niedziela, 19 stycznia 2014

18 styczeń i powrót do "normalności" czyli w nowym roku "po staremu"



Nasze nadzieje z poprzedniej soboty, że pracownicy potrafią zrobić coś dobrego dla zwierząt, niestety okazały się złudzeniem. Psy, które nie tolerują się i siedzą w jednym boksie już od miesięcy, odpoczęły od siebie tylko jeden tydzień… Słabszy z nich nadal będzie zjadał tyle ile zdąży i nie będzie dopuszczany bliżej krat kiedy schronisko będą odwiedzać potencjalni adoptujący. Sam fakt, że źle dobrane psy długo przebywają w schronisku może świadczyć o tym, że panująca w boksie dominacja nie pozwala im się dobrze zaprezentować i zainteresować sobą adoptujących… 
Czy pracownikom naprawdę zależy na tym, by niektóre  z tych uwiezionych biedaków były stałymi rezydentami schroniska? Czy to miejsce – utrzymywane z naszych wspólnych pieniędzy, spełnia cel dla którego zostało utworzone i jest tymczasowym domem dla trafiających tu zwierząt,  czy miejscem docelowym?


*******

cd. efektów remontu za 45 tysięcy zakończonego kilka miesięcy temu:

* Kafle w boksach hotelowych, przytwierdzone do ścian…powietrzem!


** Wytynkowane (!) podłogi, które pod wpływem stale zalegającej w boksach wody, zlewanej szlauchem w ramach ich czyszczenia – kruszą się w coraz większym tempie.

Materiały z których wykonany został remont nie wytrzymują już takich warunków – zwłaszcza permanentnej wilgoci, a co z żywymi istotami jakimi są zwierzęta?

Przebywający ponad rok w schronisku kaukaz ma łapy suche tylko w czasie upałów – we wszystkich innych porach roku jego łapy, spód i tył na którym siada są WIECZNIE MOKRE!!! Nie trudno się domyślić,  że nie zostanie on zaadoptowany jako zdrowy, a wszystko dzięki „opiece” wykonywanej przez obsługę schroniska, która w taki sposób zarabia pieniądze… 



Podobnie z pielęgnacją zwierząt znajdujących się w miejscu, w którym powinny ją otrzymać.


Do warunków jakie oferuje schronisko swoim podopiecznym dołączamy stały element, czyli zlane wodą i wiecznie śliskie kafle (przeznaczone do wykładania ścian wewnątrz a nie posadzek na zewnątrz) jakimi są wyłożone boksy hotelowe.

Kolejny nieszczęśnik rozpaczliwie walczył z grawitacją, próbując rozładować swoje skumulowane emocje w nienaturalnym dla niego miejscu.


 ******

Kończymy najdramatyczniejszym wydarzeniem jakie zdarzyło się dzisiaj w schronisku. Straż Miejska przywiozła skrajnie wychudzoną amstafkę. 



Wszystkie kości sterczą na wierzchu tak, że na żebrach kość zaczyna przebijać skórę! 

Amstafka jest bardzo miła i spragniona czułości mimo tego, że musiała być przez długi czas głodzona przez człowieka. Jednak taki jej wygląd nie sprawił, że została potraktowana z większą troską niż inne psy przyjmowane do schroniska. Na „dzień dobry” dostała zwykły przydział czyli miskę z wodą i suchą karmę.
W takich sytuacjach zawsze zastanawiamy się, kto dostaje pożywniejszy pokarm z puszek, które przywozimy wszyscy do schroniska… Czy do takich przypadków nie można podchodzić indywidualnie? Czy weterynarz nie powinien od razu po przyjęciu takiego psa pojawić się w schronisku, zbadać go i zalecić odpowiedniego żywienia, by jak najszybciej pomóc tej umęczonej suczce?

Taką wrażliwością wykazują się ludzie pracujący w schronisku. Załoga, która dawno uodporniła się w tym miejscu na cierpienie żywych istot, powinna być jak najszybciej wymieniona - z weterynarzem i kierownikiem na czele!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz