niedziela, 13 października 2013

Sprawozdanie z 12 października 2013 i zasady "wolontariatu" w schronisku

Dzisiejsze sprawozdanie chciałybyśmy zacząć od przybliżenia zasad funkcjonowania "wolontariatu" w legnickim schronisku, ponieważ takie zapytania często otrzymujemy w mailach od Państwa. Warto przypomnieć, że od kwietnia 2012 roku spółka LPGK samowolnie (mimo, że to gmina jest właścicielem schroniska) zmieniła dotychczasowe zasady, jakie obowiązywały przy wyprowadzaniu psów na spacery.
Więcej informacji na ten temat znajdziecie Państwo tutaj: Rok od zlikwidowania wolontariatu

Teraz, każdy kto chce wyprowadzać psy na spacer musi podpisać tzw. porozumienie, którego pełna treść dostępna jest w zakładce Regulamin schroniska. Zakłada ono uzyskanie zaświadczenia lekarskiego potwierdzającego  "brak przeciwwskazań do spacerowania z psami". Dla lekarzy brzmi to absurdalnie, a ponieważ nie jest ono sklasyfikowane w usługach medycznych NFZ, często wydawane jest odpłatnie. Należy zaznaczyć, że taki wymóg obowiązuje TYLKO w legnickim schronisku, co jest ewenementem w skali całego kraju! Ponieważ stanowi ono dużą przeszkodę w funkcjonowaniu wolontariatu - walczyłyśmy o  zniesienie tego wymogu. Niestety, argument ten nie trafia do ludzi za to odpowiedzialnych. Ten absurdalny zapis nadal obowiązuje, dlatego obecnie wolontariuszy jest niewielu (większość tylko na papierze, co stanowi alibi dla bzdurnych procedur wymyślonych przez spółkę)

Po podpisaniu porozumienia można wychodzić z pieskami na spacer. Warto jednak wyjaśnić dlaczego niektóre jego zapisy są dość "specyficzne":

Ta pseudoumowa została zredagowana niejako "pod nas" i nam podobnym, czyli tak, by związać nam ręce i pozbawić aktywnej pomocy psom albo całkiem z niej zrezygnować - co od kilku lat jest marzeniem pracowników, zarządu spółki a także urzędników w ratuszu. Gdybyśmy bowiem podpisały takie porozumienie, nie mogłybyśmy prowadzić bloga (zakaz informowania o tym, co dzieje się w schronisku, paragraf 3) oraz portalu Rozsądne adopcje (paragraf 4). Oprócz tego, za każde niewypełnienie poleceń kierownika (zasadnych bądź nie) czy też za zachowanie, które wg. oceny pracowników byłoby złamaniem "zasad współżycia społecznego" (czyli np. domaganie się wezwania weterynarza do chorego psa, który - jak to często bywało - wg pracowników jest zdrowy) - mogłybyśmy otrzymać naganę! Po trzech takich naganach, "wolontariusz" nie ma już prawa pomagania psom.
Dlatego też, dla dobra zwierząt zdecydowałyśmy się nie podpisywać tego porozumienia. Nadal każdą sobotę spędzamy w schronisku - socjalizujemy psy, robimy im opisy i szukamy nowych domów, a przy okazji możemy informować Państwa o tym wszystkim, co się tam dzieje i reagować w przypadku łamania prawa.
Kiedy dla pracowników stało się jasne, że porozumienia nie podpiszemy  - niektóre z jego punktów przestały obowiązywać. Zakupione specjalnie w tym celu kagańce szybko poszyły w kąt, dzięki czemu psy wyprowadzane są na spacery tak, jak za czasów kiedy porozumienia nie było, czyli bez kagańców. Nie respektowanie tego zapisu przez kierownika świadczy jedynie o tym, że miał to być "bat" na nas i tylko wobec nas byłby egzekwowany, tak, by jak najbardziej utrudnić nam pracę ze zwierzętami, upokożyć a w końcu może i pozbyć się nas ze schroniska. Ponieważ nie dałyśmy złapać się w taką "pułapkę" przepisy stworzone "pod nas" stały się martwe.  Jak widać psy dzięki naszej decyzji skorzystały, dlatego wiemy, że była ona właściwa. Jest to kolejny przypadek, kiedy spółka udowadnia, że nie chodzi jej o dobro zwierząt a jedynie  o "święty spokój" i comiesięczną wypłatę która się należy za samo przychodzenie do "pracy".
***
Chciałybyśmy poruszyć jeszcze jedną sprawę, o której czytamy w mailach od Państwa. Chodzi o odrabianie godzin społecznie użytecznych w ramach "odpracowania" drobnych wykroczeń. Ludzie znajdujący się w tej sytuacji zostają skierowani do LPGK, i trafiają m.in. do schroniska. Są wśród nich osoby wrażliwe na krzywdę zwierząt i sami wybierają schronisko, chcąc w ten sposób pomóc zwierzakom. Niestety na miejscu czeka ich rozczarowanie - nie są dopuszczani do zwierząt i nie mogą im pomagać. Takie zachowanie jest piętnowane przez pracowników i samego kierownika, którzy roszczą sobie wyłączne prawa do zwierząt i nie pozwalają, żeby ktokolwiek zajmował się nimi lepiej niż oni. Innej pracy w tym miejscu tak naprawdę dla nich nie ma, bo w rzeczywistości poza opieką nad zwierzętami - której pracownicy nie wykonują - niewiele jest tam do zrobienia. Lepiej - kosztem zwierząt, które się nie poskarżą - posiedzieć sobie przez pół dnia pod wiatą niż się przemęczać. Tak więc, odpracowywanie godzin przez ludzi skierowanych do schroniska polega na... siedzeniu razem z pracownikami pod wiatą i odliczaniu godzin do końca dnia "pracy" - czy im się to podoba, czy nie. Większość z nas nie wyobraża sobie, że tak spokojnie i bez wysiłku można pracować w dzisiejszych czasach, ale w spółce, która zatrzymała się mentalnie w poprzednim systemie jest to możliwe. 
Nie przeszkadza to jednak kierownikowi narzekać, że ma tak mało pracowników, w związku z czym nie jest w stanie zapewnić sprzątania boksów na bieżąco (tylko raz dziennie!) ani wyprowadzania psów czy też ich pielęgnacji. 
My, widząc to wszystko, zastanawiamy się cały czas po co zatrudniać tylu pracowników  i wypłacać im za taką "pracę" aż cztery wypłaty...kogo na to stać?

****

Przechodząc do spraw bieżących chciałybyśmy zwrócić uwagę weterynarza na stan skóry psa z boksu 29 :

Pies cierpi, skóra go swędzi i jest opuchnięta bo ciągle ją wygryza, zrobiła się już krwawa rana. Panie Filipowski czy ten pies jest leczony? czy jak wiele innych przeoczył pan ten fakt? Proszę się więc zreflektować i zrobić to, co do pana należy, by móc potem mówić, że psy w schronisku są pod opieką weterynaryjną.

***

Tak, jak już wielokrotnie pisałyśmy, podczas ostatniego "gruntownego remontu", dachy w boksach pozostały zbutwiałe i dziurawe, tak, że przy najmniejszych deszczach psy stoją w wodzie. Niestety, pracownicy często podstawiają pod dziurami miski. Wcześniej pokazywałyśmy filmiki jak miski same napełniają się deszczówką, co zaoszczędza pracownikom "pracy". Jednak kiedy są pod nimi ustawione miski z karmą, psy muszą jeść  papkę nasączoną deszczówką...

***

Wrażliwość pracowników na krzywdę zwierząt, mimo tylu lat pracy w schronisku, nadal jest znikoma. Dziś jeden z małych piesków, przebywający w boksie tzw. hotelowym, zaklinował sobie mordkę między ciasnymi kratami. Maluch nie mógł się uwolnić, bardzo się przestraszył, przeraźliwie piszczał i głośno płakał prosząc o pomoc. Boks z którego dochodził skowyt znajduje się w budynku, czyli najbliżej miejsca gdzie przebywają pracownicy. Niestety, żaden z pracowników nie zareagował i nie zdecydował się wyjść ze swojej kanciapki, żeby zobaczyć co się dzieje.  Całe szczęście ludzie znajdujący się na terenie schroniska pobiegli psu na pomoc i uwolnili go z potrzasku.
Strach pomyśleć, co się dzieje, kiedy do takiej sytuacji dochodzi, gdy w schronisku nie ma nikogo oprócz pracowników, którzy nie reagują...


***

Chciałybyśmy wrócić do amstaffki, która trafiła do schroniska zaniedbana i wychudzona mimo widocznej ciąży. Jej ciąża wyglądała groźnie - suczka była strasznie rozdęta i twarda. Jej wygląd świadczył o tym, że najprawdopodobniej służyła kiedyś ludziom jako "maszynka do rodzenia" aż w końcu się wyeksploatowała i zachorowała, przez co przestała zarabiać i pozbyto się jej jak niepotrzebnego już przedmiotu. Urodziła tu szczeniaczki, jednak poród ten musiał być ciężki, ponieważ, żyją tylko dwa maluchy a ona sama nadal jest w złym stanie. Mimo tego, że od porodu minęło już kilka tygodni, nadal krwawi ona z dróg rodnych. Jej sutki są mocno nabrzmiałe i spuchnięte co świadczy o nadmiarze nieodciągniętego mleka, które powoduje stany zapalne. 

Na domiar złego, suczka stoi non stop w wodzie - bo taki właśnie jest stan na pozór wyremontowanych boksów hotelowych:

Pomoc dla amstaffki oferowały już co najmniej dwie fundacje, jednak kierownik nie jest zainteresowany współpracą z kimkolwiek oprócz niemieckich handlarzy. Ta kochana i nastawiona przyjaźnie do ludzi suczka potrzebuje prawdziwej  pomocy i profesjonalnego leczenia! Może ją uratować tylko natychmiastowa adopcja, którą jak widać kierownik blokuje... Może macie Państwo jakiś pomysł, by pomóc tej umęczonej przez życie suczce i ją stamtąd zabrać? Mimo swoich przeżyć z ludźmi jest cudowna i zasługuje w końcu na normalne życie.

***

W tym tygodniu o adopcje szczególnie prosi też ten przepiękny psiak o filmowej wprost urodzie:

Swojego właściciela (dawnego lub nowego) poszukuje też ten wygłodzony piesek w typie tzw. sarenki, który wygląda tak, jakby nie ważył nawet  kilograma...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz