poniedziałek, 30 listopada 2015

Wspomnień "czar" dla pracowników = wspomnień koszmarów dla zwierząt. 28 listopad



Kiedy 6 lat temu w 2009 roku zaczęłyśmy przychodzić do schroniska wyglądało ono zupełnie inaczej niż dziś. Wiele osób nawet nie jest sobie w stanie wyobrazić jakie wtedy panowały tam barbarzyńskie zasady i w jakich warunkach żyły zwierzęta (dotyczy to zwłaszcza wolontariuszki LPGK, która przyszła na gotowe i od razu stanęła przeciwko nam a po stronie pracowników, przez co rozbiła wolontariat - wolontariusze zamiast trzymać się razem są podzieleni i nie mogą działać skutecznie na rzecz zwierząt, co jest pracownikom jak najbardziej na rękę). Wszystko to doskonale działało do momentu kiedy przychodziły tam pojedyncze osoby, których liczna obsługa szybko potrafiła zniechęcić do ponownego odwiedzenia tego miejsca. Jedni wytrzymywali dłużej i pojawiali się raz na miesiąc, inni oburzeni, że tak się traktuje ludzi którzy przychodzą w wolnym czasie by zrobić coś dobrego, rezygnowali od razu. Doskonałym  przykładem takich technik, była Laura - bardzo łagodna a zarazem silna suczka, która strasznie ciągnęła na spacerach. Mimo tego, że psów w schronisku było w tamtym czasie ok. 100, ona zawsze szła na spacer, właśnie dlatego że strasznie ciągnęła i człowiek który ją wyprowadzał nie miał siły na następnego psa,  szedł do domu a kiedy przychodził następnym razem znów dostawał Laurę, więc po jakimś czasie przestawał przychodzić w ogóle. Pracownicy byli z siebie bardzo dumni i nawet nazwali ją „psem dyżurnym”. 

Obsługa, z racji tego, że miała więcej czasu wolnego niż pracy, specjalizowała się w wymyślaniu coraz to nowych sposobów na pozbywanie się ludzi, których nie traktowała jako wolontariuszy, tylko natrętów kręcących się po schronisku, co po pierwsze naruszało ich spokój a po drugie za dużo było do ukrycia przed światem. Ludzie w tym miejscu  tylko drażnili. Z drugiej strony, w mediach kierownik Boksa udzielał uspokajających wywiadów jak to zwierzęta mają pod jego kierownictwem dobrze, a dziennikarze publikowali zamiast zdjęć wnętrz boksów w których mieszkały te „szczęśliwe” psy, pięknie utrzymaną  fasadę schroniska, która miała sprawiać wrażenie dobrze zarządzanego – pomalowany budynek, strzyżone trawniki, przycinane krzewy i  najważniejsze dla zwierząt – wybielone krawężniki. Pieniędzy nie brakuje, Kierownik udziela wywiadu
Oczywiście także serdecznie zapraszał wolontariuszy, by potem na miejscu brać czynny udział w ich zniechęcaniu do ponownego pojawienia się w tym miejscu. CZYSTA HIPOKRYZJA! Podobnie jak apele przed każdą zimą o zbiórce kocy, które w żaden sposób nie służą zwierzętom, bo trzeba je wymieniać kiedy zawilgotnieją a w tym miejscu to permanentny stan, więc za dużo wysiłku.... Ludzie przywożą koce i kołdry mając świadomość udzielonej pomocy a one leżą przez całą zimę w magazynie, by na wiosnę trafić obok - do kontenera na śmieci.
Jednak dla pozorów zostaną pojedynczo wyłożone na stalowe dachy bud, gdzie w żaden sposób nie służą zwierzęciu, ale sprawiają wrażenie na odwiedzających, że jak są na budach to może w budach także. A prawda jest taka, że trudno jest się doprosić  do środka słomy, która powinna być w budach przez cały rok,  a co dopiero marzyć o kocach! Zaś pracownicy mają tylko powód do śmiechu i świętowania sukcesu pt. jak robić ludzi w konia i jeszcze usłyszeć pochwały

