poniedziałek, 27 listopada 2017

Smutne zakończenie smutnej historii.



Suczka o której pisałyśmy od wakacji (21.08 i 26.08) i prosiłyśmy Państwa o jej adopcję (2.1022.10 ) została uśpiona… Niestety, umarła w niewoli i nie doczekała lepszego życia. 
Przypomnijmy, że trafiła do schroniska zdrowa.  W lecie zauważyłyśmy u niej wszystkie objawy udaru – oczopląs, brak utrzymania równowagi, niemożność schylenia się bez upadku, a co za tym szło nieumiejętność zjedzenia pokarmu. 
Mimo tak widocznych dolegliwości nie została jej udzielona żadna pomoc, a objawy zbagatelizowano! Jakimś cudem dolegliwości zaczęły powoli ustępować, jednak cały czas przy poruszaniu znosiło ją na jedną stronę, a dodatkowo pojawił się duży guz na podbrzuszu. Najprawdopodobniej poprzez zignorowanie udaru suczka przestała też słyszeć i słabiej widziała. Po kilku tygodniach strasznie schudła – kręgosłup z kręgami był wyraźnie widoczny – mimo tego, że miała dobry apetyt. Przez ostatnie 2 tygodnie nie wychodziła już z budy i nie mogłyśmy jej zobaczyć… wtedy została przeniesiona do izolatki „na leczenie”. Niestety, przy takim stanie zdrowia w warunkach schroniskowych  nie dało się już nic dla niej zrobić i skończyło się jej uśpieniem… Można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że gdyby nie trafiła do legnickiego schroniska żyłaby nadal.

Przy okazji tej historii, chcemy zaznaczyć, że uśpienie chorego i cierpiącego psa to działanie humanitarne.  W związku z tym, takie akty łaski rzadko zdarzają się w legnickim schronisku. Bywały takie sytuacje, kiedy pies był w agonii i dopiero na wyraźną reakcję wolontariuszy przyjeżdżał weterynarz, który skracał jego męki. Normalnie dzieje się tak, że psy muszą skonać same, bez żadnej ulgi, na oczach jedynie załogi schroniska, zwłaszcza kiedy są już trzymane w budynku i nikt z zewnątrz nie zareaguje…
Mamy nadzieję, że z naszą suczką tak nie było i że jej męki trwające ponad dwa miesiące zostały jednak skrócone.
Oczywiście o tym co stało się z chorującym psem załoga już nie mówi, a często na odczepnego powiedzą, że poszedł do adopcji… Ile psów nie wyszło już z zablokowanych w budynku boksów?...

Takie historie dzieją się za często… dlatego tak ważne jest, by nie czekać i jak najszybciej odpowiadać na apele o pilnej adopcji, nawet tylko po to, by umożliwić choremu czy staremu psu, którego dni są już policzone, odejść w godnych warunkach, bez bólu, a przede wszystkim wolnym.
Bądźmy miłosierni, zwłaszcza dla tych najbardziej cierpiących.

Nie bójmy się wziąć zwierzęcia, które niedługo nas opuści – to największa łaska jaką możemy podarować potrzebującej i zależnej od nas istocie.
***********
Nowe mordki w schronisku proszą o uwagę:

niedziela, 19 listopada 2017

Samotne, zamknięte i narażone na skutki prac remontowych.



Tym razem zastałyśmy prawie opuszczone schronisko, jakby psy wywiał  wiatr… Niby powinno to cieszyć, ale najgorsze, że też dziwi. No bo jak to możliwe, by w tym samym czasie zostało zaadoptowanych aż tyle psów, w dodatku dorosłych, a nawet starych? 

Co prawda kilka pechowców jest zamkniętych w boksach przy budynku, jednak nie mogą wyjść na zewnątrz, bo mają zablokowane włazy. Przez to nie wiemy jakie to psy i czy zostały przeniesione z opuszczonych boksów zewnętrznych. Od dawna zastanawiamy się po co załoga schroniska dopuszcza się takich działań i blokuje zwierzęta w boksach tak, by nie mogli ich zobaczyć odwiedzający. To rodzi tylko kontrowersyjne domysły. Co mają do ukrycia? Coś zaniedbali i boją się teraz, że ludzie to zobaczą i zainterweniują? W jakim stanie są zwierzęta, że trzeba je schować przed światem? 

A może to pretekst do zniechęcenia ludzi by nie przychodzili do schroniska? Nie mogą się ich pozbyć zamykając bramę, więc zaczynają chować psy, by nie było na co patrzeć,  co być może zniechęci niektórych do zbyt częstych odwiedzin ku zadowoleniu załogi.

Jak takie zachowanie wpływa na realizację podstawowego celu funkcjonowania schroniska, czyli adopcji? 

A co przeżywają zwierzęta zamknięte na małym skrawku powierzchni, gdzie oprócz spania i jedzenia muszą się jeszcze załatwiać? Czy to nie jest znęcanie się nad nimi popierane przez wszystkie instytucje nadzorujące, zwłaszcza przez właściciela schroniska Prezydenta Tadeusza Krzakowskiego, który w imieniu mieszkańców ma obowiązek dbać o bezdomne zwierzęta?

Z tych boksów było dzisiaj słychać smutne skomlenie i drapanie, niestety pracownicy jak zawsze byli nieugięci i nie robiło to na nich wrażenia…

Dodajmy, że budynek jest cały czas remontowany – dla wygody pracowników, a nie zwierząt, i psy przebywające w tych boksach narażone są na ogromny hałas, wiercenie a śmieci z materiałów budowlanych wpadają im do boksów. Czy na czas remontu nie powinno się ich przenieść do boksów zewnętrznych? Dlaczego są narażone na takie niedogodności, co przy stresie porzucenia a także zamknięcia na małej powierzchni jest torturą, na którą nikt normalny nie powinien pozwalać. Niestety, zrobienie wygód dla pracowników schroniska odbywa się kosztem zwierząt i w tym wypadku bezpośrednio je dotyka. 

 Czemu żadne kontrole, delegacje i komisje nie widzą tak podstawowych rzeczy? Czy w tym mieście żadnej władzy nie zależy na żywych istotach? Jeśli tak, to jak mają być oni dobrzy w wykonywaniu swoich obowiązków względem mieszkańców? Właśnie dlatego w naszym mieście nigdy nie będzie działo się dobrze…

W chwili obecnej wszystkie psiaki z boksów przy budynku mogłyby bez problemu zostać przeniesione do boksów zewnętrznych, które w 1/3 części stoją puste. Nie byłyby wówczas narażone na stres związany z remontem i miałyby większą powierzchnię do życia. Niestety, żeby tak się stało trzeba po pierwsze - MYŚLEĆ a po drugie – mieć serce do żyjących istot. Jak widać załoga schroniska w każdym tygodniu potwierdza, że jest pozbawiona tych cech przez co niekompetentna w swoich obowiązkach i że pracuje w niewłaściwym dla siebie miejscu. Może zainterweniuje nowy Prezes LPGK  i przeniesie pracowników do mniej wymagających zajęć? 


*************************
Niestety, nowe smutki cały czas przybywają...


niedziela, 5 listopada 2017

Jak oprowadza się wizytację po schronisku? - szybko!



Dziś trafiłyśmy do schroniska w trakcie wizyty jakiś „ważnych osób”. Był to widok, który rzadko można zobaczyć. Kierownik dwoił się i troił oprowadzając ich jak najszybciej po boksach od 1 do 24 które są zupełnie niewyremontowane, przystając dłużej jedynie przy boksach 25-39 (od ulicy) gdzie jest położony nowy dach. Pracownicy natomiast uwijali się jak w ukropie przy pracy na zewnątrz budynku. W jednej chwili przy boksach była cała załoga schroniska! Wyszedł nawet pracownik, który najrzadziej wychodzi do psów, ponieważ jego rolą na co dzień jest wydawanie rozkazów innym. Jednak dzięki delegacji  opuścił budynek i przeszedł się z psią miską wzdłuż boksów. 

Całe szczęście skorzystały na tym psy, i wszystkie dostały dzisiaj puszki, dzięki czemu miseczki były pięknie wylizane. Właśnie tak to działa od lat i dlatego załoga schroniska czuje się pewnie na swoich stanowiskach. Zresztą podobnie sama „delegacja” była mało zainteresowana psami i oglądała tylko to, co chciał kierownik.
Mamy nadzieję, że w końcu zmienią się przełożeni schroniska, którzy rozliczą dotychczasową pracę i podejście do zwierząt. Natomiast wszelkie kontrole będą miały oczy otwarte przede wszystkim na zwierzęta, i nie będą przeprowadzane bezmyślnie, jedynie dla wypełnienia papierka.

Remont budynku dla pracowników za 450 tysiący zł(!) trwa nadal, a mimo to pracownicy powoli zapełniają boksy do niego przylegające. Przerażone hałasem, wierceniem i stukaniem nowe psy, kulą się po kątach zagruzowanych boksów. Nie ma nikogo, kto ich uspokoi i przytuli… 
Tam już „delegacja” nie podeszła…
 

Prosimy zwrócić uwagę, że ocieplanie budynku kończy się tam, gdzie zaczynają się boksy. Pamiętajmy o tym, kiedy władze będą się chwalić ile pieniędzy przeznaczyły na remont w schronisku, bo w rzeczywistości nie ma on nic wspólnego ze zwierzętami...