zarządca schroniska został zobowiązany do zapewnienia wybiegu przez Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii) nic się w tym temacie nie działo, a sama budowa trwała 3 tygodnie, a nie 8 miesięcy jak zapewniają dziennikarze!

Dlaczego Powiatowy Lekarz Weterynarii przez 8 lat nie uruchamia procedur mających na celu budowę wybiegu, co należy do jego obowiązków? A na otwarciu mówi, że "budowa wybiegu to norma i dostosowanie do aktualnie obowiązujących przepisów"? Skoro zależało to od jego decyzji administracyjnej, to dlaczego nie wydał jej od 2004 roku, od kiedy to istnieje takie Rozporządzenie?

Takie pytania trafiają do nas czasami drogą mailową, ale same również je sobie zadajemy.

Wygląda na to, że wszystkie te osoby są ze sobą związane, a ich współpraca świetnie się układa, dlatego tak łatwo jest im stawać nawzajem w swojej obronie przeciwko garstce niezrzeszonych ludzi, którym nie zależy na stanowiskach, zaszczytach i pieniądzach, a jedynie na dobru zwierząt. Ta bezinteresowność po prostu nie mieści się im w głowach!

Jak to wszystko funkcjonuje? 

Zależności urzędowe.

Wszystkim wiadomo, że podmioty które zostały powołane przez prawo do wzajemnej kontroli swoich działań - Urząd Miasta, LPGK jako spółka miasta, Powiatowy Lekarz Weterynarii - w rzeczywistości się wspierają i kryją wszelkie istniejące zaniedbania, by mieć czysto w papierach i "święty spokój". Kontrole te odbywają się tylko na papierze, o czym przekonałyśmy się u Powiatowego Lekarza Weterynarii, którego pracownik upoważniony m.in. do oceny stanu boksów i bud, nie wyobrażał sobie jak można skontrolować budy w środku(?) -"mam do nich wejść?!" - w rzeczywistości wszystkie budy w boksach otwierają się od góry i łatwo ocenić ich stan wewnątrz, jednak żeby to wiedzieć, trzeba tam przynajmniej  raz być... 

Urząd Miasta a LPGK - Dyrektorem Wydziału Infrastruktury Komunalnej odpowiedzialnej za kontrolę spółki LPGK w zakresie funkcjonowania schroniska jest Ludmiła Kubicka-Sopel -jednocześnie przewodnicząca Rady Nadzorczej tej spółki. Czy połączenie tych dwóch funkcji w jednej osobie może zaowocować rzetelną kontrolą? Wygląda na to, że pani Sopel miałaby kontrolować samą siebie...
LPGK a Urząd Miasta - Prezes LPGK Józef Wasinkiewicz jest w tak dobrej komitywie z panią wiceprezydent Jadwigą Zienkiewicz, której podlega wspomniany Wydział Infrastruktury Komunalnej, że często przyjmuje swoich interesantów w jej gabinecie w Ratuszu(!). Czy świadczy to o jakimkolwiek służbowym stosunku zależności miejskiej spółki od UM, czy raczej o prywatnej zażyłości urzędników i prezesa spółki?
Z kolei Powiatowy Lekarz Weterynarii wydaje na papierze dobre opinie ze swoich "kontroli", w zamian za co ma spokojną pracę na peryferiach Legnicy, gdzie w okresie letnim może bez przeszkód wygrzewać się na ławeczce paląc papierosy, a na koniec miesiąca dostawać za to wynagrodzenie.

Zależności z organizacjami prozwierzęcymi.

Wszystkie wspomniane podmioty w żaden sposób nie kontrolują, a wręcz przyzwalają na wywozy psów do Niemiec, które nadal odbywają się bez żadnych przeszkód. Co dostają w zamian? - zawsze pozytywną opinię TOZ Jawor na temat funkcjonowania schroniska oraz polityki miasta wobec problemu bezdomności zwierząt. Dlaczego Toz Jawor? bo jest to jednocześnie koło TOZ, które  aktywnie uczestniczy w tych kontrowersyjnych wywózkach i sprzedaje psy niemieckiej firmie handlującej nimi dalej na terenie Niemiec, przed którą ostrzegają zarówno polskie jak i niemieckie organizacje prozwierzęce.  Jest to więc transakcja wiązana - wszyscy mają czyste papiery i dobrą opinię w "działalności" za którą są służbowo odpowiedzialni a niektórzy dodatkowo na tym zarabiają... Dodać należy że Urząd Miasta posługując się opinią jaworskiego TOZ-u, nigdy nie zaznacza faktu, że jest to opinia tylko koła w Jaworze, a uogólnia ją jako opinię całej tej organizacji - w Legnicy funkcjonuje oddział TOZ a w okolicy TOZ w Lubinie i Złotoryi ..... ale nasze miasto wybrało sobie akurat koło w Jaworze... bo na nie zawsze może liczyć.
O tym, jak ścisła jest to współpraca może świadczyć chociażby zaangażowanie w budowę wybiegu w schronisku firmy należącej do jednej z osób będącej członkiem TOZ Jawor, która bierze czynny udział w organizowaniu transportów do Niemiec. 
Tylko dlaczego koszt ogrodzenia działki 20x50m wyniósł aż 25 000 zł skoro wszelkie materiały budowlane były przekazane nieodpłatnie? Przypominamy tylko, że złożony przez nas rok temu na ręce Pani Wiceprezydent projekt budowy o podobnych wymiarach wyceniony został przez niezależną firmę na 15 000 zł, z czego 5 000 zł miałyśmy już zapewnione od sponsora. Niestety Urząd Miasta nie chciał współpracować z niezależnymi wolontariuszami. Wybieg powstałby szybciej i znacznie taniej, ale pominięty TOZ Jawor mógłby nie wystawić kolejnej laurki urzędnikom...

Zależności na poziomie samego schroniska.

Kierownik schroniska przyzwala na wywózki psów do Niemiec, nie sprawdzając celowości tego procederu ponieważ dzięki temu, że jest duża rotacja psów w schronisku, ma opinię osoby gospodarnej i zaangażowanej w swoją pracę. Generalnie, taka sama rotacja była za czasów masowego usypiania psów w legnickim schronisku, co zakończyło się sprawą sądową i wymianą kierownictwa schroniska. Teraz jednak też nie ma się z czego cieszyć, bo jak informuje Fundacja EMIR istnieje duże prawdopodobieństwo, że część psów wywożonych do Niemiec, przez osobę z którą współpracuje nasze schronisko może trafiać w ręce osób, które je krzywdzą np. organizatorów psich walk czy jako żywe jedzenie dla hodowanych drapieżników, jak również do badań medycznych i na handel skórami...
Nie bez profitów z tej działalności pozostaje także zatrudniony w schronisku lekarz weterynarii Jacek Filipowski, który w zamian za swoją lojalność w stosunku do kierownictwa wypisuje paszporty dla psów jadących do Niemiec i je czipuje, co zapewnia mu stały dochód (wypisanie paszportu - 50 zł za psa, a zaczipowanie 70 zł - przeważnie jedzie 8 psów co trzy tygodnie, więc daje to niezłą sumkę).

A media?

W schronisku działają niezależnie różne grupy wolontariuszy. Według nas "konkurencja" na polu "kto lepiej i więcej pomaga" jest zawsze zdrowa i pożądana! Od nadmiaru pomocy jeszcze nikt nie umarł! Dlatego też zawsze zapraszamy do schroniska kolejnych chętnych i nigdy nie wchodzimy im w drogę. Niestety dokładnie w momencie, kiedy zdecydowałyśmy się w pełni naświetlić problem niemieckich "adopcji" i powiedzieć wszystko co wiemy na ten temat, legnickie media postanowiły przykryć go inną "sensacją", czyli rzekomą "wojną" między wolontariuszami. Nie mogłyśmy wprost w to uwierzyć, że wobec mnogości innych, obiektywnie istniejących problemów, ktoś może zdecydować się na publikowanie artykułu o tym, że "jedna wolontariuszka nie lubi innych". Jaki był tego cel? Co miał wnieść ten artykuł do życia legniczan? Oficjalnie pozostaje to zagadką. Jednak w tej kwestii zależności można się domyślić...

******************

Całe to towarzystwo wzajemnej adoracji trzyma się mocno - wszyscy zjawili się na otwarciu wybiegu. W błyskach fleszy i przy włączonych kamerach lokalnych mediów podali sobie ręce ludzie, którzy przez lata robili wszystko by wybieg ten nigdy nie powstał.

Wszyscy ci urzędnicy, prezesi, organizacje prozwierzęce oraz dziennikarze noszą głowy zbyt wysoko by dostrzec rzeczy tak przyziemne jak góry odchodów wymieszane z kośćmi i robakami zatruwającymi psy, które zalegają tuż przy boksach... 

  

Jest to temat zbyt błahy i śmierdzący, żeby to szacowne towarzystwo mogło go dostrzec, bo przecież cierpieć mogą na tym "tylko psy", a one głosu nie mają, także tego wyborczego, więc po co o nie dbać? 

***********************


Mamy nadzieję że choć w części znalazłyśmy odpowiedź na pytanie: czemu w Legnicy wszystko w oficjalnych papierach jest OK a tylko przeczuleni - czytaj: niezależni - obrońcy zwierząt widzą to inaczej. 

Nie dajmy się zwieść urzędniczemu bełkotowi, drążmy sprawy do końca, bo już za długo oficjele naszego miasta czują się bezkarni i kryci z każdej strony, dlatego wszystko "zamiatają pod dywan"...

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozsądne adopcje

W ciągu roku działalności bloga udało nam się zainteresować legnickim Schroniskiem wielu czytelników, co zaowocowało podchwyceniem tematu również przez lokalne media. Co prawda cele jakie przyświecały niektórym dziennikarzom nie były zawsze związane z pomocą zwierzętom (o czym szerzej już niedługo), niemniej jednak Schronisko stało się "popularne" - z pewnością jeszcze nigdy problem ten nie pojawiał się w prasie i telewizji tak często, jak przez ostatni rok. Dzięki temu więcej legniczan zyskało świadomość istnienia tego miejsca i cierpienia porzuconych zwierząt. 

Część z naszych czytelników chciała zacząć realnie pomagać przebywającym w nim psom, jednak nie wszyscy mieli możliwość wyprowadzania ich na spacer - głównie ze względu na godziny otwarcia (w soboty tylko do 15, a w niedziele nieczynne). Jednocześnie zauważyli oni, że oficjalna strona schroniska nie działa już tak, jak na początku swojego istnienia. Obecnie opisy psów są tam  bardzo skrótowe, a często po prostu tworzone na zasadzie "kopiuj - wklej" i powtarzaniu kilku utartych formułek. Istnienie tej strony  skierowane jest teraz przede wszystkim na sprzedawanie psów do Niemiec. W związku z tym, powstało wrażenie, że trzeba zrobić znacznie więcej dla popularyzacji adopcji psów wśród samych legniczan.  Zarówno nam, jak i naszym czytelnikom, zależy na tym, żeby w niedalekiej przyszłości kroki każdego miłośnika zwierząt w naszym mieście zwracały się zawsze w pierwszej kolejności w kierunku Schroniska, a nie giełdy (co jest zresztą nielegalne) czy hodowli - jest zbyt wiele porzuconych zwierząt, żeby kupować je gdzieś indziej. 

Dlatego też zdecydowałyśmy się na utworzenie zupełnie nowego portalu adopcyjnego zwierząt z legnickiego schroniska, a jego prowadzenie przekazujemy dziś naszym Sympatykom. 




