AKTUALIZACJA
Niestety, tak jak przewidywałyśmy wszystkie psy, o których pisałyśmy nagle zniknęły ze schroniska. Najpierw zostały zabrane ze swoich boksów i zamknięte w boksach hotelowych, w których odgrodzono ich przed naszymi "śledczymi" oczami zieloną płytą, by potem - wszystkie tego samego dnia(!)... pójść do adopcji(?) - to wersja oficjalna. Możemy domyślać się, że zostały wywiezione na handel do Niemiec, a część z nich mogła nie przeżyć tych mrozów...
Ares (doberman), mały czarnulek z pierwszego zdjęcia poniżej, piesek z guzem (na filmie), york, Borsuk - wszystkie "zaadoptowane" w sobotę, kiedy byłyśmy w schronisku. Niestety o godzinie 10 żadnego z tych psów nie było w schronisku...
*****
"Schronisko jest dobrze przygotowane do zimy..."- w ten sposób rozpoczyna swój reportaż - będący kolejną laurką LPGK - Piotr Seifert z lokalnej telewizji, która ze względu na nadawanie coraz większej ilości materiałów inspirowanych przez Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej, mogłaby zmienić nazwę na "TV LPGK" a powiązany z nią portal internetowy na LPGK.pl (o "zaangażowaniu" mediów związanych z panem Seifertem w budowanie obrazu schroniska korzystnego dla miejskiej spółki już pisałyśmy: "Kółko wzajemnej adoracji")
Według autora reportażu budy są dostatecznie ocieplone - na jakiej podstawie podaje takie informacje dziennikarz, który z założenia powinien być rzetelny? Czy kiedykolwiek widział schroniskową budę od środka??? Panie Seifert, czy to co pan robi to dziennikarstwo czy jedynie zabawa w dziennikarstwo? Przypomnieć należy, że na początku naszej walki o psy z legnickiego schroniska, to właśnie ten pan był w nią najbardziej zaangażowany ze strony legnickich mediów. Wiedział o różnych sztuczkach schroniska, dzięki którym miało ono uchodzić za wzorowe. Wiedział o dramatycznych zdarzeniach jakie przytrafiają się psom. Opowiedziałyśmy mu o całej rzeczywistości schroniskowej i wiele z tych rzeczy udowodniłyśmy. Był wtedy przejęty, poruszony, kręcił z niedowierzaniem głową. Walczył wtedy dzielnie i sprytnie wyłapywał konteksty, które się wzajemnie wykluczały a były stosowane przez niczego nie spodziewające się władze spółki. Dzięki temu udało się wtedy załatwić kilka spraw nie-do-ruszenia. Cieszył się razem z nami. Co się nagle zmieniło?! Czy ambitne na początku dziennikarstwo przykryła "lokalna rzeczywistość"? Czy władza postanowiła mieć media po swojej stronie i tak się stało - jak wiele rzeczy w tym mieście? Teraz reportaże robione przez tego "dziennikarza" są jednostronnie i występują w nich osoby, które same chwalą swoją pracę. Co to ma być?! - żarty z legniczan? Jeszcze żeby było wyraźnie zaznaczone, że reportaż jest sponsorowany...
W swoim ostatnim reportażu (i niech to będzie prorocze) Pan Seifert mówi o magazynach zapełnionych kocami i kołdrami przynoszonymi do schroniska przez legniczan, którzy mają nadzieję, że pomagają zwierzakom przetrwać zimę. Niestety musimy Państwa rozczarować... Prawdą jest, że magazyny są zapełnione tymi rzeczami po sufit.... Cóż jednak z tego, jeśli wcale nie trafiają one do boksów. Na początku zimy nałożono koce na każdą budę - i tyle - niewielkie to ocieplenie... Dlaczego pracownicy nie wkładają ich do środka? Ponieważ wtedy musieliby często je wymieniać. Koce, według ich własnych słów, szybko by zamokły od śniegu i deszczu nanoszonego przez psy, a także od zlewania boksów wodą ze szlaufa i trzeba byłoby je codziennie wymieniać(!) Tego pracownicy sobie nawet nie wyobrażają - "to bez sensu praca" - kwitują. Byłby to dla nich zbyt duży wysiłek - zwłaszcza w zimie - którą spędzają zamknięci w swoim ogrzewanym kantorku. Obawiamy się powtórki sytuacji z ubiegłego roku i lat poprzednich, kiedy na wiosnę niepotrzebne już koce, które po całej zimie zdążyły spleśnieć trafiły do... kontenera na śmieci stojącego obok... Zobaczymy, jak na wiosnę nagle magazyn opustoszeje.
W swoim ostatnim reportażu (i niech to będzie prorocze) Pan Seifert mówi o magazynach zapełnionych kocami i kołdrami przynoszonymi do schroniska przez legniczan, którzy mają nadzieję, że pomagają zwierzakom przetrwać zimę. Niestety musimy Państwa rozczarować... Prawdą jest, że magazyny są zapełnione tymi rzeczami po sufit.... Cóż jednak z tego, jeśli wcale nie trafiają one do boksów. Na początku zimy nałożono koce na każdą budę - i tyle - niewielkie to ocieplenie... Dlaczego pracownicy nie wkładają ich do środka? Ponieważ wtedy musieliby często je wymieniać. Koce, według ich własnych słów, szybko by zamokły od śniegu i deszczu nanoszonego przez psy, a także od zlewania boksów wodą ze szlaufa i trzeba byłoby je codziennie wymieniać(!) Tego pracownicy sobie nawet nie wyobrażają - "to bez sensu praca" - kwitują. Byłby to dla nich zbyt duży wysiłek - zwłaszcza w zimie - którą spędzają zamknięci w swoim ogrzewanym kantorku. Obawiamy się powtórki sytuacji z ubiegłego roku i lat poprzednich, kiedy na wiosnę niepotrzebne już koce, które po całej zimie zdążyły spleśnieć trafiły do... kontenera na śmieci stojącego obok... Zobaczymy, jak na wiosnę nagle magazyn opustoszeje.
Jak zima w schronisku wygląda naprawdę?
Tydzień temu jeden z małych psów leżał przed budą, nie mógł wstać, nie poruszał się, nie mógł wejść do budy, cały się trząsł. Zgłosiłyśmy to pracownikowi, który przez cały dzień nie wyszedł nawet na chwilę ze swojego ogrzewanego pomieszczenia. W odpowiedzi usłyszałyśmy, że "on nie przyjmuje zgłoszeń". Czym więc zajmuje się pracownik, jeśli nie pracą na terenie schroniska, ani nie obsługą klientów?
Dziś, los tego psa jest nieznany - nie ma po nim śladu w schronisku. Czy zamarzł na dworze, czy siedzi w boksach, które są przed nami blokowane zieloną płytą, czy może po naszej prośbie został jednak przeniesiony do izolatki i uratowany?
Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że psiak jakimś cudem przetrwał, chociaż żadnych informacji jak zwykle nie możemy uzyskać... Jeśli żyje, to jaki jest sens odcinać nas od takich informacji? Nie pisałybyśmy o tym i "nie psuły" opinii schronisku, które za wszelką cenę o nią dba. Postępowania tych ludzi chyba nigdy już nie zrozumiemy...
Oto nasz kłębuszek przed tygodniem:
Takie rzeczy zdarzały się już poprzednich zim, kiedy po naszych interwencjach udawało się uratować zamarzające zwierzęta - potrzebne było im jedynie ogrzewane pomieszczenie. Czy to tak dużo, by uratować ich od śmierci?
Oto pies - Leon - którego udało nam kiedyś się uratować. Pies po przebywaniu w ogrzewanym pomieszczeniu, wrócił do boksu i okazał się "cudownym szaleńcem"!
Niestety były i takie przypadki, gdzie pomimo dokładnie tych samych zachowań - pies mimo mrozu nie wchodzi do budy tylko leży przed nią zwinięty w kłębek, nie reaguje na próby wołania i trzęsie się jak w delirium - nic nie robiono i pies po kilku dniach zamarzał. "Takie przypadki się zdarzają - ludzie zamarzają to i psy mogą" Tylko że te psy są pod opieką pracowników zatrudnionych po to, by im pomagali w takich sytuacjach!
Taki sam przypadek, jak ten sprzed tygodnia - pies leżał nieruchomo, nie wchodził do budy - szybko zmarł... Stało się to tak szybko że nie zdążył "wskoczyć" nawet na oficjalną stronę schroniska.
Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że psiak jakimś cudem przetrwał, chociaż żadnych informacji jak zwykle nie możemy uzyskać... Jeśli żyje, to jaki jest sens odcinać nas od takich informacji? Nie pisałybyśmy o tym i "nie psuły" opinii schronisku, które za wszelką cenę o nią dba. Postępowania tych ludzi chyba nigdy już nie zrozumiemy...
Oto nasz kłębuszek przed tygodniem:
Takie rzeczy zdarzały się już poprzednich zim, kiedy po naszych interwencjach udawało się uratować zamarzające zwierzęta - potrzebne było im jedynie ogrzewane pomieszczenie. Czy to tak dużo, by uratować ich od śmierci?
Oto pies - Leon - którego udało nam kiedyś się uratować. Pies po przebywaniu w ogrzewanym pomieszczeniu, wrócił do boksu i okazał się "cudownym szaleńcem"!
Niestety były i takie przypadki, gdzie pomimo dokładnie tych samych zachowań - pies mimo mrozu nie wchodzi do budy tylko leży przed nią zwinięty w kłębek, nie reaguje na próby wołania i trzęsie się jak w delirium - nic nie robiono i pies po kilku dniach zamarzał. "Takie przypadki się zdarzają - ludzie zamarzają to i psy mogą" Tylko że te psy są pod opieką pracowników zatrudnionych po to, by im pomagali w takich sytuacjach!
Taki sam przypadek, jak ten sprzed tygodnia - pies leżał nieruchomo, nie wchodził do budy - szybko zmarł... Stało się to tak szybko że nie zdążył "wskoczyć" nawet na oficjalną stronę schroniska.
Ta malutka suczka trafiła do schroniska w Wigilię - nie przeżyła w tych warunkach nawet do końca kwarantanny...zniknęła po cichu zarówno ze schroniska, jak i z oficjalnej strony schroniska - tak jakby nigdy jej nie było, a przecież byłyśmy świadkami jej przyjmowania. Porzuceni na Święta...
Ciężarna suczka z boksu nr 14 - tak szybko odeszła, że nawet nie udało się jej sfotografować. Najpierw zniknęły jej szczeniaki, które urodziła w zwykłym, nieocieplonym boksie zamiast w izolatce - po prostu nagle przestały kwilić (było minus 10 stopni a w budzie tylko słoma!) - marniała i osowiała po stracie szczeniaków - i za chwilę nie było śladu także po niej...
Tych psów nie znajdziecie już na oficjalnej stronie schroniska.
********************************
********************************
Niektóre psy "znikają" w tzw. hotelu - są to wykafelkowane boksy, podzielone na część zewnętrzną i wewnętrzną, która znajduje się w budynku.
Boks "hotelowy"
To świetny sposób, by sprawić, by niektórych psów po prostu "nie było" - wystarczy zablokować właz od środka, tak by zwierzę nie mogło wyjść na zewnątrz. Dzięki temu nigdy nie wiadomo, czy jest tam jakiś pies, a jeśli tak, to który?
Czemu to służy? Między innymi ukrywaniu przed nami najbardziej schorowanych psów, byśmy nie mogły interweniować, a schroniskowe brudy były cichutko "zamiatane pod dywan". Myślimy także, że w ostatnim czasie zamykanie psów przed ludźmi może służyć przygotowywaniu ich na handel do Niemiec... oczywiście tych rasowych, jak np. york, który jest w schronisku od dwóch tygodni, ale jeszcze nie udało się nam go zobaczyć. Były już w schronisku osoby, które o niego pytały, czego byłyśmy świadkami, jednak pracownik "nabrał wody w usta". Niby jest, ale go nie ma. Za jakiś czas pojawi się on na oficjalnej stronie schroniska w dziale "adoptowane", choć żaden z legniczan odwiedzających schronisko nigdy go nie zobaczył, inaczej dawno poszedłby już do adopcji... Tak "po cichu" można zarezerwować psy do wywózki do Niemiec, żeby uniknąć sytuacji, jak ta opisywana przez nas w listopadzie, kiedy psa wystawionego już na e-bayu i wyszykowanego do wywózki chcieli adoptować "zwykli legniczanie"... Oczywiście nie pozwolono im na to, ale była to na tyle nieprzyjemna sytuacja dla władz schroniska, że teraz wolą nie pokazywać odwiedzającym takich "zarezerwowanych" psów...
Ani adoptować, ani oddać, czyli "kup teraz" legnickiego psa na niemieckim e-bayu...
/media związane z opisywanym przez nas "dziennikarzem" już wtedy odmówiły tym ludziom zajęcia się tą sprawą, mimo tego że była ona kontowersyjna i "doskonale dziennikarska"/
/media związane z opisywanym przez nas "dziennikarzem" już wtedy odmówiły tym ludziom zajęcia się tą sprawą, mimo tego że była ona kontowersyjna i "doskonale dziennikarska"/
**************************
Dzięki takiej zabawie w "kotka i myszkę" - polegającą na ukrywaniu psów w hotelowych boksach za zieloną płytą - zarządzoną przez kierownika schroniska (wydawałoby się dorosłego człowieka) Leszka Boksę - nie wiemy do tej pory, co się stało np. z tym dobermanem - Aresem :
Dwa tygodnie temu ten ekstremalnie wychudzony pies z króciutką sierścią, pozbawiony chroniącej przed zimnem jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej, dosłownie zamarzał żywcem w boksie nr 19 - drżał i błagał o pomoc. Pracownicy przechodzili obojętnie. Po tygodniu już go nie widziałyśmy, dzisiaj także... Według oficjalnej strony schroniska przebywa on w boksie nr 12, jednak to tylko wprowadzanie w błąd - boks nr 12 stoi pusty - nie ma w nim ani psa, ani miski z wodą czy karmą. W porze karmienia pracownicy nawet tam nie wchodzą...
Tego, czy Ares zamarzł, czy jest w izolatce, czy może jest szykowany do transportu do Niemiec, pewnie się nie dowiemy. Pies po prostu zniknął - to jedna z wielu tajemnic tego "najlepszego w Polsce"(?!) schroniska...
*************
Choć reportaż pana Seiferta o doskonale ocieplonych budach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, to na jedno się przydał - psy po miesiącach jedzenia suchej karmy zobaczyły wreszcie gorący posiłek, tj. zupę na kościach z kaszą. Kierownik doskonale zdaje sobie sprawę, że psy tego potrzebują - szczególnie zimą, dlatego kazał nastawić zupę w schroniskowym kotle i przed kamerami powiedział, że "zupa gotowana jest codziennie". Kto to ma sprawdzić? W końcu telewizja czy kontrole są zawsze zapowiedziane... Niestety rzeczywistość w dniach, kiedy schroniska nie odwiedza ani telewizja, ani zorganizowane grupy uczniów zbierających dary rzeczowe dla schroniska (czyli przez większość czasu), wygląda tak:
Panie Seifert, panie Boksa, gdzie jest ta CODZIENNIE gotowana zupa, o której mówiliście?
Propaganda jak za komuny, w końcu władze LPGK wiedzą najlepiej jak TO robić, prawda panie prezesie?
Propaganda jak za komuny, w końcu władze LPGK wiedzą najlepiej jak TO robić, prawda panie prezesie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz