Dokładnie rok temu, 1 kwietnia, zarządca schroniska - spółka LPGK - zdecydowała się na zlikwidowanie wolontariatu w dotychczasowej formie, w jakiej funkcjonował bezproblemowo przez kilka lat. Wolontariat ten, w pełni oparty na dobrej woli odwiedzających schronisko ludzi, zastąpiono korzystniejszym dla spółki tzw. "porozumieniem". I tak pieskie życie w schronisku stało się jeszcze bardziej szare i smutne, ale po kolei...
Przed 1 kwietnia 2012
Wolontariuszem mógł zostać każdy, komu leżał na sercu los psów w schronisku; każdy, kto chciał pomóc, ale nie mógł adoptować psa; każdy, kto chciał spędzić wolny dzień na łonie natury w towarzystwie zwierząt; każdy, kto chciał poczuć, że nie jest egoistą i robi coś ważnego. Każdy miał swoje powody, a efektem było schronisko tętniące życiem. Odwiedzali je młodzi, starsi, całe rodziny, które chciały pokazać dzieciom czym jest odpowiedzialność i opieka nad psem, a nawet całe klasy pod opieką wychowawców... Nierzadko ruch był tak duży, że jednego dnia na spacer wychodziły wszystkie psy.
Wśród całej tej masy "spontanicznych" wolontariuszy, było też wielu, którzy odwiedzali schronisko regularnie. Zajmowali się socjalizacją najtrudniejszych przypadków, ale także pielęgnacją - latem wszystkie psy były wykąpane i wyszczotkowane. Nie da się bowiem ukryć, że wielu adoptujących kieruje się pierwszym wrażeniem, a nie wszyscy są tak empatyczni, żeby przytulić brudnego i śmierdzącego kundelka... A poza tym pies z czystą, oddychającą skórą pozbawioną kołtunów po prostu lepiej się czuje...
Po pierwszym kwietnia 2012
LPGK bardzo nie podobały się tłumy odwiedzające schronisko i obserwujące, co się w nim dzieje. Pracownicy również narzekali, że przez wolontariuszy ich "wolne" soboty - kiedy to mogli przesiadywać w swojej kanciapie i oglądać seriale - stały się dniami najbardziej pracowitymi, bo musieli obsługiwać wolontariuszy.
Długo myślano, jak się ich pozbyć i wreszcie sztab prawników, opłacanych przez LPGK, wymyślił "porozumienie". O co w nim chodzi?
Z dniem 1 kwietnia 2012 r., każdy wolontariusz, który odwiedzał schronisko tchnięty potrzebą zrobienia czegoś dobrego, został odprawiony z kwitkiem. Wszystkim tym ludziom powiedziano, że najpierw muszą postarać się u lekarza o odpłatne zaświadczenie stwierdzające "brak przeciwwskazań zdrowotnych do wyprowadzania psów"(???). Kiedy już uzyskają takie absurdalne zaświadczenie zostaną przeszkoleni przez samego kierownika z zakresu przepisów BHP i dopiero wtedy będą mogli wykazywać się swoją dobrą wolą. Jednak będzie ona warunkowana wieloma ZAKAZAMI, które spółka wprowadziła tylko po to, by nie było wielu chętnych do takiej "roboty" (po co mają się kręcić i być świadkami prawdziwego obrazu schroniska).
Jest to m.in.:
Jest to m.in.:
- ZAKAZ robienia zdjęć,
- ZAKAZ spacerowania w parze z innym wolontariuszem,
- ZAKAZ promowania adopcji poza oficjalną stroną powiązaną z LPGK (???)
i kilka innych.
i kilka innych.
A dodatkowo, jeżeli ktoś nie spodoba się pracownikowi zawsze może dostać od niego naganę za łamanie - szeroko już wtedy rozumianych - "zasad współżycia społecznego", co skutkuje KARĄ (? za dobrą wolę!!!) jaką jest dożywotni ZAKAZ dobrowolnego wyprowadzania psów!!!
I tak, Legnica stała się ewenementem na skalę całego kraju, ponieważ w żadnym innym schronisku takie przepisy nie funkcjonują! Owszem, podpisuje się umowy z wolontariuszami określające zakres ich czynności, ale mieszczą się one w ogólnych przepisach o wolontariacie - nigdzie nie ma takiej samowolki jak w Legnicy, gdzie miejska spółka nie będąca właścicielem schroniska, a jedynie nim zarządzająca, wprowadza swoje wewnętrzne przepisy, które chronią jedynie jej interesy i nie mają nic wspólnego ze zwierzętami, którymi powinna się "opiekować". We wszystkich innych schroniskach podejmowane są działania, mające na celu ułatwienie dobrowolnej pomocy, dlatego takie umowy podpisywane są "od ręki" i od razu można zająć się zwierzętami. Bezinteresowna pomoc nie jest warunkowana zakazami, wręcz przeciwnie, wolontariusze w zamian za swoje postępowanie na rzecz zwierząt, nabywają przywileje, a także zwraca się im koszty poniesione przy wykonywaniu pracy. Tylko u nas, dobrowolne udzielanie się w schronisku zacząć trzeba od spełnienia warunków skomplikowanej procedury oraz zainwestowania w zaświadczenie lekarskie, które nie mieści się w granicach refundowania przez NFZ...
Jak wiadomo, dobra wola też ma swoje granice! Inne schroniska walczą o wolontariuszy i mają ich po kilkadziesiąt (!) - u nas natomiast zniechęca się ich wszelkimi sposobami!
Efektem jest sytuacja o jakiej LPGK marzyło od kilku lat - 95% odwiedzających udało się zniechęcić do odwiedzania schroniska. Dziś wolontariuszy jest dwóch (ściśle współpracujących z LPGK) w porywach do trzech, czterech (niezależni) i gdyby nie wybieg, który też jest wykorzystywany według humorów pracowników (Pracownicy schroniska ignorują wybieg) większość psów nie wyszła by z boksu nawet raz w miesiącu! - co przed podpisaniem porozumienia nie miało miejsca, mimo tego, że schronisko było o wiele bardziej przepełnione.
Osoby nie należące do grona ścisłych wielbicieli i piewców LPGK są wręcz szykanowane. Psy są niewybiegane, schorowane, wychudzone i zaniedbane - miłośnicy LPGK nie przeciążają się kąpaniem i szczotkowaniem. Pracownicy święcą tryumfy - soboty na powrót stały się dniem wolnym, a schronisko smutnym i szarym miejscem, odwiedzanym jedynie przez kilku najbardziej zdeterminowanych, którzy potrafią zacisnąć zęby i oprzeć się szykanom.
Osoby nie należące do grona ścisłych wielbicieli i piewców LPGK są wręcz szykanowane. Psy są niewybiegane, schorowane, wychudzone i zaniedbane - miłośnicy LPGK nie przeciążają się kąpaniem i szczotkowaniem. Pracownicy święcą tryumfy - soboty na powrót stały się dniem wolnym, a schronisko smutnym i szarym miejscem, odwiedzanym jedynie przez kilku najbardziej zdeterminowanych, którzy potrafią zacisnąć zęby i oprzeć się szykanom.
Panie prezesie, panie kierowniku, pieniądze wydane na prawników, którzy wymyślili ten sprytny fortel zwany "porozumieniem" zwróciły się z nawiązką - udało się wam zlikwidować wolontariat w schronisku!
********
Pozostała im miłość przez kraty...
Pracownicy mają wolną sobotę - w weekend się nie sprząta...
... brak pielęgnacji i szczotkowania
Pełna beznadzieja i rezygnacja...
Dlatego apelujemy do wszystkich miłośników psów!
Jeśli chcecie pomóc, ale nie jesteście w stanie zaakceptować polityki LPGK w sprawie zaświadczeń i zakazów oraz szykan pracowników lub po prostu nie dysponujecie wolnym czasem, by fizycznie przebywać w schronisku, proponujemy Wam wolontariat wirtualny! To coś, co możecie robić wieczorami, w pracy, w każdej wolnej chwili nie wychodząc z domu!
Po prostu czytajcie tego bloga, wchodźcie na niego regularnie, opowiedzcie o nim znajomym a także PROMUJCIE stronę Rozsądne adopcje i samą ideę adopcji ze schroniska!
Tylko w ten sposób LPGK może zacząć liczyć się z opinią legniczan i zobaczyć, że wszelkie ich przekręty i zaniedbania, których dopuszczają się w schronisku stają się jawne i widoczne!
Dodaj http://www.rozsadne-adopcje.blogspot.com/ i Bloga wolontariuszek do "ulubionych" - im nas więcej, tym większa presja na LPGK i Urząd Miasta - właściciela schroniska, który także nie widzi problemu ze zlikwidowaniem wolontariatu i nic z tym nie zamierza zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz