niedziela, 2 lutego 2014

1 luty w schronisku - na szczęście mrozy odpuściły


Ostatni tydzień przyniósł odwilż i psy w schronisku nie cierpią już z powodu mrozów. 

 ***
Zaledwie kilka miesięcy po zakończonym "gruntownym remoncie" schroniska, możemy już śmiało powiedzieć, że był on stuprocentową fuszerką. Zima obnażyła zamalowaną rzeczywistość.

  Dziurawe, przeciekające dachy już pokrywają się pleśnią i butwieją:

Przez dziury woda wpływa wprost do boksów, gdzie psy oraz ich karma stoją w wodzie:

Ponadto ciągłe zawilgocenie sprawia, że ze ścian odpada świeżo położony tynk. Nasuwa się więc się pytanie : jaki był sens tynkowania i malowania ścian w boksach, których dachy nawet nie zostały ruszone? Oczywistym było, że woda lejąca się przez te duże dziury szybko zniweczy efekty remontu, na który wydano 45 000 zł.
 posadzki także już się kruszą:

 a dodając do tego stan kafelek ściennych, którymi wyłożone są boksy tzw.hotelowe...


 ... mamy remont na papierze, za który KTOŚ zgarnął 45 tys. złotych a schroniskowa rzeczywistość  wróciła do stanu poprzedniego. Wszystko co zostało w jakiś sposób dotknięte  pracami budowlanymi dzisiaj się już sypie... W związku z tym, na wiosnę czekamy na kolejny remont, bo ten najwyraźniej przeznaczony był tylko na rok(!)  Jak zawsze w naszym mieście , na bezdomnych psach można najlepiej zarobić, bo one się o swoje nie upomną. 

Dlatego ten blog będzie istniał dopóty, dopóki będzie on mógł być głosem zwierząt!

***
Ostatnio coraz częściej zwracamy uwagę na jakość karmy, którą dostają psy w schronisku. To co znajduje się w psich miskach wygląda delikatnie mówiąc dość obrzydliwie:

Tym bardziej, że w boksach oprócz tej "brei" nie było nawet suchej karmy. W większości takie jedzenie było nietknięte przez psy i powoli zamieniało się w galaretę. Psy, niektóre wychudzone i wygłodniałe, nawet nie chciały jej powąchać, a przecież żyjąc na ulicy nie gardziły resztkami ze śmietników. Coś jest więc chyba nie tak z jakością tej karmy - smakuje chyba tak, jak wygląda. Czy pracowników i kierownika nie zastanawia fakt, że muszą wyrzucać praktycznie nietknięte porcje "zupy"? Przy tej okazji, wraca pytanie o puszki, które przywożą Państwo do schroniska, a których jeszcze nigdy nie widziałyśmy w psich miskach. W tę sobotę po raz kolejny widziałyśmy, podarowane przez ludzi kilogramy karmy. Dlatego tym bardziej smuci nas fakt, że z jednej strony widzimy tyle darów, a z drugiej to, co w rzeczywistości znajduje się w psich miskach...
***
Na zakończenie chciałybyśmy opowiedzieć historię piesków, które w tym tygodniu trafiły do schroniska. Chodzi o dwa młode "Miśki" - tak nazywała je właścicielka. Ich pani to kobieta, która od lat korzysta z pomocy opiekunek społecznych. Jeszcze do niedawna trzymała ona w swoim małym mieszkaniu siedem psów. Dwa lata temu - kiedy jej suczka urodziła szczeniaki - pani ta zwróciła się do nas o pomoc. Zaproponowałyśmy jej wysterylizowanie dwóch dorosłych suczek - zostały bezpłatnie wysterylizowane w lecznicy dr Legienia, któremu leży na sercu ograniczanie bezdomności zwierząt w naszym mieście. Natomiast cztery z jej pozostałych psiaków przekazałyśmy do adopcji. Tak więc kobiecie zostały tylko trzy pieski, w tym jedna suczka, która nie mogła mieć już szczeniąt.
Warto dodać, że pani ta była bardzo emocjonalnie związana z psami - właściwie byli to jej jedyni towarzysze. Niestety, ostatnio coraz bardziej podupadała na zdrowiu i w ostatnią sobotę zastałyśmy w schronisku jej przerażone psiaki.
"Miśki" trzęsły się ze strachu i nie odważyły się nawet podejść do krat. Psiaki wspierały się nawzajem i tuliły do siebie chroniąc nawzajem:

Mniejszy z piesków widocznych na zdjęciu pochodzi z tego samego miotu, co opisywany przez nas półtora roku temu "piesek ze złamaną miednicą"


Za każdym psem w schronisku kryje się długa i smutna historia, tyle że  większości z nich nigdy nie poznamy. A powodem takich historii są niestety ludzie, którzy zamiast walczyć z bezdomnością, bezmyślnie na nią zezwalają i doprowadzają do dalszych tragedii  żywych istot, które najpierw udomowili, kazali sobie służyć a kiedy im się nudzi, pozbywają się ich jak zużytej rzeczy, nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności. Ten blog ma na celu także uświadamianie i uczulanie ludzi na potrzeby zwierząt. Dlatego w tym zabieganym świecie, zatrzymajmy się na moment i zastanówmy się, czy naprawdę nie możemy nic zrobić, by przerwać łańcuch niepotrzebnych cierpień? Jeśli każdy z nas przyczyniłby się w jakikolwiek sposób do wysterylizowania jednej suczki, inwazja bezdomnych zwierząt mogłaby zostać zatrzymana. Dlaczego to MY mamy się nad tym zastanawiać? Bo niestety, władze samorządowe wykonują program zapobiegania bezdomności tylko na papierze (tak jak remont i inne rzeczy na które przeznaczone są jakieś pieniądze). Zamiast sterylizowania wszystkich zwierząt przeznaczonych do adopcji - jak zakłada plan podpisany przez prezydenta miasta - w rzeczywistości sterylizowanych jest wybiórczo kilka suczek, a resztą idzie do adopcji bez zabiegu i często wraca do schroniska w ciąży, rodząc tu kolejne potencjalnie bezdomne szczeniaki a one potem znowu rodzą...i tak w kółko. Jeśli więc, nikt się za to nie weźmie, to niestety, schroniska będą nadal pękać w szwach a opieka nad zwierzętami w nich uwięzionymi będzie taka, jak opisujemy ją od kilku lat na blogu, ponieważ nikt się nie będzie tym przejmował. Dlatego zewrzyjmy szyki i weźmy w końcu odpowiedzialność za zwierzęta, którym jesteśmy to winni, jako ludzie myślący i mający wpływ na rzeczywistość.

Wracając do "Miśków" mamy nadzieję, że nie będą musiały długo czekać na odpowiedzialnego opiekuna i szybko znajdzie się wrażliwa osoba, która podaruje im dom - może ktoś z Państwa będzie mógł się do tego w jakikolwiek sposób przyczynić? :)

POMAGAJMY ISTOTOM ZALEŻNYM TYLKO OD NAS!
NIE SKAZUJMY ICH NA NIEPOTRZEBNE CIERPIENIE!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz