poniedziałek, 29 grudnia 2014

Smutek i łzy...tak kończy się rok 2014



Pies jest zwierzęciem potrzebującym towarzystwa. Zamknięcie go w czterech ścianach boksu i pozbawienie kontaktu z człowiekiem oraz z innymi zwierzętami sprawia, że cierpi.  Zwierzęta, tak jak ludzie różnie okazują smutek i cierpienie. Te najwrażliwsze, które najmocniej przeżywają odizolowanie od świata, dostrzec można gołym okiem. Takim przypadkiem jest Bono – amstaff zamknięty w schronisku od 7 miesięcy. Mimo tego, że Bono w porównaniu do pierwszych tygodni pobytu, zaaklimatyzował się już w dużym stopniu, nadal jednak nie służy mu zamknięcie. Dowodem nie radzenia sobie z samotnością  są rany jakie sobie wydrapuje na ciele. 
 Kolejnym nieszczęśnikiem nieprzyzwyczajonym do takiej ciągłej niewoli jest Dingo. Pies trafił do schroniska w stanie skrajnego zaniedbania i mimo że jest mu tutaj z pewnością lepiej niż w dotychczasowym domu – nabrał ciała i stanął na łapy – zamknięcie w boksie i brak przynależności do konkretnego człowieka sprawia ból i cierpienie, które ujawnia się wygryzaniem ciała.
 Pręga to suczka o której depresji pisałyśmy już wcześniej. Niestety, mimo tego że została sparowana w boksie z innym psem, nadal nie radzi sobie z odrzuceniem  i brakiem stałego miejsca pobytu. Suczka jest cały czas smutna i zrezygnowana. Patrzy smutnymi ślepiami w dal marząc o wolności i swoim człowieku. Ma tyle do zaoferowania ale nie ma komu tego podarować. Jeśli poświęci się jej więcej czasu można zachęcić ją do zabawy. Skacze wtedy radośnie i macha ogonem ale za chwile smutnieje, jakby wiedziała że to nie ma znaczenia i znów zamyka się w sobie…  Jedynym lekarstwem na jej stan jest miłość jednego człowieka.
 Nowym nabytkiem, który także źle znosi zamknięcie jest Gucio. Co prawda jest on jeszcze na kwarantannie jednak raczej nikt się już po niego nie zgłosi. On chyba czuje, że został porzucony i cały czas płacze…
 Ludzie roztkliwiają się nad sobą kiedy dopada ich samotność. Odrzucenie przez innych to stan, który najczęściej prowadzi do depresji. Pamiętajmy o tym, że zwierzęta mające wykształconą potrzebę towarzyszenia komuś, w momencie kiedy są jej pozbawione cierpią tak samo jak ludzie. Różnica polega na tym, że człowiek często sam doprowadza do takiego stanu, zaś zwierzęta krzywdzone są przez człowieka i nie mają na to wpływu. Skoro jednak tyle samotnych osób opłakuje – zwłaszcza na święta- swój los, może dobrą radą byłoby dla nich zaadoptowanie podobnego samotnika ze schroniska?:) We dwójkę już raźniej a dodatkowo zmieni się świat przynajmniej jednego niewinnie cierpiącego zwierzaka. Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić, w odwrotną stronę się nie da… choć gdyby to zwierzęta miały możliwość zaadoptowania nieszczęśliwych ludzi, to na świecie na pewno nie byłoby samotności.
 *****
W schronisku nastąpił mały, świąteczny cud – zostały rozdzielone dwa psy, które wyjątkowo się ze sobą nie dogadywały w jednym boksie  i ciągle prowokowały sprzeczki. Miałyśmy już o tym pisać, bo wyglądało coraz groźniej, a tu taka niespodzianka! Od razu widać pozytywną zmianę w zachowaniu obu psów po rozdzieleniu. Jeden z nich, który do tej pory przeważnie nie wychodził z budy, został dokwaterowany do wysterylizowanej suczki i zrobił się dużo bardziej aktywny i ciekawszy świata niż był do tej pory. Można? - można! Tylko chcieć trzeba...

 Niestety, aż od sierpnia 2012 r.(!) dwójka psów którym nie służy wspólne towarzystwo, mimo tego że się już tolerują, nadal pozostaje zamknięta razem. Kiedy psy są źle dobrane w boksie nie służy to także adopcji. Ludzie oglądający psy widzą napięcie miedzy nimi i uznają je za groźne, dlatego nie zwracają na nie uwagi. Od początku piszemy o tym, że to zła decyzja i mamy rację, bo psy te od ponad dwóch lat nadal nie mogą znaleźć swoich domów, mimo tego że są urocze i sympatyczne. Utrzymywanie na siłę zwierząt źle dobranych, skrzywia ich psychikę i potem dużo trudniej będzie im zaakceptować warunki życia na wolności bez wiecznego czuwania i oglądania się za siebie, dlatego mogą być z nimi kłopoty po adopcji. Czemu ludzie którzy powinni się nimi opiekować jeszcze bardziej je krzywdzą? Nie rozumiemy, kto się tak uparł, by zostawić te psy w schronisku na dożywocie. Tym bardziej, że jeden z nich jest wykastrowany i spokojnie mógłby znaleźć się w towarzystwie suczki – nie zajmie osobnego boksu a na pewno jego życie zmieni się na lepsze i być może zostanie w końcu zauważony przez adoptujących.
wykastrowany Nikoś 
 nietolerujący towarzystwa innych zwierząt - zaborczy ale przemiły Bohater
 Podobnie ma się, ze złym dobraniem suczki, która nie akceptuje ŻADNEGO towarzystwa i każdy współtowarzysz – suczka czy wykastrowany pies jest przez nią poniewierany. Obecnie trafił na nią przemiły i towarzyski staruszek Piegus, który cały czas ma się na baczności przed młodą i zdziczałą suczką, która powinna być sama i odizolowana od innych psów, by nie robiła im krzywdy. A tyle w schronisku innych suczek do sparowania z wykastrowanym starszym i nieagresywnym pieskiem…


***
Kleszcze mimo trwania kalendarzowej zimy nadal atakują. Tym razem cała w tych pasożytach była nowo przybyła do schroniska suczka.  Obsługa nie zwróciła uwagi na fakt, że suczka jest nimi oblepiona - nikt jej od nich nie uwolnił i nie pomógł  zakładając obrożę przeciw kleszczową.

***
Na koniec, coraz głębsze dziury w kaflach po których muszą poruszać się psy w boksach hotelowych.
  *****
I tak, bez zmian minął kolejny rok…

sobota, 20 grudnia 2014

Schronisko w Legnicy pozostaje smutnym wyjątkiem

W ostatnich kilku latach światło dzienne ujrzały reportaże telewizyjne o przerażającej sytuacji w schroniskach w Polsce, między innymi w Wojtyszkach czy Celestynowie. To ostatnie miało być nawet zamknięte ze względu na fatalne warunki bytowe, w jakich przebywało w nim ponad 500 zwierząt. Jego ówczesna kierowniczka - kobieta z pewnością o wielkim sercu - nie posiadała zdolności menadżerskich. Początkowo może wydawać się to dziwne - umiejętności menadżerskie u kierownika schroniska? Jest to bardzo ważna cecha, ponieważ osoba na tym stanowisku musi umieć odpowiednio wypromować swoją placówkę w mediach, w celu zwiększenia liczby adopcji oraz pozyskiwania środków na remonty, bieżące naprawy i zakup potrzebnych urządzeń, a następnie musi umieć odpowiednio zarządzać pozyskanymi środkami finansowymi oraz zasobami ludzkimi, czyli pracownikami schroniska, tak by optymalnie wykorzystać ich czas pracy.

Celestynów potrzebował zmian i doczekał się ich w osobie nowego kierownika - Łukasza Balcera. Dodajmy tylko, że placówka celestynowska to schronisko społeczne, tzn. że utrzymuje się WYŁĄCZNIE z datków pozyskanych przez kierownika. Schronisko w Legnicy dostaje od miasta co roku kwotę znacznie przekraczającą 300 tysięcy zł! Poza tym kierownik Boksa nie pozyskuje żadnych innych środków, ponieważ uważa że nie są potrzebne . Karmę i mięso przywożą do schroniska darczyńcy prywatni i instytucjonalni.

Jak wygląda schronisko zarządzane przez sprawnego menadżera i miłośnika zwierząt? Mieliśmy okazję przekonać się o tym przez ostatnie 8 miesięcy działalności nowego kierownika Celestynowa.

Co udało się osiągnąć Panu Łukaszowi? Między innymi:
1. Kupić 57 nowych ocieplanych bud za kwotę 26.580 zł. Budy w legnickim schronisku nie były wymieniane, ani choćby sprzątane od lat. Są dziurawe, brudne, pełne zalegających w nich gnijących szczątków starej  karmy i odchodów:

2. Wybudować 36 kojców z wybiegami w tym 10 kojców kwarantannowych i leczniczych za kwotę 126.000 zł. Boksy w legnickim schronisku co prawda były ostatnio remontowane, ale prace objęły tylko malowanie lamperii. Pomieszczenia dla psów są tak samo zawilgocone i zagrzybione, ponieważ pozostawiono w nich dziurawe dachy, przez które woda leje się do boksów swobodnym strumieniem przez cały rok. W schronisku są tylko dwa pomieszczenia, w których zwierzęta mogą przebywać w trakcie leczenia.

3. Pozostałe wybiegi wyremontowano i ułożono kostkę za kwotę 15.000 zł. O budowę wybiegu w legnickim schronisku musiałyśmy walczyć latami z przeciwnymi temu przedsięwzięciu władzami miasta i Powiatowym Lekarzem Weterynarii. Udało się po zebraniu prawie trzystu podpisów legniczan i złożeniu ich na ręce Głównego Lekarza, który nakazał budowę wybiegu.
4. Wymienić wyposażenie kociarni. Wstawiono nowe drapaki, kuwety, legowiska, poidełka itd. Pomalowano budki, wymieniono piasek na wybiegach. Wysterylizowano, zachipowano i zaszczepiono koty. W legnickim schronisku po prostu nie ma kociarni, ani żadnego sprzętu do "obsługi" kotów. O czipowaniu jakichkolwiek zwierząt w ogóle nie ma mowy. Koty żyją dziko na terenie schroniska.
5. Rozpocząć socjalizację 120 psów i kotów, przy współpracy z wolontariatem. W legnickim schronisku nikt, oprócz wolontariuszy, nie myśli o socjalizacji psów. To słowo nie było nawet znane kierownikowi. Jego zdaniem psy powinny przebywać w izolacji, pozostawione same sobie.

6. Podpisać 245 porozumień o wolontariacie i zachęcić nowych wolontariuszy do pomocy naszym podopiecznym. W gminie zamieszkałej przez 11 tysięcy ludzi kierownikowi udało się zachęcić do współpracy ponad 200 wolontariuszy. W Legnicy, stutysięcznym mieście, LPGK robi wszystko żeby zniechęcić osoby chcące pomagać zwierzętom. W efekcie wolontariuszy "na popierze" jest około 20, a w rzeczywistości schronisko odwiedza tylko kilku z nich. Czy to nie powinien być powód do wstydu dla kierownika?
7. Zbudować blaszak na karmę. Zabezpieczyć szczelność schroniska i wykonać kilkaset drobnych napraw poprawiających bezpieczeństwo zwierząt np. zakładanie siatki, łatanie ogrodzenia, spawanie furtek itd. W Legnicy o każdą drobną naprawę trzeba walczyć, wygryzione włazy, popękane, połamane kafle to standardowy widok, podczas gdy pracownicy odpoczywają w swojej kanciapie.

