Tym razem
zaczniemy od historii Gucia - pieska, który trafił do schroniska już po raz
drugi. Gucio (to jego prawdziwe imię) nie jest psem bezdomnym. Ma on
właścicielkę - schorowaną, niewidomą staruszkę - z którą mieszkał nad
rzeką przy ulicy Krętej. Gucio to malutki i stary piesek, który nikomu nie
robił krzywdy, a ponieważ jego pani nie była w stanie wychodzić z nim na
spacery, samodzielnie wychodził z domu nad rzeką. Nigdy nie zapuszczał się do
parku czy do miasta, zawsze pozostawał blisko domu. Trwało to wiele lat, dopóki
Straż Miejska - nie mając innych zadań które usprawiedliwiałyby jej istnienie -
zajęła się wyłapywaniem psów w naszym mieście. Wszystko byłoby w porządku,
jeśli faktycznie zajmowała by się ona psami bezdomnymi lub porzuconymi, które
nie mają gdzie mieszkać i wałęsają się po ulicach. Jednak jej działalność jest
zupełnie bezmyślna! Wcześniej, kilka razy zabierali psa sprzed nosa
właścicielki, tylko dlatego, że szedł przy niej bez smyczy - pies towarzyszy kobiecie w pracy a jego pani zajmuje się
sprzątaniem klatek. Teraz z kolei konsekwentnie wyłapują staruszka sprzed domu w którym mieszkał wiele lat i
nikomu nie robił krzywdy. Ile psów wyłapywanych jest w ten sposób w Legnicy i
niepotrzebnie zajmują miejsce tym, które faktycznie są bezdomne i potrzebują
pomocy? Z pewnością łatwiej jest złapać psa udomowionego, niż bezdomnego, który
przeważnie boi się ludzi i skutecznie przed nimi ucieka . Czy w takim razie
chodzi tylko o wyniki i bardziej liczy się ilość wyłapanych psów bez względu na
ich sytuację?
Wracając do
Gucia - tym razem raczej nie zostanie on wykupiony z niewoli. Rodzina starszej
pani, która z nią nie mieszka, nie jest w stanie zająć się psem i zmienić
jego przyzwyczajeń, a ponieważ oznaczałoby to, że z tego powodu kolejny raz
trafi do schroniska, staje się to bezcelowym działaniem...
Chyba w dążeniu do wyeliminowania
psów z miejskiego krajobrazu zapędziliśmy się za daleko...Tym razem karę za to poniesienie ten stary piesek, który resztę swojego życia spędzi zamknięty w klatce i jego właścicielka, która została pozbawiona jedynego towarzysza w swoim życiu i nie ma siły o niego walczyć.
****
CD. stałego tematu - KAFLE.
W każdą sobotę obserwujemy nowe dziury i zapadnięcia kafli w boksach hotelowych, w których psy stoją w wodzie
...jak również nowe pęknięcia coraz
bardziej niebezpieczne dla przebywających w nich psów
boks nr 10
wszystkie powyższe zdjęcia
dotyczą tylko jednego boksu! w którym przebywa obecnie stary, schorowany pies
a ponadto:
...i po raz wtóry walka z grawitacją o utrzymanie się w pionie kolejnego nieszczęśnika
Czy zarządca
schroniska - LPGK i jego właściciel - Prezydent Miasta Legnicy
nadal uważają, że przeprowadzili "gruntowny remont schroniska"? Czy
przebywanie zwierząt w takich warunkach nie jest łamaniem prawa?
Skoro nasze władze nadal tego nie dostrzegają, musimy poczekać na opinię władz
nadrzędnych.
***
W ostatnim tygodniu pisałyśmy o
tym, że do schroniska trafia ostatnio dużo zaniedbanych psów. Niestety w
miejscu, gdzie teoretycznie powinny otrzymywać pomoc, nikt nie zajmuje się ich
pielęgnacją która pomogłaby ulżyć im w cierpieniu. Ten piesek już drugi tydzień
przebywa w schronisku, mamy nadzieję że jest leczony - jest wyłysiały na
większej powierzchni ciała. Jednak w miejscach gdzie ma włosy, jego sierść jest
mocno skołtuniona i posklejana tak, że sprawia mu problemy przy poruszaniu się.
Dodatkowo ma całe uszy wewnątrz oblepione rzepami które są tak wplątane, że
jedynie nadają się do wygolenia. Ponadto przebywając w boksie dolepiają mu się
do tej "masy" odchody, co sprawia że pies wygląda odpychająco i
śmierdzi. Czy w takim stanie ma on szansę na znalezienie właściciela? Panie
kierowniku, zaadoptowałby pan takiego pieska?
Pracownicy schroniska zatrudnieni są na stanowisku "pielęgniarz". Czy to nie zobowiązuje ich m.in. do PIELĘGNACJI tak zaniedbanych i dodatkowo schorowanych zwierząt?
Pracownicy schroniska zatrudnieni są na stanowisku "pielęgniarz". Czy to nie zobowiązuje ich m.in. do PIELĘGNACJI tak zaniedbanych i dodatkowo schorowanych zwierząt?
***
Chciałybyśmy
też zwrócić Państwa uwagę na dużego psa w typie wilczarza irlandzkiego, który
przebywa w schronisku już od wiosny. Trafił tu w bardzo dobrej kondycji,
niestety jego stan drastycznie się pogorszył. Pies, pozbawiony kontaktu z
człowiekiem, popadł w depresję. Prawie zupełnie nie porusza się w boksie.
Reaguje tylko na widok znanych mu osób. Przez resztę czasu siedzi nieruchomo.
Co gorsze przestał jeść, jest to po części spowodowane jego stanem psychicznym,
ale także stanem uzębienia, które nie pozwala mu na jedzenie suchej karmy. Jego
miska jest zawsze pełna, niestety jest to tylko suchy pokarm, którego on nie
je. Pies jest już dramatycznie wychudzony. Na pierwszy "rzut oka" tego
nie widać, ponieważ jego kudły są długie, jednak kiedy się go głaszcze, czuje
się jedynie sterczące kości, żebra które można policzyć a brzuch jest całkiem
zapadnięty. Oczywiście jedynym ratunkiem dla niego byłaby adopcja, jednak
dopóki nie otrzyma on szczególnej opieki, jego stan nie zachęci nikogo do
zabrania go do domu. Pies powinien dostawać przede wszystkim karmę z puszek -
którą przywozicie Państwo do schroniska, o czym do nas piszecie i co możemy
także obserwować na miejscu - której jest więcej niż kiedykolwiek wcześniej! W
związku z tym, żaden pies w schronisku nie powinien być już wychudzony. Jednak
czy pracownicy zawracają sobie głowę tym, jaki pies potrzebuje miękkiego
pokarmu bardziej niż inne? czy - jak przy wyprowadzaniu na wybieg - psy dostają karmę
"po kolei jak idzie" a nie według potrzeb.
Pies "ginie w oczach" i staje się tak osowiały, że obawiamy się, by nie była to jego ostatnia jesień...
Pies "ginie w oczach" i staje się tak osowiały, że obawiamy się, by nie była to jego ostatnia jesień...