Chcemy relacjonować Państwu na bieżąco co się dzieje w
schronisku podczas naszych cotygodniowych wizyt. W związku z tym rozpoczynamy
cykl pt. „Sprawozdania”, w którym będziemy opisywać aktualną sytuację psów w
legnickim schronisku i dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Traktujemy to jako
przysługującą nam – mieszkańcom tego miasta - kontrolę obywatelską nad
wykonywaniem zadań publicznych przez jego władze, finansowanych z naszych
podatków. Jest to kolejny sposób do zmobilizowania osób odpowiedzialnych za los
przetrzymywanych tam zwierząt do pomocy im, a tym samym do wykonywania swoich obowiązków względem mieszkańców,
którzy powierzyli im takie funkcje. Państwa także zachęcamy do korzystania z
prawa kontroli obywatelskiej władz naszego miasta i zapraszamy do schroniska.
11.05.2013 - sobota
* Trzy boksy w części hotelowej nr 5, 9, 12 miały
zablokowane włazy, tak, że psy w nich przebywające nie mogły wychodzić na zewnątrz, a potencjalni adoptujący nie mogli ich zobaczyć – co jest tym razem do ukrycia?
* Wszystkie budy mają pootwierane dachy – deszcz pada prosto do środka, co powoduje ich trwałe zawilgocenie, apoza tym noce bywają
jeszcze całkiem chłodne…
* Płachta będąca zadaszeniem nad boksami w części hotelowej,
została zdjęta i pracownicy powrócili do swojego zwyczaju zlewania boksów z
góry, dzięki czemu wszystko jest teraz mokre– posadzka, ściany i siatka
stanowiąca sufit. Z każdej strony woda cieknie na psy, które po takich
zabiegach zmuszone są albo przebywać tylko w środku (na powierzchni niecałych 3 m², często po kilka w jednym
boksie), albo być permanentnie mokre i walczyć z utrzymaniem równowagi na
zewnątrz ślizgając się na mokrych kaflach.
* Od kilku tygodni obserwujemy niepokojącą a raczej bezmyślną
praktykę wyprowadzania (jeśli już do tego w ogóle dochodzi) psów na wybieg.
Korzystają z niego przeważnie te same małe psy, które do schroniska trafiły niedawno, kosztem psów dużych i przebywających w nim znacznie dłużej – w większości
pół roku, dla suczki z 37 to rok a dla amstafki z 21 to kilka lat zupełnej
izolacji!!! Chodzi głównie o psy zamknięte 24 godziny na dobę w boksach nr 24, 25, 26, 27, 28, 29, 33, 34, 37 - te z długim stażem - a także o duże psy z boksów 16, 17, 19, 20, 21, 22 i 23. Szczególnie dla tych psów wybieg jest niezbędny
do rozładowania energii i zaspokojenia podstawowej potrzeby życiowej, jaką jest
ruch. Ze względu na swoje rozmiary oraz temperament siedzą w tych boksach pojedynczo,
co powoduje brak jakichkolwiek bodźców zewnętrznych. Gołym okiem widać u tych
psów depresję, wycofują się nawet te, które wcześniej miały nieposkromioną
energię. Patrząc na nie widać
cierpienie, smutek i rezygnację - one zwyczajnie wegetują czekając albo na cud
adopcji, albo na chorobę, zimno czy
głód, które je w tym miejscu w końcu zabije i zakończy ich cierpienie. To
wszystko dzieje się za sprawą ludzi, którzy są zatrudnieni właśnie dzięki psom.
Czy w takim wypadku naturalne nie powinno być dbanie o tych, dzięki którym ma
się pracę? Przecież gdyby nie psy, byłoby bezrobocie albo „zsyłka” w mniej milsze miejsca jakimi dysponuje LPGK.
Określenie : "szacunek do pracy" to w schronisku puste słowo, jednak kiedyś może
się ono pomścić. W końcu w dobie takiego bezrobocia z pewnością znajdzie się
wielu chętnych do pracy w schronisku - na rzecz zwierząt.
* Poniżej widać, że na mycie misek pracownicy także nie znajdują ani czasu ani chęci i wolą odpoczywać w swojej kanciapie. Bardzo często zdarza się, że w soboty po schronisku kreci się tylko jeden pracownik tzw. porządkowy od
czarnej roboty, zaś drugiego pracownika przez cały dzień nie widać na zewnątrz.
Po co więc zatrudniać dwóch na dzień, kiedy pracy jest dla jednego? A i ten
większość czasu przechadza się „pilnując” tych, którzy „nie wiadomo po co”
kręcą się po schronisku.
* W boksach psy podobierane są zupełnie bezmyślnie, czego w tym tygodniu dowodem są aż trzy boksy! Do boksu nr 1, w którym przebywa pies nie tolerujący innych zwierząt, dodano kolejnego psa, który ma już poważnie pogryzione ucho (ciekawe czy zostało chociażby opatrzone przez weterynarza który „nic nie widzi”), a wokół misek i przed wejściem do budy widać ślady krwi.
W boksie nr 2 jest pies z bolącą przednią łapą, na którą nie może stanąć – do tej pory siedział sam i był zdrowy, chodził normalnie, w tym tygodniu dokwaterowano mu aż dwóch młodszych towarzyszy niedoli i momentalnie pies kuleje.
W boksie nr 6 są trzy suczki, w tym jedna bez zębów z opuchniętymi od twardego pokarmu dziąsłami (wszystkie psy w schronisku, bez względu na stan zdrowia dostają to samo jedzenie), która dodatkowo musi walczyć o jedzenie z młodszymi…
Czy ktoś z zatrudnionych w schronisku to widzi? A przede wszystkim czy ktoś tam myśli??? Sześć zatrudnionych na co dzień osób i żadnej z nich nie stać na odruch współczucia i pomocy? Wolontariusze LPGK także nie zwracają na to uwagi, bo ich obecność ma być jedynie gwarancją „współpracy” i kreowania wizerunku idealnego schroniska. Kim trzeba być, żeby takie rzeczy nie poruszały sumienia? Kierownik tego całego zamieszania podpisuje się oczywiście pod taką bezmyślnością, a w wywiadach telewizyjnych umie tylko powtarzać jedno wyuczone na pamięć zdanie : „wszystko u nas w porządku, pieski są szczęśliwe, niczego im nie potrzeba” - słowa nie mające jak widać nic wspólnego z rzeczywistością…
* Największy w
schronie pies z boksu 22, który trafił do niego w marcu czyli dwa miesiące temu,
w stanie zagłodzenia, zawsze ma puste miski – nawet suchy pokarm jest
wyjedzony. Czy w takim wypadku nie powinno dbać się o to, by ten pies nigdy
więcej nie był już głodny i by jego miski były zawsze pełne? Czy jemu też musi
przysługiwać jedna miska jedzenia, tak jak mniejszym
i zdrowszym psom? Ten pies nadal jest wygłodniały i wyjada przez kraty nawet
okruchy które leżą przed boksem! Jest to zupełnie niezrozumiałe i może wynikać
jedynie z ludzkiej niechęci, ponieważ magazyny schroniska od zawsze przepełnione
są suchym pokarmem, który często leży tak długo, że pleśnieje i wyrzuca się go
do śmieci.
Skoro mowa o jedzeniu, to NIGDY odkąd przychodzimy do
schroniska – czyli przez kilka lat w różne dni
tygodnia – nie widziałyśmy, by psy dostawały jedzenie z puszek.
Myślałyśmy, że
problemem jest ich brak, dlatego na każdym kroku apelowałyśmy do ludzi
przynoszących dary właśnie o puszki. Od dłuższego czasu te puszki są i
same widzimy,
że ludzie przywożą je do schroniska. Pytanie brzmi: co się z nimi
dzieje??? Skoro nie dostają ich nawet te psy, które trafiają do
schroniska zagłodzone oraz te, które nie
mogą pogryźć twardego pokarmu?...
************
************
Kolejna sobota spędzona przez nas w schronisku, świadczy o
tym, że w Legnicy nie ma prawdziwego schroniska - które w nazwie ma chronić, opiekować się – a
jest więzienie dla zwierząt, gdzie psy „wtrąca się” do boksu, zamyka 24 godziny
na dobę przez x miesięcy i mimo wygrania walki o wybudowanie wybiegu,
pracownicy wykorzystują go według własnego „widzimisię”, które pozbawione jest
jakiejkolwiek logiki i myślenia. Dzieje się tak nie z braku środków czy możliwość, tylko z lenistwa ludzi tam zatrudnionych! Dla wielu psów „schronisko” to także
piekło, gdzie oprócz zamknięcia i ograniczenia wolności, dodatkowo muszą
walczyć z innymi psami o przetrwanie, zaś ci, którzy bezmyślnie je ze sobą
„dobierają” do wspólnych „celi”, nie biorą za to żadnej odpowiedzialności i bez
wzruszenia przechodzą obok ich krzywdy.
Tak się dzieje, bo pracownicy bez współczucia odbębnią 8 godz i z glowy...wiele na temat legnickiego schroniska się słyszy..tylko jest jedno pytanie..dlaczego nikt nie reaguje??? Na temat puszek to prawda..robiliśmy wiele akcji i tez zawsze apelowalismy o puszki a nie o sucha karmę...ogólnie rzecz biorąc MASAKRA!
OdpowiedzUsuń