8. Zbudować odwodnienie budynku głównego w którym mieści się gabinet weterynaryjny za kwotę 19.000 zł. Teren schroniska jest podmokły i piwnica była systematyczne zalewana wodą, co groziło zawaleniem się budynku. W legnickim schronisku lata temu istniało pomieszczenie przeznaczone do wykonywania drobnych zabiegów weterynaryjnych, ale zostało opróżnione ze sprzętu i w tej chwili nie ma żadnego takiego miejsca, nie mówiąc już o prawdziwym gabinecie, a tymczasem Celestynowie rozpoczęło właśnie długo oczekiwany remont budynku kliniki weterynaryjnej na który składa się: sala operacyjna, gabinet lekarski, szpital oraz biuro adopcyjne zwierząt.
 O walce z wszechobecną wilgocią w legnickim schronisku nikt nawet nie myśli.

9. Wprowadzić witaminy i suplementy do podstawowego żywienia. W naszym schronisku zwierzęta nie mogą liczyć na pełnowartościowe żywienie. Dostają jedynie białą breje na ryżu, w której czasami mogą wyłowić kawałek kości i mięsa. Breja wygląda, pachnie (i zapewne też smakuje) tak nieapetycznie, że wiele psów w ogóle jej nie rusza, dlatego są stale wygłodniałe, w sobotę zaś, wszystkie bez względu na stan uzębienia dostają suchą karmę. O witaminach i suplementach w ogóle nikt tu nigdy nie myślał.

10. Ponadto w Celestynowie przeprowadzono deratyzację obiektu i ustawiono karmniki deratyzacyjne, zbudowano ekologiczną oczyszczalnię ścieków za kwotę 45.000 zł i pozyskano około 850 zabawek, klatek, drapaków, kontenerów, obroży, smyczy itd. 

Wszystkie te działania doszyły do skutku w zaledwie 8 miesięcy! Oto co znaczy zaradny i przedsiębiorczy kierownik, o jakim w Legnicy możemy tylko pomarzyć. Czy nasze schronisko rzeczywiście ma pozostać w niechlubnej czołówce najgorzej zarządzanych tego typu placówek w Polsce?

Dodajmy tylko, że w Celestynowie na pół tysiąca zwierząt przypada 12 pracowników, którzy mają ręce pełne roboty i dbają o to, żeby to miejsce wyglądało czysto i schludnie.

W Legnicy na 70 psów przypada pięciu, wiecznie odpoczywających pracowników, którzy mają w nosie, że to niewielkie schronisko dzięki nim wygląda tak:
***
Na koniec nowy podopieczny. Czy nikt z Państwa nie rozpoznaje tego szczeniaczka?


niedziela, 14 grudnia 2014

Jak spółka LPGK marnotrawi zasoby schroniska - 13 grudnia 2014



Mamy obecnie taką porę roku, kiedy pogoda determinuje życie psów w schronisku, a to za sprawą ludzi tu pracujących, którzy  w żaden sposób nie zabezpieczają zwierząt przez niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi -  sami zaś siedzą w ciepłym i suchym budynku.

 Wielokrotnie udowadniałyśmy że spółka LPGK, której Prezydent - chyba już na wieki, powierzył intratne finansowo zarządzanie schroniskiem, zwyczajnie sobie z tym zadaniem nie radzi. Głównie za sprawą zatrudnianych ludzi, którzy nie znają potrzeb zwierząt i nie traktują ich w należyty sposób. Legnica ma bardzo dobre warunki techniczne do funkcjonowania schroniska, zadbały o to wcześniejsi włodarze rządzący naszym miastem. Niestety, obecny Prezydent nie docenił tych starań i przez tyle lat rządów cały czas zaprzepaszcza możliwości jakie zastał. Konsekwencją tego jest fakt, że mimo, z pozoru ładnego schroniska, mieszkańcy Legnicy wrażliwi na krzywdę zwierząt nie mogą spać spokojnie widząc takie marnotrawstwo i są zmuszeni sami walczyć o podstawowe  prawa dla zwierząt w legnickim schronisku. 
Stan schroniska po pozornym remoncie tego miejsca przeprowadzonym w zeszłym roku za 45 tysięcy zł. -  w zakładce Dla Radnych.
Jak wygląda marnotrawienie zasobów schroniska?

