niedziela, 6 kwietnia 2014

W schronisku 5 kwietnia...


W poprzednim sprawozdaniu pisałyśmy o pięknym, młodym psiaku który trafił do schroniska niedożywiony.  Mimo tego, był on aktywny, skakał do krat, łasił się do ludzi, chciał być głaskany. Z tego względu wzbudzał entuzjazm ludzi odwiedzających schronisko. Niestety, minął tydzień a pies zmieniał się nie do poznania. Przede wszystkim zamiast przytyć jeszcze bardziej schudł! Teraz wyraźnie wdać mu wszystkie żebra i sterczące kości miednicy, czego tydzień temu nie było! Stał się także osowiały i w ogóle nie reagował na zabawę,  ani nawet nie zamachał ogonkiem, który ma mocno podwinięty pod siebie.. Stał przerażony przy kratach rozglądając  się niepewnie wokół, tak, jakby był to jego pierwszy dzień w schronisku.                                                      

 tak wyglądał tydzień temu:
        tak wygląda obecnie:
 

 


 


      Przecież on ginie w oczach!!!!!!!!

CO SIĘ STAŁO!!!  Czemu pies będący pod opieką pracowników i weterynarza tak bardzo zmizerniał?!  To się bardzo rzadko zdarza, tym bardziej, że jego początek pobytu w schronisku nie był traumą, na co wskazywało jego zachowanie. Bardzo boimy się o to, że może to być jego miejsce do zatracenia i jeśli nikt mu szybko nie pomoże, za tydzień może już być po nim…
Doświadczyłyśmy już takich przypadków, kiedy wesoły i młody pies, po tygodniu był w stanie agonalnym i umierał, bez przyczyny? – na pewno bez właściwej opieki, bo nie wszystkie psy wymagają szablonowego traktowania. Te bardzo wrażliwe powinny doświadczyć więcej troski i zainteresowania, by odnalazły się w tym miejscu i po prostu przeżyły.  Zależy to jedynie od dobrej woli ludzi, którzy się tymi zwierzętami zajmują. Oceńmy ich opiekę na podstawie przyszłości tego cierpiącego psiaka. Czy przeżyje? …
Jeśli ktoś z Państwa zastanawia się nad zaadoptowaniem młodego pieska, prosimy zaadoptować właśnie jego – tylko szybka adopcja uratuje mu życie!!!
 ********
Do boksu hotelowego trafiła kolejna zaniedbana i wychudzona suczka. W jej wypadku jest jeszcze ciężej, bo jest to staruszka. Boi się ludzi, patrzy z dystansem ale jak poczuje głaskanie to tuli się do krat. Ma napęczniałe żebra i chudziutki tył – czyżby robaki zjadały ją od środka? Zęby w złym w stanie, a także obwisłe i wysuszone sutki(?) pierwszy raz takie widzimy… Ma zaniedbaną i wyłysiałą sierść oraz łupież. Chodzi z trudem i ledwo potrafi podnieść właz, by wyjść na zewnątrz, dlatego przeważnie siedzi w środku.
 
 

 Czy dostanie w tym miejscu należytą opiekę? Czy ze względu na stan jej uzębienia będzie dostawała mokrą, miękką karmę by nie cierpiała głodu i powoli nie umierała na oczach „pielęgniarzy”?  Odpowiedź na te pytania znają ludzie, którzy są za nią odpowiedzialni na miejscu – czy zawalczą o nią, czy spiszą na straty? Nam pozostaje jedynie obserwowanie jej kolejnych dni w schronisku…

*******

Mokro, a będzie bardziej. Niestety, tymczasowa płachta stanowiąca dach nad boksami hotelowymi została już usunięta. Od tej pory : kiedy będzie padał deszcz  - psy będą pływać w wodzie i próbować złapać równowagę na śliskich kaflach, a kiedy nadejdzie lato – cierpieć męki upałów. Takie warunki zwierzakom zapewnia właściciel i zarządca schroniska w Legnicy – urząd miasta i spółka LPGK. Ciekawe czy ci wszyscy ludzie, którzy uznają te warunki za właściwe i nic nie robią od lat, by je zmienić, chcieliby, żeby ich zwierzęta spędziły w takich warunkach chociaż jedną dobę…


  *******

W którymś ze wcześniejszych sprawozdań pisałyśmy o Soni – suczce, która trafiła do schroniska, ponieważ jej właścicielka zachorowała i musiała pójść do szpitala.  Suczka miała straszne zapalenie uszu, którymi trzepała i z których wypływała ropa. Nie mogła przez to przegryzać i połykać pokarmu, dlatego po pierwszym tygodniu pobytu w schronisku widocznie schudła. Mimo takiego ostrego zapalenia ucha, suczka została zakwalifikowana przez schroniskowego weterynarza – Jacka Filipowskiego – do zabiegu sterylizacji!!! Kto o zdrowych zmysłach wykonuje jakikolwiek zabieg, kiedy zwierzę nie jest zupełnie zdrowe?! Czy tego uczono na studiach pana Filipowskiego? To jest sytuacja za którą każdy inny lekarz musiałby odpowiadać przed sądem! Gdyby pan Filipowski tak leczył ludzi, dawno zostałaby pozbawiony swoich uprawnień. Jednak rzeczywistość jest taka, że jako weterynarz może pozwolić sobie na popełnianie takich podstawowych błędów – nawet kiedy kończą się one śmiercią zwierzęcia - tylko dlatego, że chodzi zwierzęta bezdomne, o które nikt się nie upomni, a obsługa schroniska spuści na wszystko zasłonę milczenia…  
przed zabiegiem sterylizacji:

 po zabiegu:

Cud że suczka przeżyła zabieg i wróciła po sterylizacji do boksu… jednak nadal z ropiejącym uchem!!!! Sonia dalej nie może z bólu nic przegryzać a widać, że jest bardzo głodna. Po tylu tygodniach bez możliwości jedzenia schudła jeszcze bardziej. Czy wyleczenie ucha to dla pana Filipowskiego - który ma do pomocy jeszcze wiedzę swojego ojca – także weterynarza, taka skomplikowana sprawa? Nie dość, że popełniony został błąd lekarski kwalifikujący psa ze stanem zapalnym do zabiegu sterylizacji, to ucho nadal nie zostało wyleczone i nawet leczone nie jest. Kto o zdrowych zmysłach sterylizuje suczkę, by potem skazać ją na śmierć głodową?! Czy weterynarz jest tego świadomy.  To kolejny pies skazany pod jego „opieką” na ból i cierpienie… 

****** 
Nowe maluchy, które już na początku swojego życia zostały skrzywdzone i porzucone...
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz