poniedziałek, 29 września 2014

Problem rasowych i "coś tu śmierdzi"... 27 września 2014



Do schroniska trafiła bardzo zaniedbana suczka w typie rasy haski. Jest mocno wychudzona, ma chorą, zaczerwienioną skórę i sierść w okropnym stanie. Dodatkowo musiała doznać jakiegoś urazu fizycznego, ponieważ ma oko podbiegłe krwią. Patrząc na nią można się tylko domyślać ile złego doświadczyła w swoim niedługim życiu… Mimo tego, jest dobrze nastawiona do ludzi, lubi jak się ją głaszcze i poświęca uwagę. Jednak źle znosi zamknięcie w jednym miejscu i brak ruchu, dlatego strasznie wyje i szczeka.
 
 
 
Tak jak pisałyśmy wiele razy, adopcja psów  rasowych jest bardziej wymagająca niż adopcja kundelków . Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że człowiek tworzy rasy, by zwiększyć naturalne u zwierząt jedne cechy i predyspozycje a zmniejszyć inne. Ma to służyć konkretnemu „przeznaczeniu” zwierzęcia do jakiejś roli w życiu. I tak haski został stworzony jako pies do pracy w zaprzęgu. Są to silne psy, wytrzymałe na warunki zewnętrzne. W związku z tym, jest to rasa NIE NADAJĄCA się do życia w mieście, zwłaszcza w mieszkaniu! Pies potrzebuje mnóstwa ruchu, którego w mieście, przeważnie pracujący opiekunowie nie są mu w stanie zapewnić. A jeśli nie zapewni mu się odpowiednich warunków – pies staje się nieznośny – wyje całymi dniami, niszczy wyposażenie w domu a w wielu wypadkach staje się agresywny w stosunku do innych zwierząt. To nie jest jego złośliwość, tylko zaprogramowanie przez człowieka nienaturalnej siły i potrzeby ruchu, która niespełniona przybiera inne formy, byle tylko pozbyć się tej energii którą zakodował w nim człowiek. Ludzie adoptujący psy tej rasy tylko dla wyglądu - nie mając wiedzy o jej cechach, fundują sobie a zwłaszcza zwierzęciu gehennę...
Kolejny stereotyp, to haski w szelkach. Ludzie oglądają je w takiej "stylizacji" w telewizji i  utwierdza im się obraz haskiego, który zamiast obroży ma szelki. Jednak te psy są w szelkach dlatego, by wygodniej było im ciągnąć zaprzęg - nikt z nimi nie wychodzi tak na spacer! W rzeczywistości widzimy na ulicy haskie w szelkach, jak ciągną za sobą swoich opiekunów, którzy zdenerwowani próbują nauczyć je spokojnego chodzenia przy nodze. A TO NIE JEST PIES DO SPACEROWANIA!!! Haski ma tyle siły, że nawet dorosły mężczyzna często zapiera się, by go nie ciągnął.
Druga sprawa to sierść przystosowana do zmiennych warunków panujących na dworze. Jest ona gruba i gęsta, bo pies pracuje na zewnątrz bez względu na porę roku i pogodę. Niestety, ludzie adoptują takiego psa do mieszkania, które w ziemie są ogrzewane a haski futra nie zdejmie… 
Zbyt często zdarza się takie nie zrozumienie rasy. Niewiedza i brak odpowiedzialności ludzi kończy się źle oczywiście dla zwierząt,  które są porzucane...
Haski to na tyle wymagająca rasa, że jej psy najczęściej trafiają do schroniska… Oprócz dzisiejszej suczki, zamknięty w boksie od sierpnia jest jeszcze jeden nieszczęśnik, który był za wymagający dla ludzi... 
 
Adopcja - zwłaszcza psa rasowego, to wyzwanie.
Adoptujmy świadomie i odpowiednio do warunków jakie możemy zapewnić.

 *********
Boks 5.  Zajmują go dwa psy – staruszek, który ledwo chodzi i masywna suczka, pełna energii. 

Oba psy od długiego czasu są  bardzo zaniedbane – ich sierść jest brudna, klejąca i strasznie śmierdzi. Przystając chwilę przy tym boksie, tak śmierdzi, aż zatyka nos. Oba psy wymagają przede wszystkim kąpieli, którą wręcz powinien zalecić weterynarz, ponieważ suczka z powodu takiego brudu, chorobliwie się drapie. To jej zakładałyśmy dwa razy obroże przeciwpchelne, które pracownicy natychmiast zdejmowali i wyrzucali. Ostatnią także. Panie kierowniku, czy takie zachowanie pracowników za których pan odpowiada jest przez pana zlecane, czy jest to złośliwa samowolka ludzi znajdujących się na niewłaściwych stanowiskach? Jeśli jednak, wie pan o takich praktykach, dlaczego nie zleci pan nałożenia obróż  schroniskowych psu, który drapie się od tygodni? Czy na tym polega opieka nad bezdomnymi zwierzętami, za którą bierze się pieniądze? Panie Prezydencie, radni naszego miasta – czy to wszystko dzieje się także za waszym przyzwoleniem?




Dodatkowo psy są zupełnie w tym przypadku źle dobrane. Odbija się to na starszym, wychudzonym i schorowanym psie. Młoda i silniejsza suczka często wskakuje na niego w aktach dominacji, a staruszek resztką sił odpędza się od niej. W związku z tym, raczej już nie wychodzi z budy, bo nie ma siły na obronę przed energiczną współtowarzyszką. Rzadko można go zobaczyć na zewnątrz. Kiedy zaś już wyjdzie, kładzie się tyłem do krat, pokazując tym swoje zrezygnowanie do życia i brak nadziei na wolność. Już mu na niczym nie zależy… Ten „dziadziuś” powinien mieć już tylko spokój i osobną "celę", w której doczeka śmierci – taką schroniskową emeryturę. Niestety, trafił do miejsca, w którym pracują ludzie nie znający uczucia empatii, dlatego zamiast spokojnej starości i pełnej miski – niewyjadanej ciągle przez innego psa - swoje resztki sił musi przeznaczyć na użeranie się z niepotrzebnym lokatorem…
Oby każdy z nas miał taką starość na jaką zasłużył. 
 

 
Czy tak prezentujące się psy mają szansę na adopcję?
 ********
Z ciekawostek „przyrodniczych”: mamy kolejnego psiego lemura!
 
 A to nasz "stary" król Julian:
 


niedziela, 21 września 2014

W boksach mokro i depresyjnie - 20 września w schronisku

Po ostatniej sobocie spędzonej w schronisku chciałybyśmy zwrócić Państwa uwagę na psy, które najgorzej znoszą izolację od ludzi w zamkniętych boksach. Bardzo łatwo je poznać - są apatyczne, nie cieszy je przelotny kontakt z człowiekiem, ożywiają się dopiero kiedy poświęci się im dłuższą chwilę, a resztę czasu spędzają siedząc lub leżąc tyłem do krat i do całego otaczającego je świata...
 

Inne, boją się wyjść z budy lub chowają się za nią:

Te psy najbardziej potrzebują adopcji, a jednocześnie ich "aspołeczne" zachowania sprawiają, że nikt z odwiedzających schronisko nie zwraca na nie uwagi. W ten sposób nakręca się błędne koło - psy popadają w jeszcze większą depresję i coraz bardziej się izolują... Tak spędzają całe miesiące i lata... Żeby mogły znaleźć dom potrzebują przede wszystkim socjalizacji, a ta odbywa się TYLKO poprzez kontakt z człowiekiem. W schronisku mogą doświadczyć jedynie kontaktu z wolontariuszami, a tych jest niewiele... Czy pracownicy przebywający codziennie przez 8 godzin w tym miejscu nie mogli robić czegoś więcej dla samych zwierząt, niż zlanie boksów wodą i napełnienie misek? Czy nie mogliby oni dodatkowo, w tym ogromie zaoszczędzonego na "sprzątaniu" boksów czasu, zamiasat przesiadywania w kanciapce np. pospacerować z psami na terenie schroniska - po pięknie wystrzyżonej trawie? pobawić się z nimi? wyszczotkować? wykąpać, tak by miały szansę znaleźć szybciej nowy dom? Zapewniło by to zwierzętom większy kontakt z człowiekiem, a to zwiększyło by ich szansę na adopcję. 
Paradoksalnie w tym miejscu , nikomu na tym nie zależy...
Dobrym sposobem na wyrwanie psów z tego marazmu jest przynoszenie im zabawek - pluszowych lub gumowych. Kiedy zaczynałyśmy to robić większość psów nawet nie umiała z nich korzystać. Dziś wiele z nich może się już cieszyć zabawą i chociaż na chwilę zapomnieć o miejscu, w którym się znajdują.
***
Jak już wielokrotnie wspominałyśmy, dbanie o higienę w schronisku ogranicza się do zlania posadzek i ścian w boksach oraz samych psów zimną wodą pod dużym ciśnieniem. Pracownicy wybierają tę metodę sprzątania, ponieważ jest najszybsza i najwygodniejsza. Wymiatanie odchodów szuflą zajęłoby kilkanaście minut, dlatego łatwiej jest zlać boksy wodą w kilka sekund i mieć czas dla siebie. Jakie są tego skutki? Psy przez resztę dnia stoją mokre, a te w boksach zwróconych na północ, do których nie dociera słońce raczej nie wysychają...
 

Mokre są też same boksy, które dodatkowo zalewa woda z dziurawych dachów. W efekcie posadzki porastają glonami i pleśnią, a drewniane podesty butwieją. 
W takim boksie trudno gdziekolwiek się położyć, zwłaszcza jeśli z podestów wystają ostre gwoździe:
"Odsiadka" w takim grzybie i pleśni jest zabójcza dla stawów, szczególnie dużych psów, które zapadają tu na reumatyzm i opuszczają schronisko jako kaleki. Takie warunki panują przede wszystkim w boksach zwróconych na północ, do których NIGDY nie dociera słońce.
***
Podczas gdy boksy dosłownie ociekają wodą, do bud nikt nawet nie zagląda. W efekcie zalegaja w nich stara, spleśniała karma i odchody. Do takich bud trafiają psy z odłowu:

Takie brudne, wilgotne miejsca są doskonałym środowiskiem dla pasożytów, które mnożą się w schronisku na potęgę i nie dają psom spokojnie żyć. Pies z boksu 36 trafił do schroniska z chorą skórą. Przez pierwsze tygodnie skóra była leczona. Niestety, warunki panujące w boksie sprawiają, że dolegliwości wróciły, jednak tym razem już nikt na nie  nie zwraca na nie uwagi a strupy robią się coraz większe. Pies marzy o drapaniu i nawet kiedy chodzi po boksie cały czas ociera się o kraty.

Podobnie staruszek z boksu hotelowego nr 4 - wygryza sobie skórę przy odbycie, którą pokrywają strupy, jednak jest to niezauważane przez obsługę schroniska.

***
W tamtym tygodniu powróciłyśmy do tematu połamanych kafli w boksach hotelowych, które wg osób zarządzających schroniskiem są NORMALNYMI warunkami w jakich mogą przebywać zwierzęta i jakie nie zagrażają ich bezpieczeństwu.
Czy na pewno? W tym tygodniu boks z odpadającymi kaflami został zakryty deskami przed spojrzeniami odwiedzających a psa przeniesiono do innego boksu. A więc jednak nie było tak bezpiecznie? ...
***
Na koniec wyżeł - największy pies w schronisku, przebywa w nim już kilka tygodni i nadal jest zamknięty w najmniejszym boksie. Gdzie tu logika? Dlaczego ten duży pies nie może "rozprostować kości" w większym boksie, bardziej odpowiednim do jego rozmiaru? Jak widać brak możliwości swobodnego poruszania się sprawiło, że pies jest osowiały, smutny i zrezygnowany... Jak długo obsługa schroniska będzie narażać go na te niedogodności? Czy ma to być kolejna ofiara depresji w tym miejscu? Niedługo dołączy do psów o których pisałyśmy na początku posta.


poniedziałek, 15 września 2014

Potrzeba remontu - nadal aktualna. 13 września w schronisku.



Nagminnie wałkujemy temat kafli jakimi są wyłożone boksy hotelowe. Nie są one dostosowane do warunków zewnętrznych oraz użyte niezgodnie z przeznaczeniem – kafle ścienne do pomieszczeń wewnętrznych zamiast podłogowych zewnętrznych. Powoduje to, że są one śliskie i nieodporne na działanie wody w której cały czas leżą, w związku z czym kruszą się i pękają odsłaniając ostre kanty, zapadają się tworząc nierówną powierzchnię w której dodatkowo stoi woda oraz odpadają. Wszystko to sprawia, że zwierzęta przebywające w tych boksach muszą zmagać się  - oprócz porzucenia i szoku po trafieniu do schroniska, dodatkowo z trudnymi warunkami zewnętrznymi – ślizgają  się na śliskich ściennych kaflach i walczą z utrzymaniem równowagi często doznając urazów oraz narażone są na permanentną wilgoć. Jest to trudniejsze dla psów dużych oraz słabych i schorowanych, które chwieją się bądź przewracają na takiej powierzchni i kaleczą łapy.
 
 

Zaś włazy w tych boksach, które podobno mają należeć do bieżących napraw w schronisku wykonywanych przez nudzących się pracowników, wyglądają tak:
 

Zaznaczamy, że mycie boksów odbywa się z góry – szlauchem pod ciśnieniem i woda wlewa się także do środka, na posłania zwierząt, które nie mają suchego kąta. Nie wspominając o tym, jak ranią sobie pyszczki wychodząc na zewnątrz...


Remont o który walczyłyśmy sprowadził się jedynie do  „odświeżenia” wyglądu schroniska, co nie miało nic wspólnego z poprawą warunków dla zwierząt. 45 tysięcy (?) przeznaczono na elewację i pomalowanie ścian i podłóg w boksach zewnętrznych, które po roku wygladają następująco: 
 


Natomiast zniszczonymi kaflami, nieprzystosowanymi dla zwierząt nie zajęto się wcale i pozostawiono do dalszej degradacji, zwiększając tym, z miesiąca na miesiąc niebezpieczeństwo dla zdrowia psów.
 
 
 
Mimo takiego stanu rzeczy, nikt z osób władnych: Prezydent Miasta – Tadeusz Krzakowski, Prezes LPGK – Józef Wasinkiewicz, Powiatowy Lekarz Weterynarii – Jacek Cichosz, kierownik schroniska – Leszek Boksa, NADAL nie widzą przeszkód, by w takich warunkach przebywały zwierzęta.
***
Jeszcze w temacie boksów hotelowych – są one mniejsze niż te na zewnątrz. Niestety, pracownicy nie widzą niczego złego w tym, że od kilku tygodni przebywa w nich największy pies w schronisku – wychudzony wyżeł, który dodatkowo oprócz wgłodzenia cierpi – tym razem przez pracowników, na brak ruchu i miejsca do swobodnego poruszania się. 
 

Jest to kolejny (oprócz stanu pomieszczeń jw.) dowód na to, że kierownictwo legnickiego schroniska nie przestrzega prawa, i traktuje je jak prywatny folwark opłacany z naszych podatków, kosztem zdrowia i potrzeb zwierząt. 

***
Na koniec przedstawiamy uroczego pieska, który widząc człowieka panicznie prosi o zabranie go ze sobą, aż się serce kraje...