Lata doświadczeń sprawiały, że wizerunek sprzedawał się lepiej niż rzeczywistość, której nikt niezależny nie mógł zobaczyć. A prawda była inna, jednak w starciu z rozbestwioną obsługą, nikt nie miał na tyle siły i determinacji by ją odkryć.
Przyszedł w końcu dzień, w którym dla schroniskowych psów pojawiła się iskierka nadziei. Było bardzo ciężko, dlatego wszelkie zmiany działy się tak wolno, że pierwsze psy niewiele z nich skorzystały. Kiedy zawiodły wszystkie dotychczasowe sposoby zniechęcenia nas, a my z determinacją pojawiałyśmy się regularnie i bez względu na pogodę w schronisku, spróbowano innej strategii, by oswoić wroga i przeciągnąć na swoją stronę. W tym celu musiano złagodzić trochę zwyczaje i zrezygnować z największych zaniedbań, które najbardziej rzucały się w oczy. To był pierwszy sukces dla dobra zwierząt! Błędnie sądzono, że nas to zadowoli i przestaniemy przychodzić do schroniska a wtedy dawny spokój znów mógłby wrócić. My jednak trwałyśmy na straży i domagałyśmy się także innych zmian, które prawnie należały się zwierzętom. „Dobroć” i cierpliwość obsługi w końcu się skończyła i nagle nastąpiła wojna o wszystko. To zmusiło nas by wyjść poza ogrodzenie schroniska i zwrócić się do osób nadrzędnych nad pracownikami i kierownikiem schroniska. Niestety, większość tych osób, zwłaszcza na terenie Legnicy, trzymała wspólny front i nie chciała burzyć dotychczasowej beztroski. Dotyczyło to zwłaszcza Powiatowego Lekarza Weterynarii, który sprawuje zgodnie z prawem największy nadzór nad warunkami w jakich przebywają w schronisku zwierzęta. Przez tyle lat przyzwyczaił się on tylko do podpisywania papierków, że praktycznie stracił wzrok - nie widział dziur w dachu, zgniłych bud, zawilgoconych boksów a nawet tego, że nie ma wybiegu, który każde schronisko zgodnie z prawem powinno posiadać. A tu nagle pojawia się ktoś,  domagający się usunięcia aż tylu zaniedbań, które przez lata urosły do ogromnych rozmiarów – ciężko było nagle zobaczyć więcej za te same pieniądze. Brakuje tylko złotych klamek

Na poziomie schroniska i gminy niewiele udało się uzyskać  - Prezydent Miasta Tadeusz Krzakowski czy zarządca LPGK Józef Wasinkiewicz nie byli przyzwyczajeni do tego , że istnieje jakiś problem schroniska, w związku z czym, mimo niepodważalnych faktów – zdjęć i filmów prezentujących niechcianą rzeczywistość, bagatelizowali temat zamiatając sprawę pod dywan. Wszyscy postanowili nas przeczekać, aż się zniechęcimy i zaprzestaniemy domagać się sprawiedliwości dla zwierząt, które same o siebie nie zawalczą, więc można to było obrócić to na swoją KORZYŚĆ. Trzeba było więc wyjść do mediów – lokalnych i regionalnych, oraz do Wojewody czy Głównego Lekarza Weterynarii, by powoli rozwiązywać kolejne "nierozwiązywalne" problemy.

Oczywiście nie wszystko udało się  doprowadzić do stanu zgodnego z prawem, jednak często blokowały to urzędnicze procedury. Dlatego na dzień dzisiejszy pozostało jeszcze parę rzeczy do zrobienia, jak zerwanie starego i dziurawego  azbestowego zadaszenia  z boksów zewnętrznych, oraz stałe zadaszenie boksów „hotelowych” i usunięcie z nich śliskich kafli ściennych, którymi są wyłożone i narażają psy na upadki i zranienia. No i najważniejsze - całkowitą wymianę pracowników - osób przypadkowych, na osoby świadome, dla których zwierzęta to żywe istoty, którym należy się właściwe traktowanie i szacunek. Osoby, które będą przestrzegać ustaw a nawet robić więcej niż tylko dostosowanie się do ram prawnych. Zdajemy sobie sprawę, że z tym ostatnim będzie najciężej, bo nikt nie odpuści tak spokojnej posady, a na pewno nie ma na to szans póki nie zmieni się władza w naszym mieście, która przez tyle lat tolerowała taki stan. My jednak nie odpuścimy i nadal będziemy stać na straży.

Czemu znów do tego wracamy? Otóż podczas ostatniej naszej wizyty w schronisku, postanowiono znów wrócić do aktywnej nagonki na nas, mającej na celu uniemożliwienie nam wykonywania naszych działań na rzecz dobra zwierząt. Pracownicy liczebnie postanowili nas przestraszyć i domagali się, byśmy w schronisku nie mogły nic robić. Widocznie poczuli się już zmęczeni jakąkolwiek pracą i wróciły wspomnienia dawnych lat, dlatego postanowili znowu spróbować przywrócić starą rzeczywistość.
Panie kierowniku, najpierw trzeba samemu przestrzegać prawa, by wymagać tego od innych. A gdyby prawa zwierząt w legnickim schronisku były przestrzegane, my byśmy nie musiały tam przychodzić w wolnym czasie, tylko przeznaczyć go na większe przyjemności. Sam pan przez lata nas do tego zmusza! Kontrola społeczna ma to do siebie, że może być wykonywana przez każdego mieszkańca i nie może być mu utrudniana a wykonuje się ją na własną odpowiedzialność.
Zamiast skupiać się na utrudnianiu nam naszej dobrowolnej działalności, proszę zająć się tym, za co pan i pracownicy otrzymujecie comiesięczną pensję. Należy do tego przede wszystkim sprzątanie boksów, co w ostatnim czasie mocno szwankuje.
 
                                                          Zamarznięta woda w miskach - przed cały dzień!
                                                Zbutwiałe i grożące skaleczeniami podesty w boksach.
                                   ...a pracownicy stoją z założonymi rękami i myślą jakby się nas pozbyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz