W dzisiejszą sobotę niestety dyżurował jeden z najbardziej humorzastych
pracowników. W związku z tym, trudno było spodziewać się pozytywnego
zachowania ze strony obsługi. Zmian na
lepsze od ostatniego razu, także nie było żadnych. W boksie 6H nadal stała w
głębokiej kałuży młoda suczka.
Trzeba już nawet przywozić ze sobą przybory do sprzątania, by choć trochę ulżyć zwierzętom ze schroniska, bo
pracownikom mającym cały potrzebny sprzęt zwyczajnie nie chce się z niego
korzystać – o położeniu i warunkach technicznych
schroniska i niewykorzystywaniu ich przez niewłaściwych ludzi zatrudnionych w
schronisku pisałyśmy już wiele razy:
Tak jak przewidywałyśmy, gehenna Kamyka trwa nadal –
pracownicy dalej interpretują napastowanie jako niewinną zabawę i nie rozdzielają piesków.
Jednak najgorszym czego dziś byłyśmy świadkami jest sytuacja
w boksie 5H, w którym znajduje się od wielu tygodni suczka z trzema maluchami.
Otóż matka od samego początku napadała na swoje małe. Zaczęła kiedy były malutkie i jeszcze nie
wychodziły z boksu, co wyraźnie było słychać na zewnątrz. Teraz maluchy są
większe i denerwują matkę jeszcze bardziej, co sprawia, że rzuca się na nie bez
powodu i niebezpiecznie gryzie. Kiedy zwraca się na to uwagę obsługa tłumaczy,
że nic złego się nie dzieje i że jest to naturalne zachowanie, bo matka je
uczy. Przez wiele lat widziałyśmy suczki które oszczeniły się w schronisku i
przebywały z małymi – jedne były bardziej czułe, inne mniej. Jednak takiego
brutalnego zachowania w stosunku do swoich szczeniaków nigdy jeszcze nie
zaobserwowałyśmy. Uczenie takich zachowań zdarza się wśród zwierząt dzikich i
polujących a nie u zwierząt domowych! Widocznie mądrości o zachowaniu zwierząt
pracownicy czerpią z kanałów przyrodniczych i przenoszą na grunt schroniska, pomijając
przy tym zasadniczą różnicę…
Mimo tego, że od rana odwiedzający schronisko zgłaszali, by
rozdzielić maluchy od matki i przynajmniej na część dnia przenieść je do kojca,
pracownicy bagatelizowali sytuację. Konsekwencją był brutalny atak matki na
jednego z małych który został potargany i rzucony w górę a potem przyciśnięty
do posadzki i gryziony. Mimo wielkiego pisku, nikt z obsługi nie zareagował i
nawet nie wyszedł z budynku. Jedna z nas dobiegła z innej części schroniska i
przerwała atak.
Matka, jest bardzo miłą suczką jednak widocznie, tak jak zdarza się też u
innych gatunków, macierzyństwo jej nie służy. Dzieci od początku ją denerwują zwłaszcza, że przebywa z nimi non stop od kwietnia! Od początku pobytu w schronisku nie wychodzi w ogóle na
spacery ani na wybieg! Suczka jest żywiołowa i nie ma żadnego sposobu na
wyzbycie się nagromadzonej przez tyle czasu energii.
Wniosek jak zawsze ten sam : WYMIENIĆ OBSŁUGĘ.
******
Kolejne świeżaki w schronisku proszą o łaskę dobrych ludzi:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz