niedziela, 18 sierpnia 2013

Sprawozdanie z 17 sierpnia 2013

Dzisiejsze sprawozdanie musimy rozpocząć od bardzo ważnego problemu, który wymaga szybkiej reakcji ze strony kierownictwa schroniska. Chodzi o ciężarne suki, które nagminnie są wyrzucane z domów i trafiają do schroniska. Obecnie są w nim co najmniej dwie takie suczki, w tym jedna z nich lada chwila może się oszczenić!

Podobnie ta wilczurka, która została wyrzucona ok. dwóch tygodni temu "rośnie" w oczach!

Obie suczki (a w szczególności amstaffka) muszą być jak najszybciej przeniesione do izolatek lub boksów hotelowych, w przeciwnym razie urodzą w niczym nie wyścielonych, brudnych i dziurawych budach!

Taki przypadek miał już miejsce zimą tego roku, kiedy suczka oszczeniła się w takich właśnie warunkach w boksie numer 14 - wszystkie szczenięta bardzo szybko zdechły ponieważ nie zostały przeniesione do cieplejszych boksów przy budynku.  Według obowiązującego prawa ciężarna suka powinna przebywać w pomieszczeniu warunkującym bezpieczne oszczenienie się, które przynajmniej jest czymś wyścielone. Panie kierowniku, znów chce pan łamać prawo?

Problem porzucania ciężarnych suk przez skrajnie nieodpowiedzialnych właścicieli - którzy nie pilnują ich podczas cieczki, nie sterylizują lub wg średniowiecznych mitów dopuszczają do psa, zaś potem nie chcą zaopiekować się szczeniętami - stał się już tak nagminny, że władze naszego miasta powinny poważnie się nim zająć w praktyce, a można to robić tylko poprzez STERYLIZACJĘ W SCHRONISKU! Niestety, pan Krzakowski i pani Zienkiewicz - prezydenci tego miasta - walczą z bezdomnością zwierząt jedynie na papierze a w praktyce pozwalają na ich bezmyślne rozmnażanie się.

Pierwszym z brzegu argumentem potwierdzającym fakt,  że władze miasta nie przestrzegają prawa w praktyce jest ta suczka:
Przebywa ona w schronisku kilka lat (!!!) i nadal nie została wysterylizowana! Regularnie ma cieczki, podczas których sama cierpi, a także drażni wszystkie psy pozamykane w boksach, które cały czas czują zapach "goniącej" się suki i...wariują z emocji!

**
Drugi ważny problem to - niestety po raz kolejny - bezmyślne rozmieszczanie psów w boksach. Dzisiaj dwa boksy były puste, jednak świeżo przybyły  pies męczy się w "pechowej 13" skąd nie widzi nic oprócz ścian, którymi otoczony jest z czterech stron, co tylko wzmaga jego stres w nieznanym mu otoczeniu:
Przy okazji, tak wygląda posadzka w tym boksie po niedawnym "remoncie":

Najgorsze jest jednak to, co dzieje w boksie nr 1. Tam, do starszego już pieska - który nie powinien przebywać z innymi psami bo jest słaby i nie potrafi się bronić w wyniku czego ciągle jest zastraszany i gryziony przez inne psy trafiające do jego boksu (pisałyśmy o tym kilka razy) dokwaterowano tym razem dwa młode, zdrowe i silne psy, które - jak wszystkie poprzednie całkowicie go zdominowały! Młode psy nie pozwalają starszemu wychodzić z budy - szczekają i warczą, kiedy tylko wystawi z niej nos! Starszy psiak kiedy siedział sam, zawsze podchodził do krat, cieszył się do ludzi i czekał na drapanie, niestety teraz jest w takiej  sytuacji, że nie tylko nie może podchodzić do krat ale także nie może spokojnie jeść ani załatwiać swoich potrzeb na zewnątrz...nie chcemy nawet myśleć jak jest w nocy.... 
Wszystko to dzieje się na oczach pracowników, podczas gdy DWA BOKSY STOJĄ CAŁKIEM PUSTE! Skoro taka sytuacja zdarza się kolejny raz, każdy choć trochę myślący człowiek doszedłby do prostego wniosku, by zostawić staruszka samego w boksie i pozwolić mu spokojnie żyć. Niestety w tym wypadku prościej byłoby chyba wymienić załogę niż dojść do takich wniosków.

