niedziela, 28 października 2012

Kim jest osoba, która wywozi legnickie psy do Niemiec i sprzedaje je na e-bayu?

AKTUALIZACJA
Dzięki naszym władzom i fałszywym"miłośnikom zwierząt'' byliśmy pierwsi na mapie zła...
******** 
Wywozem psów z legnickiego schroniska zajmuje się - za pośrednictwem osób prowadzących oficjalną stronę schroniska - Martina Chmielnik. Współpraca obu stron rozpoczęła się zimą 2010 roku. Początkowo działalność pani Chmielnik nosiła taką samą nazwę jak funkcjonująca na terenie całych Niemiec znana fundacja Hunde in not, z którą ta pani nie miała jednak nic wspólnego. Pani Martina prowadzi natomiast własną działalność gospodarczą od której odprowadza podatki. Jej firma wzbudza duże kontrowersje w samych Niemczech, dlatego jej specjalnością stały się częste zmiany nazwy. Na dzień dzisiejszy jej firma działa pod nazwą Tierhilfe Heidekreis. 
Każda nazwa stowarzyszenia, fundacji czy też prywatnego przedsiębiorstwa to pewna marka. Kiedy cieszy się ona zaufaniem i dobrą opinią raczej się jej nie zmienia. 
To pierwszy punkt, który może budzić wątpliwości w działalności pani Chmielnik.

Kolejnym punktem jest adres: Bernadotte Alle 12-14, który podaje do wiadomości naszemu schronisku i który trafia do paszportów wywożonych psiaków. Każdy może sprawdzić i przekonać się (chociażby za pomocą programu google maps), że jest to adres.... zoo w Hannoverze! 
Czy szanująca się organizacja traktowałaby tak niepoważnie sprawę danych wpisywanych do paszportu? Jak widać pani Chmielnik nie obawia się z polskiej strony żadnej kontroli podawanych danych skoro zdecydowała się na taką niefrasobliwość.

Jak dowiadujemy się od czeskich obrońców zwierząt mniej więcej w tym samym czasie od kiedy zaczęła "współpracować" z naszym schroniskiem, pani Chmielnik zwróciła się z podobną propozycją do schronisk w ich kraju, z informacją, że interesują ją przede wszystkim "psy małe, rasowe i szczeniaki". To wzbudziło jednak podejrzenia czeskich obrońców zwierząt, którzy sprawdzili zasady na jakich działa "fundacja" pani Martiny, i kategorycznie odmówili jej współpracy. To kolejna wątpliwość przemawiająca przeciwko tej pani.

Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że postanowiłyśmy zasięgnąć opinii u źródła, czyli w hannoverskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Odpowiedź była niepokojąca: pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność gospodarczą nastawioną na zysk, przetrzymuje zwierzęta w złych warunkach, a los tych które sprzedaje nie jest później weryfikowany. Opinia schroniska w Hannoverze na temat tej działalności jest zdecydowania negatywna! Wszystkim miłośnikom zwierząt odradzają współpracę z tą panią.

Osoby odpowiadające za organizacje transportu do Niemiec po stronie polskiej posługują się zdjęciami psów w nowych domach jako koronnym argumentem przemawiającym na korzyść tego procederu i każdemu z dociekliwych - w przeszłości także i nam - odwracają tym uwagę od rzeczywistej działalności. Tłumaczą oni także, że współpracują nie z żadną firmą a fundacją - co jak ustaliłyśmy jest nieprawdą - w związku z czym, zarówno z ich strony, jak i ze strony pani Chmielnik jest to działalność charytatywna nie nastawiona na zysk, a jedynie na dobro zwierząt. Wątpliwości budzi także fakt, że zdjęcia, które mają być jedynym dowodem dobroczynnej działalności ze strony pani Martiny, posiada zaledwie znikomy odsetek psów spośród wszystkich zwierząt, które zostały wywiezione. Pewnie dlatego, że działalność ta wcale nie jest bezinteresowna i skierowana na dobro zwierząt, a  wśród kupujących na e-bayu znajdują się w niektórych wypadkach ludzie, którzy zgadzają się przesłać takie zdjęcia pani Chmielnik nieświadomie dając alibi jej kontrowersyjnej działalności. Jakie są jednak losy psów których zdjęć nikt nie przysłał?....

Dla nas zagadkowa pozostaje także kwestia transportu. Skoro pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność nastawioną na osiągnie zysku to dlaczego nie zapewni psom, które ten zysk jej zapewniają - przyzwoitych warunków przewozu? Zamiast tego ładuje po 5, 8, a nawet 10 psów do maksymalnie przepełnionego małego auta, do klatek często niedostosowanych do rozmiarów psów, które ledwo mogą się w nich obrócić.  Jeśli transporty obywałoby się zgodnie z obowiązującymi przepisami, to bramy schroniska nie byłyby szczelnie zamknięte przed osobami postronnymi, czy jak odbywa się to przez ostatnie  miesiące - w niedziele - kiedy oficjalnie schronisko jest zamknięte. Chyba jednak jest co ukrywać... Psy w trakcie takiego wielogodzinnego transportu, w ścisku i tłoku, nie mają także dostępu do wody - nawet w upalne dni (a wiadomo jaka temperatura panuje wtedy w samochodzie), ani możliwości załatwienia się na zewnątrz, a przecież dodatkowo są w dużym stresie...


Na koniec retoryczne pytanie do organizatorów tych transportów: w tym samym czasie co pani Chmielnik do schroniska zgłosiła się także prawdziwa niemiecka fundacja działająca na rzecz zwierząt, która nie tylko nie czerpała korzyści z takich adopcji a dodatkowo wsparła legnickie schronisko kwotą 10.000 zł (3000 euro według obowiązującego w tamtym czasie przelicznika) na rzecz sterylizacji i kastracji bezdomnych psów w Legnicy i wcale nie tych, które chciała zabierać do Niemiec! Jej przedstawiciele przyjeżdżali rzadziej i zabierali najwyżej po dwa psy. Transport odbywał się w profesjonalnie przygotowanych czystych klatkach wyposażonych w podajniki wody, nie było mowy o stawianiu jednej klatki z psem na drugiej a dodatkowo psy w czasie podróży wyprowadzane były kilka razy na zewnątrz z samochodu... Jednak kiedy kobieta prowadząca fundacje dowiedziała się, że nasze schronisko wydaje psy pani Chmielnik, postawiła ultimatum: jeśli nie zerwiemy z nią współpracy ona przestanie nam pomagać i zerwie współpracę - co niezwłocznie uczyniła. Dlaczego więc osoby organizujące te wywózki wolały podziękować profesjonalnie działającej Fundacji  i związać się z budzącą tyle kontrowersji firmą  Martiny Chmielnik? ....

sobota, 20 października 2012

Ani adoptować ani oddać, czyli "kup teraz" legnickiego psa na niemieckim e-bayu...

AKTUALIZACJA: 26.10.2012
Na aukcji pojawił się też Rubinek - piesek zabrany z tego samego domu co opisywana poniżej Smerfetka. Do kupienia również za 250 euro. Psy odebrane w imię prawa i ich dobra od właścicielki, której nie było stać na ich utrzymanie... I po co? Żeby je sprzedać w sumie za 2000 zł?


Jednocześnie panie handlujące pieskami z legnickiego schroniska zmieniły trochę taktykę w reakcji na naszego posta. Zamiast podawać cenę dużymi pomarańczowymi literami nad ogłoszeniem piszą tam "VB", czyli "do uzgodnienia". Za to w treści ogłoszenia w rubryce "impressum" pojawiają się już konkretne liczby. Do uzgodnienia znaczy 195-250 euro. Koszt paszportu i czipu koniecznego do wywiezienia psów z Polski to ok. 25 euro. Szczeniaki odbierane po urodzeniu od suk w schronisku wywożone są przed upływem piątego tygodnia bez tych formalności, czyli całkiem za darmo.




************************************************


Dwoje młodych ludzi przyjeżdża do schroniska adoptować psa, któryś już raz z kolei, bo wcześniej pracownicy zawsze mnożyli jakieś przeszkody - a to zła godzina, a to zły dzień itp., w końcu udało im się wstrzelić w odpowiedni czas. Zależy im bardzo na jednej ze schroniskowych suczek. Do adopcji zachęciło ich ogłoszenie na oficjalnej stronie schroniska:

Chodzi o Balbinę - sunia przeszła już wiele, dwa razy ją porzucano, dwa razy trafiała do schroniska, gdzie urodziła szczeniaki. Wreszcie los się do niej uśmiechnął - na jej drodze stanęli ludzie, którzy ją pokochali i chcieli dać jej nowy, wspaniały dom... Niestety ta historia nie ma happy endu - okazało się, że Balbina ma być jutro - w NIEDZIELĘ! - termin dla zwykłego legniczanina bezwzględnie NIEDOSTĘPNY! - wywieziona (adoptowana) do Niemiec, jest już zaczipowana i czeka na transport. Cóż niemiecki klient nasz pan - ma pierwszeństwo przed zwykłymi legniczanami, którzy pieska ze schroniska adoptować nie mogą, mimo że już go pokochali i chcieli pokryć wszelkie koszta przygotowania psa "na eksport", czyli zapłacić za czip i paszport. Niestety ani pracownik, ani nawet kierownik schroniska nie ukrywają, że pierwszeństwo adopcji i wyboru piesków z legnickiego schroniska mają właśnie Niemcy! Być może o czymś nie wiemy - może to już nie jest schronisko gminy Legnica, a niemieckiej fundacji Hunde in not? Wychodzi na to, że tak, gdyż jak mówi pan Boksa "taką mamy z nimi umowę". Jaką umowę? Gdzie można się z nią zapoznać? Czy określa ona warunki transportu? Transportu, podczas którego psy spędzają wiele godzin zamknięte po kilka w małym samochodzie, bez dostępu do wody, załatwiając swoje potrzeby fizjologiczne pod siebie? Aby trafić wreszcie do ... prywatnego schroniska w Niemczech (!), gdzie ich smutne historie będą generować zyski dla pani Martiny Chmielnik? Tak jak Miki, który już prawie od roku zarabia na swoich nowych "opiekunów" na stronie internetowej fundacji?:

    ******************

                   Nowy, "lepszy" dom w Niemczech - kolejna przystań na drodze naszych psiaków...


Jeżeli niemieckiej fundacji, a także patronującemu tym transportom TOZ-owi Jawor i spółce LPGK, przyświecają tylko szlachetne cele to dlaczego nie zabierają tylko psów, których nikt w Legnicy adoptować nie chce? Dlaczego pies, który już dziś, już w tej chwili mógł być w swoim nowym domu w Legnicy musi jutro pokonać setki kilometrów jadąc w nieznane? Według kierownika nowy, niemiecki właściciel czeka już na niego.... Tylko najpierw trzeba jeszcze go znaleźć na e-bayu! 
Oto nasza Balbina, którą mogła dziś trafić do nowego domu w Legnicy, a tymczasem jutro trafi do niemieckiego schroniska, bo najpierw musi znaleźć kogoś, kto zapłaci za nią 130 euro! Tak wygląda "właściciel" o którym pan dziś mówił panie kierowniku?


Ogłoszenie: "Pilnie szuka nowego właściciela za jedyne 130 euro. Do odbioru od poniedziałku. Ogłoszenie ukazało się 20 października...

Balbina - dziś jeszcze w polskim schronisku, jutro już w niemieckim "raju" na e-bayu...



Dziś w boksie numer 25, jutro będzie już zarabiać dla swoich nowych "opiekunów"...


Luka - dziś jeszcze w boksie numer 39, jutro już w transporcie...


I tak się kręci biznes "pomocy zwierzętom" ku zadowoleniu TOZ Jawor, "wolontariuszy" prowadzących oficjalną stronę schroniska, LPGK i Pani Wiceprezydent... a legniczanie mogą sobie adoptować pieska co najwyżej w schronisku we Wrocławiu.... 

         ************
Tymczasem dziś w schronisku odbywa się jeszcze zupełnie inny dramat.  Czysta farsa rodem z filmów Barei - ludzie, którzy chcą adoptować psa nie mogą tego zrobić, a kobieta która psa chce oddać ..... też nie może tego zrobić! Oczywiście najlepiej, żeby psy do schroniska nie trafiały w ogóle, ale jeśli już ktoś jest zmuszony sytuacją życiową, żeby pieska oddać to chyba lepiej, żeby zrobił to w sposób względnie humanitarny? Jeżeli zawiodą wszelkie sposoby znalezienia nowego domu, kiedy przychodzi ostateczny termin... co wtedy robić? Chyba lepiej, żeby pies trafił do schroniska niż żeby miał zostać wyrzucony na ulicę lub przywiązany do drzewa....
Tym bardziej, że regulamin schroniska określa wyraźnie warunki przekazania psa przez właściciela Rozdział IV: Za oddanie psa lub kota do Schroniska MIESZKAŃCY MIASTA LEGNICA nie uiszczają stosownej opłaty, zaś mieszkańcy innych gmin zobowiązani są do wniesienia opłaty zgodnie z obowiązującym cennikiem.

Dziś, mimo, że schronisko nie jest przepełnione kierownik odmawia zdesperowanej kobiecie przyjęcia psa... Zapytany o to, jak jego decyzja ma się do aktualnie obowiązującego regulaminu odpowiada beztrosko: "ja tu ustalam regulamin i nie chce mi się na ten temat rozmawiać". Tak oto LPGK oficjalnie śmieje się z prawa i przyznaje, że schronisko jest prywatnym folwarkiem spółki...

Grunt to pieska dobrze sprzedać do Niemiec (nawet w niedzielę!), a legniczanie .... ci mogą co najwyżej poszukać sobie pieska w innym schronisku... 

               ********** 
P.S 
Psy wytypowane do sprzedaży na e-bayu są w legnickim schronisku na życzenie niemieckiej fundacji:
1. czipowane - bezskutecznie zabiegamy od kilku lat o czipowanie psów, co ułatwiło by identyfikacje porzuconych zwierząt, niestety ten przywilej dostępny jest tylko dla psów przeznaczonych do sprzedaży
2. sterylizowane - podczas gdy psy przekazywane do adopcji w Legnicy nie są poddawane temu zabiegowi, co powiększa problem bezdomności
3. a nawet kąpane!

w ten sposób gmina Legnica walczy z niepotrzebnym rozmnażaniem...tyle, że w Niemczech

                                                                               ************
  Kolejne pieski z legnickiego schroniska szukają kupca, tym razem za jedyne 100 euro:
http://kleinanzeigen.ebay.de/anzeigen/s-anzeige/aelterer-hund-was-nun-soziale-super-liebe-gesunde-hunde!/83148062-134-2918


Według osoby, która zamieściła ogłoszenie psy znajdują się aktualnie we Wrocławiu!

    ***********


AKTUALIZACJA: 23.10.12
Panie zamieszczające legnickie psy na niemieckim e-bayu szybko zareagowały na wpis na naszym blogu i usunęły z ogłoszeń cenę! Nie da się jej jednak usunąć z załączonych screen'ów zrobionych w niedzielę.

Wystarczy poszperać odrobinę na niemieckim e-bayu, żeby odkryć kolejne podobne historię, np. Smerfetki. Sunia została odebrana w lipcu podczas interwencji od rodziny, która utrzymywała w mieszkaniu zbyt dużą liczbę psów, na których wykarmienie nie było ich po prostu stać. Trafiła do schroniska, wpadła w oko handlarom. Na ich zamówienie kierownik kazał ją wysterylizować. Sprzedano ją za 250 euro, czyli ok. 1000 zł! To suma, o której tamtej rodzinie pewnie nawet się nie śniło. Nie przyszło im nawet do głowy, że ktoś może tyle zarobić na ich psie.
Screen zakończonej już aukcji:

Sprzedana wśród innych...

                                       To samo zdjęcie na oficjalnej stronie schroniska:



sobota, 6 października 2012

Ile jest warte słowo Pani Prezydent?

5 marca z wielką pompą ruszyła budowa wybiegu ... przynajmniej taką informację możemy wyczytać na oficjalnej stronie schroniska. Tymczasem w rzeczywistości kompletnie nic się nie wydarzyło, jak pisałyśmy już wcześniej:
Ile jest zatem warte słowo Pani Jadwigi Zienkiewicz (zastępca prezydenta Legnicy), która na spotkaniu w Urzędzie Miasta, a także podczas wizyty Radnych w schronisku zadeklarowała, że WYBIEG W SCHRONISKU POWSTANIE DO KOŃCA TEGO ROKU?
Być może władze naszego miasta uważają, że najlepszą porą na tego typu prace jest zima, kiedy ziemia jest zamarznięta? Jeśli tak to z przyjemnością "odszczekamy" nasze sceptyczne słowa pod adresem Pani Prezydent! Z wielką przyjemnością przekonamy się np. w grudniu jak bardzo się myliłyśmy widząc, że wybieg jednak powstał... Bardzo chciałybyśmy się mylić, ale jak na razie teren pod budowę wybiegu nie został w żaden sposób przygotowany, choć obiecywane ogrodzenie z remontowanej willi Borka jest już złożone na placu przy ul. Ceglanej.


Ogrodzenie do dyspozycji LPGK jest już od dawna, a teren pod wybieg niewykarczowany, ani niewymierzony, co zdenerwowało już niespotykanie cierpliwych mieszkańców naszego miasta - 252 osoby podpisały się pod skargą na niedostosowanie naszego schroniska  do obowiązującego Rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 23 czerwca 2004 roku, a my ze swojej strony dopilnowałyśmy, żeby o niezadowoleniu legniczan dowiedziały się odpowiednie władze nadrzędne nad Panią Zienkiewicz i Panem Krzakowskim. Może wreszcie one wymuszą na tym Państwie przestrzeganie obowiązujących przepisów i wybieg zobaczymy przed upływem tego roku!

środa, 3 października 2012

Śmierć głodowa...

Za każdym razem, kiedy pytamy kierownika schroniska czy jest potrzeba zorganizowania zbiórki karmy, odpowiada nam, że : "W schronisku absolutnie niczego nie brakuje i nic nie trzeba przywozić". Dlaczego więc coraz więcej psów cierpi z głodu?
Żabka (to prawdziwe imię suczki) trafiła do schroniska równo miesiąc temu. Nie można więc powiedzieć, że ciężki stan, w którym obecnie jest wynika z zaniedbania jej wcześniejszych właścicieli. Co prawda suczka trafiła do schroniska wychudzona, ale w ciągu tego miesiąca powinna przybrać na wadze (przy odpowiednim karmieniu i leczeniu). Tymczasem psina jest w jeszcze gorszym stanie! W sobotę nie była w stanie przejść krótkiego spaceru - po prostu leciała z nóg! Nic dziwnego, ten pies to chodzący (choć może już niedługo) szkielet!
Zobaczcie Państwo sami:


Żabka po miesięcznej (!) "kuracji" w schronisku

Obsługa schroniska na prośby wolontariuszy o podanie psu puszki odpowiada, że nie ma ich na stanie(!) Stąd apel do wszystkich urządzających zbiórki dla schroniska o przywożenie zwłaszcza puszek! 

Psy wychudzone do granic możliwości, a w ich miskach zalega nie tyle najtańsza karma (bo ta wcale nie jest taka zła), a szara karma najgorszej możliwej jakości. Chappi i inne "smakołyki", które Państwo przywozicie zalegają w magazynach, ponieważ psom podaje się karmę na granicy przydatności do spożycia.

Kolejna suczka - piękny owczarek niemiecki długowłosy. Nie może ustać na nogach - przez większą część czasu leży. Kiedy wstaje zatacza się. Choć porastają ją grube kłęby skołtunionej sierści, którą należałoby ogolić, to i tak widać, że suczka jest wręcz makabrycznie wychudzona! Gołym okiem widać jej miednicę. Brak słów - ani weterynarz wizytujący przy nas schronisko, ani kierownik nie zwracają na nią uwagi. Suczka po prostu połyka każdy skrawek jedzenia.



Czy naprawdę psy, na których utrzymanie wydaje się pół miliona złotych rocznie i dla których urządza się zbiórki karmy muszą umierać z głodu?! Skąd ta zła wola? Dlaczego do tych najcięższych przypadków nie może trafić większa ilość karmy? I to tej lepszej jakości, której przecież nie brakuje? Można byłoby też coś dla nich ugotować w schroniskowym kotle, ale to już tylko marzenie... W schronisku panuje zasada: każdy pies traktowany jest tak samo, dostaje to samo i tyle samo! Bez względu na wiek, stan zdrowia, stan uzębienia i stan w jakim trafił do schroniska! A aktualny kierownik nie chce odstąpić od tej zasady...