Celem, jaki stawiają sobie prowadzącego go osoby w 2013 roku jest sprawienie, by portal ten przyczynił się do zwiększenia świadomości społecznej dotyczącej adopcji bezdomnych zwierząt w Legnicy, czego z całej serca im życzymy!

środa, 5 grudnia 2012

Perełka szuka dobrego domu! PILNIE

Ta piękna i młoda suczka (ok. 1 roku) od jakiegoś czasu błąkała się w okolicach Galerii Gwiezdnej. Przemarznięta  i wystraszona wyjadała jedzenie ze śmietników. Jednak kiedy dostała cieczkę, dobrzy ludzie zgodzili się nią zaopiekować. Przebywa obecnie w domu tymczasowym - bardzo tymczasowym! - dlatego PILNIE poszukujemy dla niej odpowiedzialnego właściciela. 
"Perełka" jest bardzo towarzyska, radosna i kocha dzieci. Jest pozytywnie nastawiona na kontakt z człowiekiem - bez przerwy macha ogonkiem, tuli się i chce być głaskana. Uwielbia się bawić i przytulać, ale nie jest przy tym niegrzeczna - nie brudzi w mieszkaniu, nie niszczy mebli i potrafi grzecznie spać zwinięta w kłębuszek u stóp "swojego" człowieka. Nie jest wymagająca - prosi jedynie o odrobinę miłości. 

Ponieważ "Perełka" jest tak sympatyczną i piękną suczką, która zawładnęła już naszymi sercami, postanowiłyśmy ufundować jej sterylizację.

"Perełka" jest drobniutką suczką (ok. 8 kg), wzrostu do kolan. Ma gładką i miłą w dotyku sierść,  piękny brązowy nosek, oklapnięte uszka, biały krawat i białe skarpetki.

Jeśli możesz podarować temu pięknemu i mądremu pieskowi nowy dom KONIECZNIE skontaktuj się z nami:



wtorek, 20 listopada 2012

Pierwsze urodziny bloga!

Dziś mija dokładnie rok od założenia tego bloga. W związku z tym chciałybyśmy serdecznie podziękować wszystkim Państwu, którzy go czytają, piszą do nas i wspierają.
Te pierwsze urodziny to okazja, żeby odpowiedzieć na pytanie: po co piszemy bloga i podsumować, co przez ten rok udało nam się dzięki temu zmienić dla poprawienia losu zwierząt w naszym mieście. 

                           Żeby poznać przyczynę powstania naszego bloga, trzeba cofnąć się do roku 2009. By móc w tamtym okresie pomagać zwierzętom w schronisku najpierw trzeba było stoczyć prawdziwą batalię o to, by ktokolwiek poza personelem mógł się w tym miejscu "kręcić". W 2009 tylko jedna osoba (!) regularnie wyprowadzała w każdą sobotę psy na spacery, które najpierw trzeba było socjalizować do kontaktów z człowiekiem, ponieważ przebywały w zamknięciu i izolacji od ludzi nawet po kilka lat! W schronisku przebywało wtedy ponad 130 psów! Była to potwornie ciężka praca – najbardziej z ludźmi  -  ale małymi kroczkami zarówno psy jak i obsługa schroniska zaczęli oswajać się z tą formą działalności. Jednak zmienić panujące od lat zasady było jeszcze ciężej...

Intensywnie przez 2 lata, próbowałyśmy zmienić los zwierząt w schronisku: rozmowami, sugestiami, a także kierując pisma do Pana Prezydenta, Pani Wiceprezydent, Pana Wasinkiewicza, kierownika schroniska czy Powiatowego Lekarza Weterynarii - czyli w sposób  w jaki przewidywały  to procedury. Do wszystkich tych osób udałyśmy się też osobiście. Nie nagłaśniałyśmy spraw które powinny być zmienione, ponieważ byłyśmy przekonane, że są to nieumyślne zaniedbania urzędników, którym wystarczy zwrócić uwagę, by zaczęto przestrzegać praw zwierząt. Niestety zderzałyśmy się za każdym razem z murem... Nie było nawet najmniejszej dyskusji, że coś jest nie tak i trzeba to zmienić. Wyczerpałyśmy wszystkie istniejące procedury i uwierzyłyśmy w to, że są to martwe zapisy nazywane "prawem"... Jednak mimo ogarniającej nas bezsilności, nie mogłyśmy opuścić zwierząt, w obronie których nikt nie chciał przemówić a tym bardziej "tracić twarzy" czy "podpaść" lokalnej władzy.  Naszą ostatecznością stał się właśnie ten blog. 

Ciąg dalszy korespondecji z Urzędem miasta

Korespondencja z LPGK

Korespondencja z Urzędem miasta

                             Jak widać, sztandarowym celem tego bloga było doprowadzenie do wybudowania wybiegu. Walka o to trwała dokładnie od 2010 roku, kiedy to Prezydent otrzymał pierwsze pismo w tej sprawie. Potem było jeszcze wiele pism, artykułów prasowych i postów na blogu, by w końcu – z Państwa ogromną pomocą – mogły zostać podjęte wiążące decyzje w tej sprawie.  W tym miejscu ukłony dla Pani Kamili Sz., która bardzo zaangażowała się w akcję zbierania podpisów pod skargą w sprawie braku wybiegu  i na którą zawsze możemy liczyć!  Pomogły nam też media – wtedy jeszcze niezależne -  oraz urzędnicy nadrzędni nad lokalną władzą -Wojewoda Dolnośląski, a także Główny oraz Wojewódzki Lekarz Weterynarii.

To jest największy SUKCES tego bloga!

Wybieg w schronisku powstaje Z INICJATYWY legniczan

Będzie wybieg - sukces wolontariuszy i święto psów!

Ile jest warte słowo Pani Prezydent?

Pierwszy palik marnieje...

Wyrzucili wolontariuszy, a wybiegu nadal nie ma...AKTUALIZACJA

Szanse na wybieg coraz mniejsze...

Propozycja budowy wybiegu

Niewidzialny "wybieg"

Jednak nie "spoczniemy na laurach" dopóki ten wybieg nie powstanie i nie zacznie działać w sposób przewidziany zgodnie z ustawą, dlatego ten temat nie jest dla nas jeszcze zamknięty, tym bardziej, że wyznaczony termin budowy wybiegu zbliża się dużymi krokami a na "budowie" cicho i głucho (pewnie czekają na śnieg i mrozy). My zaś czuwamy, bez względu na pogodę i będziemy Państwa na bieżąco informować w tym temacie.

                  Opisywałyśmy i dokumentowałyśmy także prawdziwy obraz schroniska. Pokazałyśmy to, co faktycznie kryje się za regularnie odnawianą FASADĄ schroniska : pobielonych krawężnikach, odmalowanych budynkach i przystrzyżonej trawie...

Remont! ... dla kogo?

 O co dba się w schronisku?

 Jeden upalny dzień z życia schroniska....

Zmiany w regulaminie i stan sanitarny boksów...

Śmierć głodowa...

o mądrości ludowego przysłowia: "dla chcącego..."

Gmina Legnica promuje adopcje...

…oraz  jak naprawdę pracuje schronisko i związany z tym dramat zwierząt w nim przebywających

Głodówka....

Pies w dobre ręce....

 1000 zł za psa lub 5000 zł za dzień pracy...

Dramat "niewychodzących"

Dynamicznego "regulaminu" ciąg dalszy...

Co się dzieje z darami?

Dynamiczny "regulamin"                   

Dzięki temu, że czytali Państwo naszego bloga  i wieści o tym, co się dzieje w schronisku docierały do coraz większej ilości osób -  większość tych sytuacji uległa zmianie np. zaczęto prowadzić ewidencje darów przekazywanych do schroniska; wyłączono z użytkowania boks nr 13 który ogrodzony jest z każdej strony, co powodowało dziczenie przebywających w nim zwierząt; a także rozdzielono dwa psów z boksu 39, które od roku siedziały razem i gryzły się wzajemnie, czym odstraszały potencjalnych adoptujących, zaś po ich rozdzieleniu oba prawie natychmiast znalazły domy. W tych sprawach nie pomógł sam Prezydent, a blog szybko to zmienił.

                Przedstawiałyśmy Państwu również pracę schroniskowego weterynarza, który pobiera pieniądze za to, by zwierzęta były zdrowe i nie cierpiały. Jednak fachowość pana Jacka Filipowskiego była w większości podważana przez osoby obserwujące skutki jego „pracy”

Niestety, na tym polu  raczej za wiele się nie zmieniło… Prowadzi to do wniosku, że człowiek ten zupełnie nie nadaje się do pracy ze zwierzętami a jego zatrudnienie w schronisku to pomyłka.

Remont! ... dla kogo?  (w II części jako PS.)

Los chorych zwierząt w schronisku...

Schorowane psisko już nie cierpi...;(

                       Zmuszone byłyśmy komentować "medialne laurki" zarządców schroniska, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, jednak powtarzane przez lata - bez żadnej kontroli społecznej - sprawiły, że inni wierzyli w profesjonalizm funkcjonowania schroniska i osób w nim zatrudnionych.

Rekordowe adopcje w lipcu

"Pieniędzy nie brakuje!"...

Zaskakująca odpowiedź...

Kierownik udziela wywiadu...

Z historii schroniska...

                        Nagłośniłyśmy też kontrowersyjny temat „adopcji” do Niemiec, które odbywają się w naszym schronisku na podstawie niejasnych dokumentów, przez podejrzaną osobę i w warunkach przez nikogo nie kontrolowanych (transport) - wszystko to za zgodą urzędników miejskich i zarządcy schroniska. Zebrałyśmy dla Państwa fakty, na postawie których przedsięwzięcie to jest coraz bardziej podejrzane… i tak jak Państwo, odnosimy wrażenie że „coś tu śmierdzi”. Brak wyjaśnień ze strony osób organizujących takie wywózki pozwala przypuszczać że nie ma to nic wspólnego z przestrzeganiem praw zwierząt, a jest to zwykły handel  psami na e-bayu –  natomiast wcześniej powtarzano, że jadą one bezpośrednio z Polski do nowych właścicieli...  Na chwilę obecną nasze wątpliwości potwierdziła Fundacja EMIR, która zajmuje się wyjaśnianiem takich adopcji w całej Polsce. Nawiązała ona z nami współpracę w tej kwestii i dała nam swoje poparcie. Wspólnie będziemy dążyć do ostatecznego wyjaśnienia wątpliwości związanych z tą działalnością.

Wywózki do Niemiec nadal "mają się dobrze"...

Kim jest osoba, która wywozi legnickie psy do Niemiec i sprzedaje je na e-bayu?

Ani adoptować ani oddać, czyli "kup teraz" legnickiego psa na niemieckim e-bayu..

                    Za pomocą bloga, przyczyniłyśmy się do wyjaśnienia i zmiany – niemożliwej według urzędników – sytuacji zwierząt, których pobyt w schronisku mógłby trwać w nieskończoność. Przez zaniedbywanie obowiązków osób do tego zatrudnionych adopcje Homera, Goldenów i Pręgusia, były niemożliwe. Jak się okazało wystarczyło wystosować pisma do odpowiednich władz gminnych.                W przypadku Homera kierownik nie zrobił nic przez rok! - na szczęście ten piękny owczarek w ostatnią sobotę znalazł już nowy dom.              

Homer - kolejny wyrok dożywocia...

Dożywocie w schronisku

          Blog przyczynił się do zorganizowania akcji pomocy zwierzakom. Podziękowania dla offroadowców, dopalaczy.pl oraz organizatora akcji – Pingwina.

Offroadowcy w schronisku

                  W tej kwestii dziękujemy także Fundacji SOS Bulterierom, z którą jesteśmy w stałym kontakcie i na która zawsze możemy liczyć.

Mikołajki w schronisku

     Szukałyśmy domów dla najbardziej potrzebujących.

APEL! "Podaj łapę" Tarzanowi i wykup go od śmierci...

PILNIE potrzebują domu!!! AKTUALIZACJA II

PILNIE potrzebują domu!!!

Drodzy miłośnicy kotów!

Na święta do schroniska...

                     Opisujemy także przypadki znęcania się nad zwierzętami, mając nadzieję, że przyczyni   się to w jakimś stopniu do kształtowania świadomości społecznej w zakresie praw zwierząt, która w dalszym ciągu jest na niskim poziomie….

Porzucona suczka...

Poszukiwany właściciel!

Szczęśliwe zakończenie smutnej historii...

                  Dzięki popularności naszego bloga mogłyśmy poszerzyć działania służące   egzekwowaniu praw zwierząt i w tym celu  nawiązałyśmy współpracę ze Strażą Miejską oraz legnickim oddziałem TOZu, który do tej pory raczej nie pamiętał o schronisku… W tym miejscu chcemy podziękować Komendantowi legnickiej Straży Miejskiej, który okazał się człowiekiem wrażliwym na krzywdę zwierząt, otwartym na współpracę i pomoc w tym temacie. Dzięki temu, miałyśmy okazje uczulić Strażników Miejskich m. in. na problem handlu zwierzętami na targowiskach i zwrócić ich uwagę na konieczność przeprowadzania w tych miejscach patroli. Podziękowania składamy także Prezesowi legnickiego TOZu, który zrozumiał specyfikę problemów związanych z funkcjonowaniem schroniska. Dzięki pismom, którym patronował można było skutecznie interweniować w obronie praw zwierząt.

Mogłyśmy także, nawiązać cenną współpracę z gabinetem  weterynaryjnym doktora Jerzego Legienia,  który, jako jedyny w Legnicy jest zaangażowany w ograniczenie problemu bezdomności w naszym mieście i nie bacząc na zyski, za symboliczną opłatą  podjął się sterylizacji suczek z rodzin najuboższych, których nigdy nie byłoby stać na taki zabieg. Dziękujemy! Dodajmy w tym miejscu, że to obowiązkiem Gminy jest walka z bezdomnością m.in. poprzez zabiegi sterylizacji zwierząt w schronisku, jednak, jak pisałyśmy w postach dotyczących zagranicznych adopcji, nasza gmina, walczy z niepotrzebnym rozmnażaniem ale ... na terenie Niemiec.

Interwencja

Piesek ze złamaną miednicą - ciąg dalszy...

Ten piesek ma anioła stróża! AKTUALIZACJA

  ***********************************************************************************

                                  Wszystkie te małe i duże sukcesy  napawają nas ogromną radością, choć w niektórych budzą raczej nienawiść i to często u osób zorientowanych w temacie, które uważają się za obrońców zwierząt... Skąd ta zawiść? Przecież problemów związanych z nieprzestrzeganiem praw zwierząt wystarczy dla wszystkich aktywistów i każdy ma tu ogromne pole do wykazania się! Zamiast negatywnie oceniać i patrzeć nam na ręce, warto skupić się na realnej pomocy - przecież nie chodzi tu o zaspokajanie własnych ambicji, a o pomoc zwierzętom! Bezmiar złości, jaka wylewa się z niektórych potrafił doprowadzić tak poważnego - wydawałoby się -  człowieka, jakim powinien być lekarz weterynarii zatrudniony w schronisku, do najniższego upadku. Jak ustaliła Prokuratura w Legnicy (Syg. akt. 2DS.255/12) to pan Jacek Filipowski był autorem większości obraźliwych komentarzy, jakie pojawiły się pod naszym adresem na forum jednego z legnickich portali za każdym razem, gdy zamieszczano tam artykuł o tematyce prozwierzęcej. Większość z nich była tak niskich lotów, że aż wstyd je cytować i naprawdę trudno odgadnąć, że ich autorem jest wykształcony człowiek (zwłaszcza ze względu na polszczyznę na poziomie sześciolatka). Takie czyny uwłaczają jedynie ich autorom, a na nas nie robią większego wrażenia - z wyjątkiem politowania dla bezsilności ludzi, którzy muszą uciekać się do takich metod, ponieważ nie mają na tyle odwagi, żeby o swoich poglądach mówić otwarcie i prosto w oczy. Ubolewamy nad takimi osobami....



Ten blog będzie istniał tak długo, jak długo osoby, które pobierają swoje pensje za opiekę nad zwierzętami będą się dopuszczać łamania ich praw.


Dziękujemy wszystkim Państwu, ponieważ dzięki temu że czytacie naszego bloga, władze uginają się pod tzw. presją opinii społecznej - w końcu w wiekszości jesteście mieszkańcami tego miasta i... wyborcami, którzy te władze kontrolują, rozliczają i wybierają na przyszłość:)

 Zapraszamy do dalszego śledzenia bloga i losów psów z legnickiego schroniska! 

Pozdrawiamy :)

środa, 14 listopada 2012

Wywózki do Niemiec nadal "mają się dobrze"...

Mimo artykułów w lokalnej prasie, wątpliwości zgłaszanych do Powiatowego Lekarza Weterynarii odnośnie warunków w jakich transportowane są zwierzęta oraz medialnych zapewnień Prezesa Wasinkiewicza (zarządcy schroniska), że przyjrzy się tej sprawie - dowiadujemy się od osoby wtajemniczonej w ten proceder, że wywozy do Niemiec trwają w najlepsze i odbywają się nawet częściej niż kiedyś. Czyżby z obawy o przyszłość tej działalności pani Martina chce "zaopatrzyć się" w psiaki na zapas, by zapewnić sobie płynność finansową? 
Organizatorki tych wywózek zamiast uczynić całą procedurę jawną i udowodnić szlachetność swoich działań, robią wszystko by jeszcze bardziej ją zakamuflować i wzbudzić coraz więcej wątpliwości. Po co?...czy faktycznie jest aż tyle do ukrycia? Teraz Martina Chmielnik nie zabiera już psów bezpośrednio ze schroniska, tylko z miejsca, do którego przywożą je osoby związane z TOZ Jawor - wcześniej oficjalnie je adoptując - a wszystko to odbywa się za wiedzą kierownika schroniska. Także ogłoszenia na e-bayu zmieniły formę i coraz trudniej jest do nich dotrzeć.
Czy żeby rozwiać wszelkie wątpliwości w tym temacie, w szczególności te dotyczące warunków transportu, nie lepiej byłoby organizować wywózek oficjalnie w obecności osób postronnych i przy otwartej bramie? Jeśli my się mylimy, to takie działanie rozwiało by wszelkie wątpliwości co do legalności całego przedsięwzięcia. Jeśli wszystko jest zgodne z prawem, to co stoi na przeszkodzie, by na oficjalnej stronie schroniska opublikować dokumenty na podstawie których działa pani Martyna? Myślimy, że ujawnienie podstawowych faktów wyszłoby wszystkim na dobre, a panie organizujące transporty mogłyby zacząć działać oficjalnie i zgodnie z przepisami prawa. Tylko czy faktycznie my się mylimy?... Może jednak nie bez powodu wszystko co dotyczy "adopcji" do Niemiec owiane jest od lat tajemnicą, a panie nie mają jak uwiarygodnić legalności swoich działań i dlatego ukrywają procedury wywózek? Skąd to milczenie? Nie jesteśmy przeciwne adopcjom zagranicznym, tylko warunkom w jakich się one odbywają i braku przejrzystości w dokumentach, na podstawie których taka działalność jest prowadzona. Jeśli odbywa się to zgodnie z prawem, to nie obchodzi nas czy ktoś na tym zarabia. Interesuje nas tylko dobro zwierząt, które na chwilę obecną nie jest w żaden sposób potwierdzone. Na razie wszystkie fakty świadczą przeciwko temu przedsięwzięciu i nikt ich nie dementuje... Tym samym mamy podstawy przypuszczać że - mimo tego, że patronuje temu koło organizacji prozwierzęcej - prawa zwierząt są w tym przypadku łamane.
I tak, Balbina  która od 20 października mogłaby być w kochającym domu w Legnicy, nadal czeka na swojego kupca na e-bayu i przebywa w kolejnym schronisku, tym razem w Niemczech... Czy to miało służyć jej dobru?


To już któreś z kolei ogłoszenie Balbiny, po tym jak nie sprzedała się na pierwszej aukcji. Przyjdzie jej jeszcze trochę poczekać w niemieckim schronisku.


P.S. Sprzedaż psa za pośrednictwem portali aukcyjnych to loteria. Jeden może trafić do kochającego domu, skąd szybką napłyną zdjęcia na dowód, że wszystko jest w porządku. A reszta? Ta zdecydowana większość, o której dalszych losach nic nie wiemy, a ich nowi właściciele nie nadesłali żadnych zdjęć? No cóż takiego psa może kupić ktokolwiek. Kto sprawdzi taką osobę, zwłaszcza jeśli mieszka ona np. 100 km od schroniska Pani Chmielnik?
Większości wydaje się, że Niemcy to raj dla psów... 
Niestety nie zawsze:
(uwaga! nie polecamy osobom szczególnie wrażliwym)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Wybieg w schronisku powstaje Z INICJATYWY legniczan

Jeszcze raz pragniemy podziękować wszystkim Państwu, którzy podpisali się pod skargą na brak wybiegu w legnickim schronisku a także Pani Zofii Batorczak - Dolnośląskiemu Wojewódzkiemu Lekarzowi Weterynarii, która mimo tego, że jest urzędnikiem, sprzeciwiła się łamaniu praw zwierząt w legnickim schronisku przez lokalną władzę.
 Nie pozwólmy sobie wmówić, że wybieg dla zwierząt jest dobrą wolą legnickich urzędników i gestem w stronę zwierząt ze strony LPGK, jak twierdzi w lokalnych mediach Prezes Józef Wasinkiewicz. Pamiętajmy o tym, zwłaszcza przy wyborach władz miasta, bo z pewnością ten fakt będzie wymieniany w kampaniach wyborczych jako zasługa miasta...nie dajmy się nabrać na kolejną kadencję. 
Oto dowód, że wybieg powstaje WYŁĄCZNIE z inicjatywy nas - mieszkańców, dzięki udzielonemu przez Państwa poparciu dla naszego pisma:


Jak widać skarga była zasadna, a Powiatowy Lekarz Weterynarii z Legnicy nie dopełnił swoich obowiązków, mimo że podczas naszej wizyty u niego zapewniał, że wszystko z jego strony jest w porządku i on nie ma ŻADNEGO WPŁYWU na powstanie wybiegu. 
A jednak! 
Zaniedbanie to odbiło się czkawką u wszystkich decydentów w naszym mieście, którzy do tej pory udawali, że odpowiedzialność nie leży po ich stronie i wszelkimi sposobami próbowali nas spławić. 
Na szczęście z Państwa pomocą nie odpuściłyśmy i widać efekty!

piątek, 2 listopada 2012

Będzie wybieg - sukces wolontariuszy i święto psów!

Jest nam bardzo miło, że zarówno urzędnicy naszego miasta, jak i pracownicy LPGK czytają naszego prywatnego bloga i odnoszą się na swoich oficjalnych stronach internetowych do informacji, które na nim podajemy. Cieszymy się, że blog trafił do tych odbiorców, ponieważ  powstał on właśnie przez ich bezczynność i ignorowanie przez lata naszych pism (bo przecież wtedy nikt o nich nie wiedział i dużo łatwiej było je zbyć). 

Jak Państwo wiedzą od dawna składamy w Urzędzie Miasta pisma w sprawie wybiegu, których treść można prześledzić na tym blogu. Na początku tego roku znalazłyśmy także sponsora, który chciał pokryć część kosztów jego budowy, wystąpiłyśmy z takim projektem do Pani Wiceprezydent, jednak nic nie było w stanie skruszyć i wzruszyć urzędniczego "betonu". Szukałyśmy także wsparcia u Powiatowego Lekarza Weterynarii, który sporządza raporty z kontroli w schronisku. W wypełnianym przez niego formularzu znajduje się  rubryka "wybieg". Według prawa już od 2004 roku schroniska powinny być wyposażone w wybiegi. Niestety wypełniając swoje formularze przez ostanie 8 lat Pan Inspektor uporczywie nie dostrzegał tej rubryki oraz faktu, że powinien wydać nakaz usunięcia tak ważnej "usterki". 

W końcu postanowiłyśmy zgłosić się do władz nadrzędnych nad naszym prezydentem i inspektorem. Napisałyśmy skargę, pod którą podpisały się 252 osoby, za co serdecznie wszystkim im dziękujemy - zapewne bez Waszych podpisów nie mogłybyśmy teraz świętować!


Nad pismem pochylił się Wojewoda Dolnośląski, Główny Lekarz Weterynarii w Warszawie oraz Wojewódzki Lekarz Weterynarii we Wrocławiu. Wasze podpisy wędrowały po całej Polsce, jednak nie bez celu! Nasze skargi i prośby w imieniu tych biednych psiaków, które same nie mogą się obronić zostały w końcu wysłuchane! Sprawa znalazła szczęśliwy finał!
W ostatnim tygodniu października ruszyły prace przy budowie wybiegu, które mają zostać zakończone już w drugiej połowie listopada! 

Jak niewiele czasu i środków trzeba, żeby wybudować wybieg! Żeby zwierzęta zamknięte 24 godziny w betonowych boksach mogły poczuć czym jest swobodne bieganie po trawie! Szkoda, że zrozumienie tego zajęło urzędnikom aż 8 LAT! A przecież już dawno mogli odmienić los psów z legnickiego schroniska. 

Jest to sukces wszystkich miłośników zwierząt, ale przede wszystkim wielkie SZCZĘŚCIE dla psów!

P.S
Przy tej okazji chciałybyśmy także sprostować inne informacje zawarte w ostatnim oficjalnym oświadczeniu LPGK, które opublikował jeden z legnickich portali. Spółka pisząc o "głodzeniu psów" ustosunkowuje się do jednego z naszych ostatnich postów, w którym publikowałyśmy zdjęcia Żabki - chodzącego szkieletu, jakim była po spędzeniu miesiąca w schronisku. Po naszym artykule Żabka została przeniesiona do ogrzewanego pomieszczenia, gdzie przetrwała największe chłody, poddana została leczeniu, a także zaczęto ją lepiej karmić. Gdyby więc nasze informacje były całkowicie wyssane z palca, jak sugeruje LPGK to nie było by potrzeby otaczać ją taką szczególną troską. A poza tym - kto na tym stracił? Być może honor spółki, ale za to pies zyskał lepszą opiekę! I właśnie o to nam chodziło!

Przedstawiciel LPGK pisze też, że wszystkie budy w schronisku zostały ocieplone. Super! Tylko, że stało się tak po piśmie TOZ Legnica do Prezydenta i do Pana Boksy. Przypominamy, że w poprzednich latach, kiedy pism takich nie było słoma do bud trafiała dopiero po wielu dniach ostrych mrozów!

Spółka zarzuca nam też podawanie nieprawdziwych informacji jakoby kierownik nie chciał przyjmować darów w postaci karmy. Oczywiście nigdy o czymś takim nie pisałyśmy. Mówiłyśmy jedynie, że karma ta nie jest w żaden sposób ewidencjonowana. I to na szczęście się zmieniło - teraz wszystkie dary zapisywane są w specjalnej książce. I to też jest sukces!

Jeśli w zamian za polepszenie losu zwierząt w legnickim schronisku naszą karą ma być krytyka ze strony władz i przeciwników w postaci złośliwych komentarzy na różnych portalach, to jesteśmy na nią  gotowe i ... prosimy o więcej! (oczywiście proporcjonalnie do działań pozytywnych ze strony osób odpowiedzialnych :) 

Co prawda zdajemy sobie sprawę, że od rozpoczęcia budowy do jej zakończenia może minąć o wiele więcej czasu niż się to zakłada (podobnie jak z wszelkimi innymi inwestycjami w naszym mieście) jednak mimo tego dzisiaj  świętujemy!

niedziela, 28 października 2012

Kim jest osoba, która wywozi legnickie psy do Niemiec i sprzedaje je na e-bayu?

AKTUALIZACJA
Dzięki naszym władzom i fałszywym"miłośnikom zwierząt'' byliśmy pierwsi na mapie zła...
******** 
Wywozem psów z legnickiego schroniska zajmuje się - za pośrednictwem osób prowadzących oficjalną stronę schroniska - Martina Chmielnik. Współpraca obu stron rozpoczęła się zimą 2010 roku. Początkowo działalność pani Chmielnik nosiła taką samą nazwę jak funkcjonująca na terenie całych Niemiec znana fundacja Hunde in not, z którą ta pani nie miała jednak nic wspólnego. Pani Martina prowadzi natomiast własną działalność gospodarczą od której odprowadza podatki. Jej firma wzbudza duże kontrowersje w samych Niemczech, dlatego jej specjalnością stały się częste zmiany nazwy. Na dzień dzisiejszy jej firma działa pod nazwą Tierhilfe Heidekreis. 
Każda nazwa stowarzyszenia, fundacji czy też prywatnego przedsiębiorstwa to pewna marka. Kiedy cieszy się ona zaufaniem i dobrą opinią raczej się jej nie zmienia. 
To pierwszy punkt, który może budzić wątpliwości w działalności pani Chmielnik.

Kolejnym punktem jest adres: Bernadotte Alle 12-14, który podaje do wiadomości naszemu schronisku i który trafia do paszportów wywożonych psiaków. Każdy może sprawdzić i przekonać się (chociażby za pomocą programu google maps), że jest to adres.... zoo w Hannoverze! 
Czy szanująca się organizacja traktowałaby tak niepoważnie sprawę danych wpisywanych do paszportu? Jak widać pani Chmielnik nie obawia się z polskiej strony żadnej kontroli podawanych danych skoro zdecydowała się na taką niefrasobliwość.

Jak dowiadujemy się od czeskich obrońców zwierząt mniej więcej w tym samym czasie od kiedy zaczęła "współpracować" z naszym schroniskiem, pani Chmielnik zwróciła się z podobną propozycją do schronisk w ich kraju, z informacją, że interesują ją przede wszystkim "psy małe, rasowe i szczeniaki". To wzbudziło jednak podejrzenia czeskich obrońców zwierząt, którzy sprawdzili zasady na jakich działa "fundacja" pani Martiny, i kategorycznie odmówili jej współpracy. To kolejna wątpliwość przemawiająca przeciwko tej pani.

Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że postanowiłyśmy zasięgnąć opinii u źródła, czyli w hannoverskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Odpowiedź była niepokojąca: pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność gospodarczą nastawioną na zysk, przetrzymuje zwierzęta w złych warunkach, a los tych które sprzedaje nie jest później weryfikowany. Opinia schroniska w Hannoverze na temat tej działalności jest zdecydowania negatywna! Wszystkim miłośnikom zwierząt odradzają współpracę z tą panią.

Osoby odpowiadające za organizacje transportu do Niemiec po stronie polskiej posługują się zdjęciami psów w nowych domach jako koronnym argumentem przemawiającym na korzyść tego procederu i każdemu z dociekliwych - w przeszłości także i nam - odwracają tym uwagę od rzeczywistej działalności. Tłumaczą oni także, że współpracują nie z żadną firmą a fundacją - co jak ustaliłyśmy jest nieprawdą - w związku z czym, zarówno z ich strony, jak i ze strony pani Chmielnik jest to działalność charytatywna nie nastawiona na zysk, a jedynie na dobro zwierząt. Wątpliwości budzi także fakt, że zdjęcia, które mają być jedynym dowodem dobroczynnej działalności ze strony pani Martiny, posiada zaledwie znikomy odsetek psów spośród wszystkich zwierząt, które zostały wywiezione. Pewnie dlatego, że działalność ta wcale nie jest bezinteresowna i skierowana na dobro zwierząt, a  wśród kupujących na e-bayu znajdują się w niektórych wypadkach ludzie, którzy zgadzają się przesłać takie zdjęcia pani Chmielnik nieświadomie dając alibi jej kontrowersyjnej działalności. Jakie są jednak losy psów których zdjęć nikt nie przysłał?....

Dla nas zagadkowa pozostaje także kwestia transportu. Skoro pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność nastawioną na osiągnie zysku to dlaczego nie zapewni psom, które ten zysk jej zapewniają - przyzwoitych warunków przewozu? Zamiast tego ładuje po 5, 8, a nawet 10 psów do maksymalnie przepełnionego małego auta, do klatek często niedostosowanych do rozmiarów psów, które ledwo mogą się w nich obrócić.  Jeśli transporty obywałoby się zgodnie z obowiązującymi przepisami, to bramy schroniska nie byłyby szczelnie zamknięte przed osobami postronnymi, czy jak odbywa się to przez ostatnie  miesiące - w niedziele - kiedy oficjalnie schronisko jest zamknięte. Chyba jednak jest co ukrywać... Psy w trakcie takiego wielogodzinnego transportu, w ścisku i tłoku, nie mają także dostępu do wody - nawet w upalne dni (a wiadomo jaka temperatura panuje wtedy w samochodzie), ani możliwości załatwienia się na zewnątrz, a przecież dodatkowo są w dużym stresie...


Na koniec retoryczne pytanie do organizatorów tych transportów: w tym samym czasie co pani Chmielnik do schroniska zgłosiła się także prawdziwa niemiecka fundacja działająca na rzecz zwierząt, która nie tylko nie czerpała korzyści z takich adopcji a dodatkowo wsparła legnickie schronisko kwotą 10.000 zł (3000 euro według obowiązującego w tamtym czasie przelicznika) na rzecz sterylizacji i kastracji bezdomnych psów w Legnicy i wcale nie tych, które chciała zabierać do Niemiec! Jej przedstawiciele przyjeżdżali rzadziej i zabierali najwyżej po dwa psy. Transport odbywał się w profesjonalnie przygotowanych czystych klatkach wyposażonych w podajniki wody, nie było mowy o stawianiu jednej klatki z psem na drugiej a dodatkowo psy w czasie podróży wyprowadzane były kilka razy na zewnątrz z samochodu... Jednak kiedy kobieta prowadząca fundacje dowiedziała się, że nasze schronisko wydaje psy pani Chmielnik, postawiła ultimatum: jeśli nie zerwiemy z nią współpracy ona przestanie nam pomagać i zerwie współpracę - co niezwłocznie uczyniła. Dlaczego więc osoby organizujące te wywózki wolały podziękować profesjonalnie działającej Fundacji  i związać się z budzącą tyle kontrowersji firmą  Martiny Chmielnik? ....