Po pierwsze: brak generalnego remontu tego miejsca, uwzględniającego - nie pomalowanie dla ludzkiego oka lamperii w boksach - a przede wszystkim położenie nowych i trwałych - przez lata!, dachów, tak jak robili to poprzedni włodarze miasta. 
Pozwoli to zlikwidować permanentną wilgoć w boksach w których przebywają zwierzęta 24 godziny na dobę przez wszystkie pory roku. Dzięki temu nie będą niszczeć budy, które tylko z zewnątrz wyglądają okazale, zaś w środku są zbutwiałe i zawilgocone.
 
 
Po drugie: generalna wymiana nawierzchni w boksach tzw.hotelowych przylegających do budynku oraz STAŁE ich ZADASZENIE .
Wiele razy poruszałyśmy ten temat, dlatego dzisiaj przypomnimy skrótowo. Kafle którymi wyłożone są podłogi w boksach są przystosowane do ścian wewnątrz pomieszczeń, w związku z czym nie wytrzymują warunków atmosferycznych i pękają, kruszą się, odklejają zagrażając zdrowiu psów. Ponieważ nie są dostosowane do podłóg, są śliskie – zwłaszcza po ciągłym kontakcie z wodą, co sprawia że zwierzęta się ślizgają, często tracą równowagę i przewracają się, co także prowadzi do urazów ciała, zwłaszcza łap.
 Najgorsze jest to, że zarządzający odrzucają wszelką pomoc ludzi dobrej woli, którzy znając te realia chcą pomóc. Było zgłoszenie darmowego położenia kafli, jednak zostało odrzucone przez kierownictwo!!! Wiele propozycji pomocy zwierzętom w naszym schronisku zostało tak odrzuconych. Czemu?... Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… pieniądze! - widocznie ktoś musi na tym zarobić ale nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas.
Brak zadaszenie sprawia, że kiedy pada deszcz psy są mokre przez całą dobę  i brodzą w wodzie, która zbiera się zapadniętych, odklejonych lub krzywo położonych kafelkach. Zaś w upały zwierzęta nie mają odrobiny cienia i cierpią z powodu palącego słońca. Obsługa schroniska broni się przed zadaszeniem myśląc jak zawsze tylko o własnej wygodzie – wchodzą na dach pokryty siatką i w kilka minut zlewają boksy wodą ze szlauchu. Przez lata nikt w tym miejscu nie troszczył się o warunki dla zwierząt a organizacja pracy polega na tym, by się nie przepracowywać. 

Po trzecie: brak bieżących napraw.
W legnickim schronisku pracownicy nie lubią mieć dużo pracy, dlatego rzeczy które powinny być naprawiane "od ręki" czekają na taki stan, w którym całkowicie przestają funkcjonować. Świadome nie dbanie o powierzone mienie prowadzi do niszczenia go, a powodem tego jest nic innego jak lenistwo. Oczywiście wpływa to negatywnie na życie zwierząt. Przede wszystkim włazy w boksach hotelowych są niszczone przez psy. Niestety, nie są na bieżąco naprawiane. Konsekwencją tego są pokaleczone nosy psów przebywających w takich zniszczonych boksach a także wilgoć i zimno które cierpią w legowiskach - zwłaszcza w nocy, kiedy temperatury schodzą poniżej zera.
Pracownicy zamiast zająć się naprawą całą sobotę siedzą znudzeni pod wiatą i zajmują się plotkami – zachowują się jakby nie byli w pracy a już na emeryturze – świat w tym miejscu się zatrzymał i nadal tkwi w PRLu.
Ponieważ taka panuje tu „dyscyplina” pracy, obsługa nie jest zachwycona tym, że ktoś to obserwuje, dlatego przez lata stara się, by to miejsce było puste – bez osób trzecich. Po raz kolejny doświadczyłam tego w sobotę, kiedy agresywny ochroniarz, który zaczyna prace o godzinie 15, próbował mnie „namówić” na opuszczenie schroniska już po 14. Widocznie dziś dyżurujący  pracownik ma najwięcej uchybień w pracy do ukrycia, i przeszkadza mu jakakolwiek obecność w tym miejscu. Dodam, że po tej nieudanej próbie panowie siedzieli przez kolejną godzinę pod wiatą i zwyczajnie plotkowali.
Z kolei tydzień wcześniej „wolontariuszka” na usługach LPGK zwróciła mi uwagę że powinnam posprzątać(?!) po tym, jak wyszczotkowałam – tyle ile mogłam przez kraty, psa oblepionego kocem martwej i namokniętej sierści. Jak widać „wolontariuszka” prowadząca dla LPGK stronę internetową jest bardziej zainteresowana dobrymi relacjami z pracownikami, niż pomocą dla cierpiących niewygody zwierząt. Również zawiadomiony przez nią pracownik – na marginesie, ten sam co dzisiaj „od uchybień do ukrycia” – przybiegł natychmiast i powiedział że nie życzy sobie takiego bałaganu(sic!) po czym zabrał psa na wybieg.
Zarówno „wolontariuszce” jak i pracownikowi nie przeszkadzały leżące w innych boksach odchody wymieszane z karmą…
 …jak i to, że pracownicy od godziny 12 nie robią żadnego obchodu po schronisku i nie sprawdzają jak wyglądają boksy przed pójściem do domu, w konsekwencji czego zwierzęta zostają do następnego dnia w takich warunkach.
Tacy lojalni „wolontariusze” są potrzebni pracownikom i przez nich promowani, wszyscy inni są źli, niestety tracą na tym jak zawsze zwierzęta… Bycie wolontariuszem znaczy walczyć o przestrzeganie  praw zwierząt - nie można być wolontariuszem dla zwierząt i "kolegować się" z tymi którzy je łamią. Jak widać ludzie żądni władzy i sławy kosztem niewinnych, znajdą się nawet w takim miejscu… Nie wróży to dobrze psom przebywającym w legnickim schronisku, dlatego trzeba z tym walczyć na wszystkie możliwe sposoby!
***** 
Na koniec dzisiejszego posta : 
Czy chcielibyście Państwo wiedzieć jak są wykorzystywane wasze dary na rzecz zwierząt?
Oto odpowiedź:
Co "autor" miał na myśli ?...

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajki - Schroniskowi weterani ciągle bez szans na dom

Niemal w każdej relacji ze schroniska zwracamy Państwa uwagę na problem psów, które są praktycznie skazane na dożywocie w tym miejscu. W swoich boksach zamknięte są już od wielu miesięcy i lat, podczas  gdy inne (ładniejsze, młodsze, rasowe) znajdują nowy dom w przeciągu kilku tygodni, schroniskowi weterani dożywają w nim często swoich ostatnich dni. Dlatego uważamy, że jednym z ważniejszych celów wolontariatu w schronisku powinna być pomoc w znalezieniu domu rezydentom o najdłuższym stażu. W tym celu, między innymi, założyłyśmy stronę:

Poza tym postanowiłyśmy przybliżać Państwu sylwetki schroniskowych weteranów na tym blogu. Zaczęłyśmy od Bako:
Dziś chciałybyśmy zwrócić Państwa uwagę na Dziadzia, który, zrezygnowany i pozbawiony nadziei na znalezienie domu, będzie musiał stawić czoło swojej trzeciej zimie w schronisku.
 "Dziadzio", bo tak go nazwałyśmy ze względu na jego podeszły wiek, trafił do schroniska jesienią 2012 roku. Był wtedy bardzo zaniedbany - miał brudną, śmierdzącą sierść i chore uszy. Dodatkowo na samym początku swojego pobytu w schronisku został pogryziony przez innego, silniejszego psa. Dziadzio od początku był wycofany i nie reagował żywiołowo na odwiedzających schronisko . Jego życie nie było lekkie zanim tu trafił, a w schronisku także nie trafił na życzliwych opiekunów. Dziadzio ma zniszczone, starte zęby, przez co jedzenie suchej karmy sprawia mu ból. Dodatkowo starość i prawie dwa lata spędzone w mokrym boksie zlokalizowanym na północnej ścianie, gdzie nigdy nie docierają promienie słoneczne, źle wpłynęły na stawy Dziadzia, który kuleje na tylną łapę i stara się na nią nie stawać - najwidoczniej sprawia mu to ból. To jeden z najsmutniejszych psów w schronisku, który stracił już nadzieję na znalezienie domu. Dziadzio bardzo potrzebuje ludzkiego towarzystwa. Uwielbia kiedy ktoś, kogo zna i komu ufa, zatrzyma się przy jego boksie, przytuli, pogłaska i spojrzy w jego mądre, wiele mówiące oczy - Dziadzio mógłby tak spędzić cały dzień. Ten pies praktycznie nie ma żadnych wymagań - byleby tylko móc przebywać w towarzystwie ludzi, leżeć sobie gdzieś w kąciku, na starym kocu i móc patrzyć na toczące się wokół niego życie. Tak chciałby przeżyć swoje ostatnie lata - to przecież bardzo niewiele. Dziadzio nie potrzebuje długich spacerów, zabawy czy specjalnej pielęgnacji. To pies, którego obecność nie przewróci do góry nogami życia przyszłego właściciela. 

Dziadzio potrzebuje tylko bezpiecznego, ciepłego, suchego miejsca i kojącej obecności człowieka, a zamiast tego czeka go kolejna mroźna, mokra i samotna zima w schroniskowej celi.
***
W ostatnim tygodniu obsługa schroniska zdecydowała się wreszcie na docieplenie bud przed zimą. Polega to na wrzuceniu do bud słomy, która długo nie zostanie wymieniona i będzie leżeć tam mokra, brudna i śmierdząca, ale dla psów to i tak lepiej, niż gdyby miały siedzieć w pustej, dziurawej budzie. Oprócz tego trzeba jakoś zagospodarować koce i kołdry, które przywozicie Państwo do schroniska. Pracownicy nie włożą ich do bud "bo by zamokły i trzeba by było często je wymieniać", dlatego (żeby nikt im nie zarzucił, że nie wykorzystują pomocy) kładą je po prostu na metalowych dachach bud. W jaki sposób psom ma być dzięki temu cieplej?
***
W okresie zimowym psy codziennie dostają (zamiast suchej lub mokrej karmy) tzw. zupę, przyrządzaną na miejscu przez pracowników. Jest to biała breja, w której wytrwale szukające psy mogą znaleźć niewielkie kawałki mięsa - jeśli je wyłowią, będzie to ich jedyny posiłek. Takie porcje dostają codziennie, w sobotę natomiast jest czas na suchą karmę, której psy stare i z chorymi zębami nie mogą jeść. W praktyce oznacza to głodówkę przez cały okres zimowy, kiedy zapotrzebowania na kalorie jest największe.
Biała breja jest posiłkiem tak odpychającym, tak mało wartościowym, że większość psów instynktownie w ogóle jej nie rusza. Zamarznięta masa zostanie wymieniona na drugi dzień na taką samą porcję...


Przebywające w schronisku najdłużej, najbardziej zdesperowane osobniki starają się znaleźć w misce chociażby mały kawałeczek mięsa...
***
Zaniedbany bernardyn, który trafił do schroniska dwa tygodnie temu...

... stanął na nogi. Dostał też lepszą celę. Okazało się, że to młody pies, bardzo przyjaźnie nastawiony do ludzi - tuli się jak szczeniaczek i nawet nie zdaje sobie sprawy jaki jest wielki. Mimo zaniedbanej sierści prezentuje się imponująco. Okres jego kwarantanny się minął i ten wielki przytulak szuka nowego, oby tym razem lepszego, domu.