***
Przy okazji dzisiejszego sprawozdania, pragniemy wrócić do kwestii wielokrotnie opisywanej na tym blogu, czyli tzw. "adopcji do Niemiec", o których ostatnio nie wspominałyśmy po prostu dlatego, że nic się w nich nie zmieniło...za wyjątkiem tego, że odbywają się teraz oficjalnie za zgodą prezesa LPGK Józefa Wasinkiewicza. Dlatego teraz pracownicy LPGK chętnie reklamują nasze schronisko na niemieckich stronach:
Wszystkie te materiały pochodzą ze strony pana Niels Westemann, Dorfstr.12, 31535 Neustadt: http://www.tierschutzhelfer.de.vu/
Niemcy regularnie wywożą psy z Legnicy - głównie te, na których można najwięcej zarobić - rasowe - jak również szczeniaki oraz koty. Ich strona internetowa jest aktualizowana na bieżąco - cały czas pojawiają się na niej najnowsze zdjęcia naszych zwierząt.
Cennik jest następujący:
250 euro za jednego psa, za którego w Legnicy płacimy 30 zł + chip i paszport 120 zł, co daje 150 zł, następnie taki piesek jest sprzedawany w Niemczech za 1 000 zł. 
Tak, jak pisałyśmy już wielokrotnie - nie obchodzi nas ile na tym zarabiacie, niech to będzie nawet więcej niż realne koszty, jeśli służy to faktycznie dobru psów! Jednak cała ta działalność opiera się jedynie na biznesie - psy są wystawiane na aukcjach internetowych i sprzedawane każdemu, kto za nie zapłaci, bez sprawdzenia tego, czy kupujący jest miłośnikiem zwierząt, czy potrzebuje zwierząt do innych niehumanitarnych celów - walki psów, pokarm dla dzikich zwierząt (szczeniaki), doświadczenia, czy zwyczajne bestialstwo którego pełno nie tylko w granicach naszego kraju.
Niestety, mimo wielu kontrowersji wokół tego tematu, na oficjalnych stronach organizatorów tych akcji (LPGK w zakładce "schronisko" oraz TOZ Jawor) nie znajdujemy żadnych informacji o sposobie weryfikacji domów, do których trafiają psy, umowach adopcyjnych i warunkach sprzedaży. Jeżeli biznes ten jest bezpieczny dla zwierząt, dlaczego nikt nigdy nie odniósł się do tej bulwersującej wielu z nas kwestii? To jest właśnie bardzo niepokojące! 
W tym  temacie otrzymujemy od czasu do czasu maile od osób kupujących "nasze" psy w Niemczech. Często potęgują one jeszcze nasze obawy. Jednak oprócz tego, mamy informacje o tym, że sam sprzedawca nie ma najlepszej opinii i nie wywiązuje się ze swoich obowiązków wobec kupujących. Jakiś czas temu otrzymałyśmy maila od Niemki, która chciała adoptować jednego z legnickich piesków (ogłoszenie znalazła na e-bayu). Wpłaciła na niego zaliczkę 100 euro, resztę miała zapłacić po otrzymaniu pieska. Dostała jednak informację, że psa nie ma już w schronisku, mimo tego, że przesłane przez nią zdjęcie przedstawia psa który do tej pory nie opuścił schroniska! Minęło kilka miesięcy a kobieta ta nie otrzymała ani psa ani zwrotu zaliczki. I tak pojawiają się kolejne pytania związane z tym przedsięwzięciem...

Przy okazji ostatniego transportu do Niemiec, który odbył się w tę sobotę, przekonałyśmy się naocznie o tym, jak wykonuje swoje obowiązki zatrudniony w schronisku  weterynarz Jacek Filipowski. Otóż, pojawił się on w nim tylko po to, by zainkasować pieniądze za wypisanie paszportu i zaczipowanie psa, po czym... natychmiast odjechał z przysłowiowym piskiem opon! Nie miał czasu spojrzeć "przy okazji" na psy w boksach i zarządzić pilnego przeniesienia ciężarnej amstafki do boksu hotelowego, w którym miałaby jakieś posłanie do urodzenia szczeniaczków. Ale po co, jak liczy się tylko kasa... Kiedy w soboty ma miejsce jakaś nagła sytuacja w schronisku (pies zrani się w łapę na spacerze lub po prostu zdycha w męczarniach na parwowirozę), to pan Filipowski jest niedostępny i nie ma takiej siły, która by go zmusiła do przyjazdu. Jednak na wezwanie Niemców jest zawsze dyspozycyjny. No cóż, kiedy nie wiadomo o co chodzi.... 
****
Przy całym zamieszaniu z przyjazdem Niemców, pracownicy nie zdążyli  zablokować przed nami boksu Aresa, o którym pisałyśmy dwa i pół miesiąca temu (tak długo pies nie był wypuszczany) Apel o pilną adopcję

Po wielu tygodniach stan psa poprawił się tylko nieznacznie - nie przewraca się już i pewniej stoi na łapach, jednak nadal jest chudy i słaby. Będąc tyle czasu pod opieką tzw.specjalisty dawno powinien dojść do siebie! Jednak nie przy obecnie zatrudnionym weterynarzu... W przypadku Aresa potrzebne jest leczenie - kroplówki z witaminami i substancjami odżywczymi, które powinien przyjmować przez dłuższy czas - jednak weterynarz ograniczył swoją wiedzą do tego, by zagłodzonego psa po prostu...karmić(!)  Widać, każdy może być weterynarzem...


Ares został też wyprowadzony (wyciągnięty) na wybieg, co byłoby dla niego bardzo dobre, gdyby trwał on 20 minut. Niestety, ten słaby pies spędził na wybiegu w pełnym słońcu co najmniej dwie godziny, i na pewno nie poprawiło to jego kondycji lecz dodatkowo osłabiło. Leżał wycieńczony upałem pod bramą wybiegu i ciężko dyszał. Pracownicy zwyczajnie o nim zapomnieli! Dopiero kiedy uporczywie wystawałyśmy przy wejściu do wybiegu, pracownicy zreflektowali się i zabrali psa do boksu! 
Nie trzeba dodawać, że z wybiegu nie zdążył skorzystać już żaden inny pies!
Tak to można zrelaksować się w pracy, że zapomina się o całym świecie. 
Oczywiście nam nie wolno zwrócić im uwagi, bo reagują oburzeniem i złośliwie robią dokładnie na odwrót! Dlatego dla dobra zwierząt robimy to innymi sposobami i nieraz się udaje.

*****
Jedyną pozytywną zmianą, którą warto odnotować jest podjęcie, po tygodniowej przerwie, odświeżania bud:
...na razie stanęło na boksie nr 19

***
Niedługo trafią tu zdjęcia szczeniaczków urodzonych przez przebywające dziś w schronisku ciężarne suki - oby tylko przeżyły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz