poniedziałek, 19 listopada 2018

Zalękniona Bonny i jej gehenna...


Sobota w schronisku bez spięcia z pracownikami, nie byłaby chyba normalna… aż strach pomyśleć, co byłoby gdybyśmy miały możliwość rejestrowania tego, co dzieje się w schronisku na bieżąco…

Tym razem chodziło o jedyną w schronisku parę psów zamkniętą w jednym boksie – starszą i strachliwą suczkę Bonny i dominującego Barrego, który nie toleruje innych psów. Wspominałyśmy o nich w poprzednich postach przy okazji innych sytuacji, ale teraz postanowiłyśmy skupić się głównie na tym problemie.


Teraz Państwo mieli okazję się przekonać o tym, że te psy ZUPEŁNIE nie powinny być razem. Jednak przerost władzy nad dobrem zwierząt sprawia, że pracownicy w dalszym ciągu męczą je i mają z tego powodu satysfakcję. Wolontariusze wyprowadzający te zwierzęta na spacer sami zauważyli, że suczka jest bardzo strachliwa i kuli się przy spotkaniu z jakimkolwiek psem, zaś jej towarzysz to dominator szukający zaczepki. Nie trzeba być specjalistą od zwierząt by stwierdzić, że ta para powinna zostać jak najszybciej rozdzielona. Z takim postanowieniem wolontariusze po spacerze zainterweniowali u brygadzisty, który jak dobrze wiemy jest jedyną osobą w schronisku, odpowiadającą za parowanie psów w boksach. W odpowiedzi usłyszeli nie trzymające się logiki „argumenty” przemawiające za sparowaniem tych właśnie psów, a mianowicie, że suczka była kiedyś w boksie z psem, z którym została przyjęta do schroniska, i kiedy została z nim rozdzielona, to bardzo posmutniała (!) dlatego pracownicy połączyli je razem. Zaś kiedy ten został adoptowany, dołożyli jej pierwszego z brzegu psa, żeby znowu nie było jej smutno(!!!). Nadmienić trzeba, że poprzedni towarzysz Bonny również nad nią dominował, a podczas jedzenia traktował ją groźnie, o czym wspominałyśmy w postach. Dlatego w rzeczywistości nie ma ŻADNEGO argumentu przemawiającego za tym, by ta bojąca się WSZYSTKIEGO sunia dzieliła boks z jakimkolwiek psem! Wystarczająco się już w życiu wycierpiała, na co wskazuje jej zachowanie, żeby teraz będąc w miejscu, w którym powinna otrzymać schronienie, miała nadal się bać i przeżywać gehennę nie mogąc spokojnie poruszać się po boksie.


 I o tym właśnie powiedzieli wolontariusze pracownikowi. Niestety, nie znaleźli u niego żadnego zrozumienia. Byli zszokowani z jaką ignorancją pracownik potraktował ich zgłoszenie i nie mogli uwierzyć, że takie oczywiste rzeczy trzeba jakoś specjalnie załatwiać i o nie prosić.  Pracownik widząc determinację interweniujących, jak zawsze w takich wypadkach zasłonił się tym, że on nie może podjąć tak ważnej decyzji(!!!) i trzeba rozmawiać o tym aż z kierownikiem, oczywiście  nie wcześniej niż w poniedziałek. 
To stara taktyka zniechęcenia ludzi do interweniowania. Pracownicy liczą na to, że przez weekend ludziom opadną emocje, zajmą się swoimi sprawami i wszystko rozejdzie się po kościach, a decyzja pracowników dalej będzie najważniejsza, mniejsza o dobro zwierząt. 

Ludzi ci, jednak tak mocno przeżyli całą tą sytuację, że obiecali nie odpuścić. Mamy nadzieję, że dotrzymają słowa i dzięki swojej stanowczości i zdeterminowaniu doprowadzą do rozdzielenia tej pechowej pary. Trzymamy kciuki! Powodzenia, dla dobra zwierząt.

To są sytuacje jakich pełno w schronisku, walka o rozdzielenie źle dobranych zwierząt, które cierpią w jednym boksie, o leczenie chorych i cierpiących pozostawionych samych sobie, o odpowiednie żywienie, o wyprowadzanie na wybieg, o włożenie słomy do bud… i można tak jeszcze długo wymieniać. Niestety, przy takim zarządzającym schroniskiem mamy pewność, że to się nie skończy. 

Dlatego tak jesteśmy potrzebni zwierzętom w tym miejscu  – sama nasza obecność, jak i interwencje. Nie opuszczajmy ich, kiedy nas najbardziej potrzebują i  nie widać końca, żeby przestały tego potrzebować…








Mogą liczyć tylko na nas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz