AKTUALIZACJA
Dzięki naszym władzom i fałszywym"miłośnikom zwierząt'' byliśmy pierwsi na mapie zła...
Dzięki naszym władzom i fałszywym"miłośnikom zwierząt'' byliśmy pierwsi na mapie zła...
********
Wywozem psów z legnickiego schroniska zajmuje się - za pośrednictwem osób prowadzących oficjalną stronę schroniska - Martina Chmielnik. Współpraca obu stron rozpoczęła się zimą 2010 roku. Początkowo działalność pani Chmielnik nosiła taką samą nazwę jak funkcjonująca na terenie całych Niemiec znana fundacja Hunde in not, z którą ta pani nie miała jednak nic wspólnego. Pani Martina prowadzi natomiast własną działalność gospodarczą od której odprowadza podatki. Jej firma wzbudza duże kontrowersje w samych Niemczech, dlatego jej specjalnością stały się częste zmiany nazwy. Na dzień dzisiejszy jej firma działa pod nazwą Tierhilfe Heidekreis.
Każda nazwa stowarzyszenia, fundacji czy też prywatnego przedsiębiorstwa to pewna marka. Kiedy cieszy się ona zaufaniem i dobrą opinią raczej się jej nie zmienia.
To pierwszy punkt, który może budzić wątpliwości w działalności pani Chmielnik.
Kolejnym punktem jest adres: Bernadotte Alle 12-14, który podaje do wiadomości naszemu schronisku i który trafia do paszportów wywożonych psiaków. Każdy może sprawdzić i przekonać się (chociażby za pomocą programu google maps), że jest to adres.... zoo w Hannoverze!
Czy szanująca się organizacja traktowałaby tak niepoważnie sprawę danych wpisywanych do paszportu? Jak widać pani Chmielnik nie obawia się z polskiej strony żadnej kontroli podawanych danych skoro zdecydowała się na taką niefrasobliwość.
Jak dowiadujemy się od czeskich obrońców zwierząt mniej więcej w tym samym czasie od kiedy zaczęła "współpracować" z naszym schroniskiem, pani Chmielnik zwróciła się z podobną propozycją do schronisk w ich kraju, z informacją, że interesują ją przede wszystkim "psy małe, rasowe i szczeniaki". To wzbudziło jednak podejrzenia czeskich obrońców zwierząt, którzy sprawdzili zasady na jakich działa "fundacja" pani Martiny, i kategorycznie odmówili jej współpracy. To kolejna wątpliwość przemawiająca przeciwko tej pani.
Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że postanowiłyśmy zasięgnąć opinii u źródła, czyli w hannoverskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Odpowiedź była niepokojąca: pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność gospodarczą nastawioną na zysk, przetrzymuje zwierzęta w złych warunkach, a los tych które sprzedaje nie jest później weryfikowany. Opinia schroniska w Hannoverze na temat tej działalności jest zdecydowania negatywna! Wszystkim miłośnikom zwierząt odradzają współpracę z tą panią.
Osoby odpowiadające za organizacje transportu do Niemiec po stronie polskiej posługują się zdjęciami psów w nowych domach jako koronnym argumentem przemawiającym na korzyść tego procederu i każdemu z dociekliwych - w przeszłości także i nam - odwracają tym uwagę od rzeczywistej działalności. Tłumaczą oni także, że współpracują nie z żadną firmą a fundacją - co jak ustaliłyśmy jest nieprawdą - w związku z czym, zarówno z ich strony, jak i ze strony pani Chmielnik jest to działalność charytatywna nie nastawiona na zysk, a jedynie na dobro zwierząt. Wątpliwości budzi także fakt, że zdjęcia, które mają być jedynym dowodem dobroczynnej działalności ze strony pani Martiny, posiada zaledwie znikomy odsetek psów spośród wszystkich zwierząt, które zostały wywiezione. Pewnie dlatego, że działalność ta wcale nie jest bezinteresowna i skierowana na dobro zwierząt, a wśród kupujących na e-bayu znajdują się w niektórych wypadkach ludzie, którzy zgadzają się przesłać takie zdjęcia pani Chmielnik nieświadomie dając alibi jej kontrowersyjnej działalności. Jakie są jednak losy psów których zdjęć nikt nie przysłał?....
Dla nas zagadkowa pozostaje także kwestia transportu. Skoro pani Chmielnik prowadzi prywatną działalność nastawioną na osiągnie zysku to dlaczego nie zapewni psom, które ten zysk jej zapewniają - przyzwoitych warunków przewozu? Zamiast tego ładuje po 5, 8, a nawet 10 psów do maksymalnie przepełnionego małego auta, do klatek często niedostosowanych do rozmiarów psów, które ledwo mogą się w nich obrócić. Jeśli transporty obywałoby się zgodnie z obowiązującymi przepisami, to bramy schroniska nie byłyby szczelnie zamknięte przed osobami postronnymi, czy jak odbywa się to przez ostatnie miesiące - w niedziele - kiedy oficjalnie schronisko jest zamknięte. Chyba jednak jest co ukrywać... Psy w trakcie takiego wielogodzinnego transportu, w ścisku i tłoku, nie mają także dostępu do wody - nawet w upalne dni (a wiadomo jaka temperatura panuje wtedy w samochodzie), ani możliwości załatwienia się na zewnątrz, a przecież dodatkowo są w dużym stresie...
Na koniec retoryczne pytanie do organizatorów tych transportów: w tym samym czasie co pani Chmielnik do schroniska zgłosiła się także prawdziwa niemiecka fundacja działająca na rzecz zwierząt, która nie tylko nie czerpała korzyści z takich adopcji a dodatkowo wsparła legnickie schronisko kwotą 10.000 zł (3000 euro według obowiązującego w tamtym czasie przelicznika) na rzecz sterylizacji i kastracji bezdomnych psów w Legnicy i wcale nie tych, które chciała zabierać do Niemiec! Jej przedstawiciele przyjeżdżali rzadziej i zabierali najwyżej po dwa psy. Transport odbywał się w profesjonalnie przygotowanych czystych klatkach wyposażonych w podajniki wody, nie było mowy o stawianiu jednej klatki z psem na drugiej a dodatkowo psy w czasie podróży wyprowadzane były kilka razy na zewnątrz z samochodu... Jednak kiedy kobieta prowadząca fundacje dowiedziała się, że nasze schronisko wydaje psy pani Chmielnik, postawiła ultimatum: jeśli nie zerwiemy z nią współpracy ona przestanie nam pomagać i zerwie współpracę - co niezwłocznie uczyniła. Dlaczego więc osoby organizujące te wywózki wolały podziękować profesjonalnie działającej Fundacji i związać się z budzącą tyle kontrowersji firmą Martiny Chmielnik? ....