sobota, 25 lipca 2015

Szczęśliwe zakończenia - podziel się swoją historią!

Tym razem postanowiłyśmy choć na chwilę oderwać się od smutnych historii ze schroniska i spróbować odnaleźć jakieś pozytywne momenty w życiu porzuconych zwierząt. Bez wątpienia najszczęśliwszą chwilą w życiu tak skrzywdzonego przez ludzi zwierzaka jest dzień, w którym opuszcza schronisko ze swoim nowym właścicielem. W ciągu kilku lat spędzonych w schronisku widziałyśmy takich momentów wiele! Nie sposób dziś przypomnieć sobie tych wszystkich szczęśliwych zakończeń psich dramatów, choć niektóre z nich szczególnie utkwiły nam w pamięci. Należą do nich przede wszystkim te dni, kiedy same spotkałyśmy w schronisku psy, które najbardziej podbiły nasze serca i w konsekwencji... trafiły na nasze kanapy!

Chciałybyśmy rozpocząć cykl wspomnień o adopcjach z legnickiego schroniska.
Jeśli znaleźli tu Państwo swojego najlepszego przyjaciela, darowaliście mu nowy dom i chcielibyście podzielić się Waszą historią z innymi czytelnikami bloga, zapraszamy serdecznie! Napiszcie nam o tym (wolontariuszkischronlegnica@gmail.com), a my opublikujemy Wasze historie na blogu! 

Na początek podzielimy się z Państwem historią naszych dozgonnych przyjaźni z porzuconymi psami:

Czikę poznałam już podczas mojej pierwszej wizyty w schronisku. Była jednym z pierwszych psów, z którymi wyszłam na spacer. Pamiętam to jak dziś - była zamknięta w boksie numer 8, z dwiema innymi suczkami. Na spacery zabierałam wszystkie psy ze schroniska - co tydzień inne, tak by każdy z nich zaznał trochę wolności. Ale o spacer z Cziką prosiłam podczas każdej wizyty w schronisku. Wiedziałam, że to niesprawiedliwe wobec innych psów, które cierpliwie czekały na swoją kolei - wobec przepełnienia jakie panowało wtedy w schronisku każdy pies musiał czekać na swoją kolej po kilka tygodni. Z Cziką spacerowało mi się najlepiej - pewnie dlatego, że jej temperament był bardzo podobny do mojego. Czika jest psem spokojnym, trochę wycofanym, jakby "zamyślonym" i pogrążonym we własnym świecie, tak więc na spacerze każda z nas mogła odpocząć od schroniskowego zgiełku i tłoku. "Czika" to imię, które nadała suczce wolontariuszka, która odwiedzała schronisko jeszcze przede mną i nadała imiona wszystkim psom, głównie w celu ich lepszej identyfikacji, bo przecież trudno nauczyć setkę zwierząt by reagowały na swoje imię. Na spacerach zawsze zwracałam się do niej tym imieniem i, o dziwo, suczka bardzo szybko nauczyła się je rozpoznawać! 
Kiedy po spacerze odprowadzałam ją do zimnego, brudnego boksu, w którym miała na mnie czekać przez cały kolejny tydzień, łzy same cisnęły mi się do oczu. Była taka mądra, cierpliwa i spokojna, dlaczego więc nikt nie chciał jej adoptować? W schronisku mówili na nią "babcia". Wszyscy byli pewni, że nikt już nie adoptuje tej staruszki, która dodatkowo, mówiąc delikatnie, nie grzeszyła urodą. Z pewnością uroku nie dodawała jej też brudna, wiecznie mokra i skołtuniona sierść... Postanowiłam jednak, że znajdę dla niej dom. Zaczęłam intensywne poszukiwania - opowiadałam o Czice wszystkim znajomym i rodzinie, nikogo jednak nie wzruszała jej historia tak, jak mnie. 
Ostatecznie, po kilku miesiącach intensywnych poszukiwań, byłam już pewna, że nikt jej nie chce, bo to mi jest pisana! Zdecydowałam się na adopcję, mimo że w tamtym czasie zupełnie nie miałam warunków do posiadania psa, jednak wiedziałam też, że więcej już nie dam rady odwrócić się i zostawić ją za kratami.
Po Czikę przyjechałam autobusem pewnego zimowego dnia. Kiedy tylko pokazałam jej przez kraty smycz, od razu wiedziała że to nie będzie zwykły spacer! Szła ze mną dumnie w zupełnie odwrotnym kierunku - na przystanek autobusowy. Jak tylko weszła do domu, poczuła się jak u siebie - znała przecież dobrze ten zapach ode mnie. Wreszcie mogłam dać jej porządnej karmy i zabrać na spacer nad rzekę. Od tej pory byłyśmy nierozłączne - ja i mój "kundel bury". Czika chodziła za mną wszędzie jak cień - nie potrzebowałyśmy nawet smyczy, bo zawsze mnie pilnowała. 

Od tamtego pamiętnego dnia minęły cztery lata - Czika nadal jest ze mną. Zniosła przeprowadzkę i nowych "lokatorów" naszego domu, bo dla niej nie jest ważne, gdzie mieszka, byleby była ze mną.
Od tamtego czasu jest stan znacznie się pogorszył - w końcu już cztery lata temu była "babcią". Całkowicie straciła słuch i bardzo słabo widzi, kieruje się właściwie już tylko węchem. Jej stawy również "podupadły" i coraz trudniej przychodzi jej towarzyszenie w naszych codziennych długich spacerach, mimo to nigdy nie odpuszcza i człapie codziennie za nami - swoją nową rodziną. A do tej rodzinny dołączyły z czasem inne porzucone i skrzywdzone przez ludzi psy - dziś mam już warunki by nie odmówić pomocy psu porzuconemu na drodze w czasie zimowej zamieci...
Perełka...
... i Prosiaczek

Jestem pewna, że Czika zapomniała już o porzuceniu przez poprzednich właścicieli i o pobycie w schronisku. Przeżyje z nami swoje ostatnie dni w szczęściu, otoczona miłością...
***

Podziel się z nami historią schroniskowej adopcji - pokażmy wszystkim, jakim cudownym towarzyszem może być pies po przejściach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz