Często podkreślamy, że legnickie schronisko ma doskonałe
położenie, infrastrukturę i warunki techniczne. Oprócz tego, jest przez Państwa
w ostatnich latach zasypywane karmami i przedmiotami służącymi zwierzętom.
Także za Państwa poparciem przeforsowałyśmy budowę wybiegu, którym władze przez
lata się nie przejmowały, mimo tego, że jego istnienie jest zagwarantowane
prawem. Schronisko w ciągu kilku lat stało się miejscem często odwiedzanym
przez ludzi i wiele zwierząt znajduje nowe domy. Niestety, wszystko to psuje
jedna ważna kwestia, która sprawia, że wymienione wyżej zalety stają się
niekiedy bez znaczenia – obsługa zatrudniona w schronisku…
W wielu postach przytaczamy pojedyncze fakty, które świadczą
o bardzo wątpliwym poziomie jakości wykonywanych przez pracowników schroniska
czynnościach dotyczących bezpośrednio zwierząt. Często dokumentowałyśmy
bezmyślność działań obsługi, powodowanych najczęściej lenistwem.
Największym problemem są nieprzystosowane kafle ścienne,
którymi wyłożone są boksy tzw. hotelowe
i brak ich zadaszenia. Utrudnia to zwierzętom poruszanie się po takiej nieprzystosowanej do chodzenia nawierzchni a także naraża na urazy i zranienia na popękanych, nierównych i ostrych krawędziach. Jednak służy wygodzie w sprzątaniu – kafle są
śliskie, więc szybko się je sprząta, lejąc z góry wodę pod ciśnieniem…
Kto by tam myślał, żeby szuflą wygarniać odchody, dzięki
czemu zwierzęta mogłyby mieć dach chroniący przez deszczem czy palącym słońcem, swobodnie
się poruszać oraz przebywać w suchym, a nie stać w kałużach wody na podmytych kaflach…
Ludzie ci, od lat zatrudnieni w schronisku pozbawieni są empatii w stosunku do wszelkich istot żywych. A jak pokazuje życie, osoby które nie lubią zwierząt, nie lubią też i ludzi, dlatego załoga schroniska lubi pokazywać swoją władzę także nad nimi. Zerwanie przez nas stosunków z pracownikami nastąpiło właśnie przez takie zdarzenie, które przelało czarę goryczy i dało nam do zrozumienia, że są to ludzie niereformowalni, którzy traktują ten teren jak prywatny folwark i według swojego nastroju. Kilka lat temu, pewnego dnia pracownik miał taki kaprys, by nowi wolontariusze chodzili z psami na spacer co najmniej godzinę i kiedy młoda dziewczyna wróciła z psem przed tym czasem, nie odebrano od niej psa tylko wygoniono na dłuższy spacer. Dziewczyna prawie się rozpłakała, usiadła z psem przed schroniskiem i czekała na „swoją” godzinę, wiedząc, że już więcej tu nie przyjdzie. To było jedno z bardzo wielu zdarzeń jakim posługiwali się pracownicy, by zniechęcać ludzi do „kręcenia się” po schronisku i patrzenia im na ręce. Według nas należało ono do zdarzeń małego kalibru, bo byłyśmy świadkami i podmiotami wielu gorszych. Jednak ponieważ było gorąco a dziewczyna siedziała z psem na słońcu, wstawiłyśmy się za nią u pracownika – na marginesie, tego samego który dziś „rządził” swoimi humorami w schronisku. Wywołało to wielką awanturę, po której jakiekolwiek relacje z pracownikami przestały istnieć.
Mimo, że od tego czasu wiele się zmieniło, humory
pracowników pozostały bez zmian. W schronisku zatrudnieni są dwaj pracownicy z
długim stażem i to oni razem z kierownikiem trzymają wszelką władzę, która
leczy ich kompleksy tłumione w realnym życiu. Oprócz nich jest jeszcze dwóch
innych pracowników, którzy niestety są całkowicie podporządkowani „rozkazom”
wcześniej wymienionych, ponieważ inaczej szybko pożegnali by się z pracą na ul.
Ceglanej. To właśnie oni wykonują jakiejkolwiek
pracę w schronisku – zwłaszcza tą brudną, jednak nie mogą zrobić nic więcej na co nie
dostaną pozwolenia od „rządzących” w tym miejscu. Zawsze jest więc tak, że na
zmianie jest jeden rządzący i jeden pracujący. Dzisiaj również tak było. I tak,
do schroniska zostały przywiezione dary, jednak „ważniejszy” pracownik
stwierdził, że ich nie przyjmie.
Ponieważ były to dary od nas, zostały bezczelnie wystawione
przed schronisko. Według tego pracownika przybory do szczotkowania, szelki czy
fartuch po sterylizacji nie są potrzebne psom w schronisku. Jak widać, to co
zostanie przyjęte zależy także od humoru „dyżurującego” pracownika. Jednak
często pracownicy robią dobrą minę do złej gry i przyjmują dary, które potem
lądują w kontenerze na śmieci – tak się dzieje przede wszystkim z rzeczami
które przywozicie Państwo sądząc, że zostaną nimi wyłożone budy i psom będzie
przytulnie. Niestety, W TYM SCHRONISKU BUD SIĘ NIE WYKŁADA, bo trzeba
byłoby dbać o wymianę zniszczonych legowisk a to już dodatkowa praca, na którą obsługa
nie ma ochoty. Dlatego jeśli macie Państwo inne miejsce w którym przydadzą się
kołdry, koce, materace czy dywany, to lepiej tam je przekazać, bo w schronisku
zostanie zużyta niewielka ich część – tylko do boksów hotelowych.
Od humoru „dyżurującego” pracownika zależy także, który pies
pójdzie na spacer czy na wybieg. Jak zdarzyło się już kilkukrotnie psy nie szły
na spacer, ponieważ już na nim tego dnia były i pracownik zabraniał więcej(sic!).
Podobnie jest z typowaniem psów, które
odbywa się według widzimisię i tak, najrzadziej - o ile W OGÓLE na spacer i na
wybieg wyprowadzane są psy z boksu 12, przez co mają w schronisku już
najdłuższy staż…
Na wybieg zaś najczęściej trafiają staruszki, które nie mają
siły z niego korzystać i cały czas stoją przed bramą,
zaś te z energią, gryzą
kraty…
Od humorów pracowników zależy zwłaszcza lokowanie psów w
boksach i to jest największy problem, który często wielu z nim przysparza
niepotrzebnych cierpień, które dałoby się uniknąć gdyby była zatrudniona inna
obsługa z właściwym podejściem do zwierząt.
Obecnie mimo 14 WOLNYCH boksów w schronisku w dwóch boksach
są sparowane psy, które robią sobie krzywdę.
O jednym z nich już wspominałyśmy wcześniej : staruszek- grubasek jest
terroryzowany przez młodszego, który często zapędza go w kąt i gryzie. Biedak
stoi przed kratami i psim językiem prosi każdego kto przy nim stanie o
odizolowanie go od współtowarzysza. Obsługa przebywająca z psami każdego dnia,
nie ma litości.
Kolejnym BŁĘDNYM sparowaniem, który może mieć poważne
konsekwencje są dwie suczki: jedna młoda i odważna, druga zastraszona i
wycofana. Młodziara mimo tego, że jest czarująca, przejęła władzę nad
zastraszoną i nie daje jej NIC ZJEŚĆ. Z tego powodu suczka z tygodnia na
tydzień, wygląda gorzej niż po przyjęciu do schroniska! Wystające żebra i kości
miednicy świadczą o głodzeniu. Suczka jednak ma apetyt i po przytrzymaniu
młodszej, szybko pochłania jedzenie. Niestety, nikt się tym z pracowników nie
będzie zajmować - i tak, jedna nabiera tłuszczu a druga przy niej eksponuje
kości. A co najmniej 14 boksów stoi pustych i tylko myszy w nich harcują…
Podobnym brakiem wyczucia psich potrzeb jest umieszczenia
dwóch DUŻYCH, dobrze zbudowanych psów w małych boksach hotelowych.
Psy nie mają
w nich miejsca na jakiekolwiek rozładowanie energii i jedynie co im pozostaje
to stawanie się coraz bardziej agresywnymi i wściekłe ujadanie w stronę ludzi…
Dla takich psów są przeznaczone boksy zewnętrzne, gdzie jest dużo więcej
miejsca do chodzenia i skakania. Czyja to decyzja? Tylko i wyłącznie ludzi,
którzy zatrudnieni do OPIEKI nad bezdomnymi zwierzętami, dostarczają im dodatkowych
cierpień.
I tak, od humoru pracownika zależy jeszcze wiele innych
rzeczy : czy odpowie na „dzień dobry” lub na zadane pytanie i czy w ogóle wysłucha
co ma się mu do powiedzenia, czy będzie miły - czy bezczelny, czy naleje psu wody do miski od razu, czy pod
koniec dnia a może wcale, czy odblokuje właz w boksie hotelowym, by pies mógł skorzystać
z powietrza na zewnątrz, czy da psu bez zębów miękkie jedzenie, czy pozwoli na
kontakt z psem poza boksem z potencjalnymi adoptującymi, czy posprząta boks
mocno zanieczyszczony (rozwolnieniem), by pies mógł po nim chodzić, czy zamknie
budę w czasie mrozów, czy będzie wymieniał psy na wybiegu - czy jeden będzie
korzystał z niego cały dzień a inne będą gniły w boksach, czy da pijakowi psa
do adopcji i machnie na to ręką, czy przyjmie psa do schroniska bez problemów -
czy w ogóle, czy obsłuży wolontariusza szybko czy trzeba poczekać, aż
mu się zechce (w czasach kiedy zaczynałyśmy, wolontariusze musieli czekać na „szanownych”
pracowników nawet po pół godziny, zanim dostali psa) itp. itd.
Tak więc, aby zmienić to co najgorsze w legnickim schronisku,
trzeba wymienić obsługę i decydentów tej instytucji, zaczynając od właściciela
czyli Prezydenta Miasta, który od wielu - za wielu lat pozwala na takie traktowanie zwierząt.
W Państwu
nadzieja. Dla dobra zwierząt - do dzieła!
*****
Nowe psiaki których los zależy od humorów pracowników –
rzadko dobrych, chociaż te także się zdarzają. Oby trafiły na te lepsze…
Po raz TRZECI do schroniska trafiła Diana. To nie z nią jest
coś nie tak, to suczka która ma ogromnego pecha do ludzi mimo tego, że jest
taka słodka…