Strony

poniedziałek, 7 listopada 2016

Zniechęcają wolontariuszy... 5 listopad w schronisku.


7 lat temu schronisko było miejscem w którym przebywali tylko pracownicy. Osoby, które przychodziły pomóc przy zwierzętach z dobroci serca, były do tego w mniejszy lub większy sposób zniechęcane. Przeważnie ludzie nie mieli siły walczyć z grupą pewnych siebie i aroganckich pracowników, którzy przez lata wyćwiczyli się w swojej taktyce, więc odpuszczali. Dzięki temu obsługa miała schronisko na swoją wyłączność – nikt jej nie patrzył na ręce: jak pracują, czy pracują i czy nie są łamane prawa zwierząt. Wszelkie kontrole - z urzędu miasta czy Powiatowego Lekarza Weterynarii były przeprowadzane teoretycznie, tylko na papierze i przyklepywane podaniem ręki.
W końcu jednak przyszły osoby, które nie dały się zniechęcić żadnymi sposobami. Przez 7 lat promowałyśmy zwierzęta ze schroniska na wiele sposobów, i tak obecnie mamy sytuację zupełnie inną niż ta, którą zastałyśmy – ludzie do schroniska przychodzą codziennie, zarówno potencjalni adoptujący, jak i wolontariusze, a także osoby z rodzinami, którzy wybierają podtrzymanie na duchu bezdomnych zwierząt, niż np. chodzenie po galerii. Niestety, pracownicy z tego stanu nie są zadowoleni, dlatego są okresy, kiedy po względnym spokoju odżywa w nich marzenie o pozbyciu się, a przynajmniej zmniejszeniu ilości osób, którymi trzeba się zająć zamiast spędzić większość dnia niepokojonym w budynku.
I tak, znów jesteśmy zmuszeni przeżywać okres buntu i ustawienia sobie ludzi pod siebie. W dzisiejszym dniu, kolejny raz byłyśmy świadkami, kiedy to wolontariuszom kazano wychodzić z psami na co najmniej godzinne spacery i przed upłynięciem tego czasu nie przyjmowano psów z powrotem(!) Widziałyśmy psa, nie lubiącego przebywać za długo na otwartej przestrzeni, który zapierał się łapami, bo chciał już wrócić do boksu, zaś wolontariuszka musiała zmuszać go do dalszego spaceru, bo pracownik odmówił jego przyjęcia. 
Każdemu nasuwa się pytanie: czemu się tak dzieje i co zyskują pracownicy? bo zwierzęta na pewno tracą. Nie ma tu żadnej głębszej filozofii – pracownikom zwyczajnie nie chce się wymieniać psów i obsługiwać wolontariuszy, zaś na przyszłość chcą maksymalnie zmniejszyć ilość osób kręcących się po schronisku. Czy im się uda zależy tylko od naszej determinacji...
Konsekwencją dzisiejszej sytuacji było to, że dwa psy skorzystały z przydługiego spaceru (jeden na siłę), zamiast czterech psów, z których każdy spacerowałby po 40 minut.
Wolontariusze mieli wolne tylko 1,5 godziny i niestety nie mogli zostać dłużej, by wyprowadzić kolejne psy. Nie był to ich pierwszy spacer z psami i nigdy wcześniej nie było sytuacji, by nie zostali wpuszczeni z psem przed minięciem godziny spaceru, dlatego sami byli mocno zdziwieni. Prowadzi to oczywiście do zniechęcenia. Ludzie przyjeżdżają do schroniska, inwestują w dojazd i chcą, by on się jak najbardziej opłacał. Kiedy zaś zostają tak potraktowani przez pracowników, a mają napięty grafik, zrezygnują z tego pożytecznego  sposobu spędzania czasu i poszukają innego. Kto na tym traci? ZWIERZĘTA, które nie potrafią zawalczyć o swoje prawa. Kto zyskuje? Obsługa wraz z kierownikiem, która ma mniej pracy i nikt nie widzi jak ją wykonuje… Czy w przypadku bezdomnych zwierząt, które całą dobę muszą przebywać w zamkniętym boksie nie liczy się KAŻDY spacer, nawet ten sporadyczny, nawet ten najkrótszy? Dla psa samo opuszczenie boksu i możliwość podniesienia nogi na najbliższe drzewo i załatwienia się na zewnątrz zamiast w miejscu w którym mieszka, to WIELKA rzecz!
Jednak istnieje wyjątek - wolontariuszka współpracująca z  lpgk, działa na zupełnie innych zasadach. Ona często wyprowadza psy po 15-20 min. Jednak w zamian za to, pracownicy mogą liczyć na jej pozytywną opinię w mediach, czy w innych sprawach kwestionujących ich właściwe zachowanie. Jeszcze raz prosimy, by nas z nią nie kojarzyć, mimo tego że dla zmylenia opisuje się na FB jako „grupa niezależnych wolontariuszek”.
Pracownicy powołują się na porozumienie, w którym niby jest zapis, że spacer ma trwać do godziny. ŻADNEGO TAKIEGO ZAPISU NIE MA – link . Może chodzić jedynie o to, by jeden spacer trwał nie dłużej niż godzinę, by nie przetrzymywać za długo jednego psa i dać szansę innym, z czym jak najbardziej się zgadzamy.
Podobnie jest z deklarowaniem się na regularne przychodzenie do schroniska i zakaz wyprowadzania psów spontanicznie. Tego również porozumienie nie zawiera, w związku z czym, odsyłanie takich osób z kwitkiem  jest niezgodne z obowiązującymi przepisami.
Informujemy, że opisane wyżej zasady nie mają ŻADNEGO umocowania prawnego i są jedynie wymysłem obsługi, w celu zniechęcenia jak największej ilości osób do odwiedzania schroniska. Świadczy o tym fakt, że porozumienie obowiązuje od 4 lat, zaś dopiero od niedawna wolontariusze którzy wrócą ze

spaceru przed godziną, nie są przyjmowani przez pracowników.
Gmina Legnica ma obowiązek prawny uświadamiania mieszkańców w kwestii bezdomności zwierząt oraz edukacji w tym kierunku.  Obsługa schroniska dla własnej wygody niweczy te działania. Panie Prezydencie prosimy przyjrzeć się wnikliwie wykonywaniu obowiązków przez spółkę LPGK w schronisku i podjąć odważne działania doprowadzające do wymiany w CAŁOŚCI załogi schroniska, która od lat psuje Panu wizerunek.
Podobnie prosimy zwrócić uwagę na co wydawane są pieniądze zaoszczędzane na zakupie żywności dla zwierząt, ponieważ od długiego czasu schronisko jest zasypywane żywnością darowaną przez ludzi i nie ponosi kosztów w tej kwestii. Za każdym razem, kiedy jesteśmy w schronisku przyjeżdża przynajmniej jeden samochód wypakowany żywnością. Dzisiaj były to dwa samochody w ciągu 3 godzin… Przyjmując, że w jednym tygodniu jest kilka takich dostaw, schronisko nie powinno dokładać 1 grosza do zakupu żywności. Jeśli jest inaczej, jest to co najmniej podejrzane.
W związku z tym, apelujemy do ludzi darujących żywność o upominanie się wpisania swoich darów – przede wszystkim ich ilości, w specjalnym zeszycie, który pracownicy sami z siebie nie udostępniają mimo tego, że powinni to robić. Pozwoli to na udokumentowanie faktycznej wielkości darowanej żywności, i będzie dowodem na to, że schronisko nie musi jej zakupywać.
Podobnie radzimy NIE PRZYWOZIĆ SUCHEJ KARMY, ponieważ są  jej tak duże ilości, że bardzo często pleśnieje zanim zostanie zużyta i jest wyrzucana… Lepiej kupić mniej, ale tak, by wszystko trafiło do zwierząt. Najbardziej przydają się PUSZKI a także makaron, ryż, kasze, płatki zbożowe. Jednak oprócz jedzenia są jeszcze inne ważne potrzeby, których schronisko niestety nie zapewnia – OBROŻE PRZECIWPASOŻYTNICZE. Najtańsze takie obroże kosztują kilka złotych, dlatego szczerze zachęcamy do ich darowania zamiast worka suchej karmy.
Środki finansowe zaoszczędzone na żywności można byłoby przeznaczyć na stały zakup takich obróż, co zmniejszyłoby lub wyeliminowało pasożyty. Jednak w tym miejscu i z tymi ludźmi jakakolwiek nadwyżka zostanie co najwyżej przeznaczona  na zakup kosy spalinowej czy innych narzędzi, nie służących bezpośrednio zwierzętom, a bardziej potrzebnym w utrzymywaniu zewnętrznej fasady schroniska…
Panie Prezydencie prosimy jeszcze za swojej kadencji podjąć działania eliminujące wszystkie niezgodne z prawem praktyki, które jedynie krzywdzą zwierzęta a ludzi dobrej woli zniechęcają do bezinteresownej pomocy. W końcu to Pan jest Prezydentem Miasta i właścicielem schroniska, a nie Prezes LPGK i wszystko idzie na Pana konto.
******
Z bieżących obserwacji:
Świeżo przybyła suczka, miała ciasno zaciśniętą obrożę aż zrobiły jej się pod nią rany, czego nikt nie zauważył... Weterynarza prosimy o interwencję.
Psy, które się nie tolerują  nadal nie są rozdzielone i znajdują się w jednym boksie. Wynikiem niefrasobliwości obsługi są ślady świeżej krwi…
Zapadnięte kafle i stojąca w nich przez cały czas woda albo mocz.
 *******
Nowe psiaki przybyłe w tym tygodniu.
Młody piesek obserwujący z dystansem nową sytuację.
Głośno przeżywająca porzucenie przemiła suczka.
Piękna pręga.

I suczka z raną szyi od za ciasnej obroży.


Bądźmy ich głosem - nie zniechęcajmy się niewłaściwymi ludźmi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz