Strony

niedziela, 30 grudnia 2012

(nie)Rozsądne adopcje c.d.

Nie tak dawno pisałyśmy o problemie psów, które po nieudanej adopcji powracają do schroniska (czasami nawet kilka  razy): 
http://wolontariuszkischroniskolegnica.blogspot.com/2012/12/rozsadne-adopcje.html
Jest to spowodowane nieodpowiedzialnością adoptujących, a także często wzruszającym namawianiem przez niektórych wolontariuszy, którzy wywołują litość posługując się argumentami typu "spójrz jaki to śliczny chłopak/dziewczyna" itp. Niestety, adopcje, co do których ludzie nie są przekonani, a kierują się jedynie litością często kończą się tragicznie dla tych "wybrańców". Bo czy może być coś gorszego niż dostać nowy dom, a potem go stracić? Dlatego apelujemy: nie kierujcie się litością, ale zdrowym rozsądkiem!

Kilka dni temu Straż Miejska odłowiła i przewiozła do schroniska "Aramisa" - psa, który został adoptowany zaledwie 21.11.2012. Niestety wygląda na to, że nikt z personelu schroniska, ani z osób prowadzących jego oficjalną stronę nie zorientował się w sytuacji: Aramis został ponownie zamieszczony na stronie z zupełnie innymi informacjami: podczas jego pierwszego pobytu w schronisku (zaledwie parę miesięcy temu) jego wiek określono bardzo precyzyjnie na 2 lata i 2 miesiące - tym razem dano mu tylko 10 miesięcy... Trzeba być prawdziwym fachowcem, żeby mylić dorosłego psa ze szczeniakiem...


Pierwszy pobyt Aramisa w schronisku


Drugi pobyt Aramisa w schronisku

Takich przypadków w ostatnim roku było coraz więcej. Niestety, ani obsługa schroniska, ani osoby uważające się za najbardziej aktywnych wolontariuszy, którzy z niewiadomych przyczyn nie mogą pogodzić się z naszą formą działalności w schronisku - nic z tym nie robią...
Tymczasem procedura postępowania w takich przypadkach jest bardzo prosta: każdy adoptujący zostawia kierownikowi swoje dane, łącznie z numerem telefonu. Wystarczy więc zadzwonić do właściciela i poinformować go o pobycie jego psa w schronisku. Jeśli pies mu uciekł lub zgubił się, będzie mógł go odebrać. Jeśli natomiast sam wyrzucił go na ulicę, skąd odłowili go strażnicy, wtedy powinien ponieść karę, ponieważ porzucenie psa jest potraktowane w Ustawie o ochronie zwierząt jako znęcanie się nad zwierzętami (Art. 6, p.2.12).

Zamiast jednak reagować na takie przypadki powracania psów do schroniska i kontaktować się z ich właścicielami lub nakładać na nich wysokie kary za porzucanie zaadoptowanych wcześniej zwierząt, pozostający dziś (29.12) na zmianie pracownik wykorzystał chwilową obecność strażnika miejskiego do nastraszenia nas mandatem w wysokości 500 zł! twierdząc, że NASZE przebywanie w schronisku i socjalizowanie psów jest "złośliwym straszeniem lub drażnieniem zwierząt"! czyli czynem z paragrafu 9 art.6, p.2 Ustawy o ochronie zwierząt. Idąc tym tokiem myślenia, każdy odwiedzający schronisko drażni zwierzęta, które ożywiają się na widok człowieka, a niektóre z nich szczekają... Byłby to znacznie lepszy biznes niż kary z wszystkich mandatów nakładanych w naszym mieście przez strażników miejskich! 
Takich zachowań dopuszczają się ludzie, którym nasza obecność w schronisku nie jest na rękę, bo wiedzą, że nadal jest za dużo rzeczy do opisania na tym blogu. Próby  zniechęcenia nas - delikatnie mówiąc - do tego co robimy, można liczyć już w setkach razy...

Kolejnym przejawem "przestępstwa", o które nas oskarżono było zwrócenie pracownikowi uwagi, że w boksie nr 25 (przeznaczonym dla psów) przez kilka godzin wyje z głodu mały kotek, który musiał się tam przybłąkać i skryć. Kiedy zgłosiłyśmy "pracującemu" dziś mężczyźnie, by zareagował na to, czego sam nie raczył podczas swojej 8-godzinnej "pracy" zauważyć, wzruszył jedynie ramionami i odpowiedział - jak przedszkolak - "To nie nasz kot"(!). Dopiero po dalszym "uporczywym drażnieniu"- tym razem chyba pracownika - zdecydował się pójść we wskazane miejsce i zabrać kocię...

Zamiast straszyć nas mandatami, ludzie pracujący w schronisku powinni popatrzeć na siebie i należycie wykonywać pracę, za którą co miesiąc dostają wynagrodzenie. A jeśli mają problem ze zrozumieniem potrzeb przebywających tam zwierząt i uważają taką pracę za "karę", powinni po prostu jak najszybciej ją zmienić! Jeśli jednak nie mają na tyle odwagi, by zrobić ten odważny lecz prawidłowy krok, powinni być co najmniej przeniesieni na wniosek przełożonych do innych  prac w LPGK  - które nie wiążą się z żyjącymi istotami, jakimi są zwierzęta - ponieważ za comiesięczną pensję wystawiają jedynie kompromitującą laurkę całej firmie.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Porzuceni na Święta...

Niestety ludzie pozbywają się niechcianych psów nawet w Wigilię... 
Dziś, kiedy większość z Państwa spędza czas w gronie bliskich osób, w ciepłym domu i przy zastawionym stole, psy ze schroniska siedzą same w swoich zimnych boksach... 

Te dwa malutkie, trzęsące się biedaki zostały przywiezione przez ludzi do schroniska właśnie dziś:(

Komu i dlaczego tak bardzo zawadzały te maluszki, które zadowoliłyby się najmniejszym kątem w domu, że aż musiał porzucić je w schronisku? I to jeszcze w Wigilię - w dniu, w którym ponoć ludzie są lepsi...
......

Ten piesek również dopiero co trafił do schroniska... Chyba trudno o większy obraz "nędzy i rozpaczy". Jest wychudzony, stary, ma zdarty do krwi nosek, guza na głowie... A do tego jest tak słaby, że nie radzi sobie na śliskich kaflach - z trudem utrzymuje równowagę... Według Powiatowego Lekarza Weterynarii te śliskie kafle to "jedyny i najlepszy materiał do wykładania posadzki w boksach", chyba jednak nie widział on nigdy na własne oczy skutków swojego uporu:

.........
A pięknie ubrana choinka sobie stoi, świeci i przypomina o czasie w którym ludzie powinni być "lepsi" niż w całym roku... 


Tak ludzie, którzy dziś życzą sobie "zdrowia, szczęścia i pomyślności" pozbywają się swoich problemów, by nie zawracać sobie nimi głowy w te "najpiękniejsze ze wszystkich świąt"...

niedziela, 16 grudnia 2012

"Kółko wzajemnej adoracji"

???

Jak to możliwe, że organizacje prozwierzęce, takie jak TOZ Jawor, nie dostrzegają żadnych problemów w funkcjonowaniu schroniska, a ich przedstawiciele podają ręce Pani Wiceprezydent i prezesowi LPGK, z którymi są w najlepszej komitywie? I dlaczego nie wykorzystują oni tych kontaktów dla poprawy bytu zwierząt?

Dlaczego niektórzy wolontariusze bronią kierownika schroniska mówiąc, że robi on wszystko, co w jego mocy dla dobra zwierząt?

Dlaczego lokalne media nie piszą o niepewnym i nieznanym losie legnickich psów wywożonych przez handlarzy do Hannoveru, przed którymi przestrzegają nas sami Niemicy? A zamiast tego rozpisują się o wyimaginowanym konflikcie między wolontariuszami? 
Dlaczego te same media świadomie zakłamują rzeczywistość pisząc, że "wybieg w schronisku powstawał od 5 marca"? Choć wszyscy wiemy, że od marca do początku listopada (kiedy to zarządca schroniska został zobowiązany do zapewnienia wybiegu przez Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii) nic się w tym temacie nie działo, a sama budowa trwała 3 tygodnie, a nie 8 miesięcy jak zapewniają dziennikarze!

Dlaczego Powiatowy Lekarz Weterynarii przez 8 lat nie uruchamia procedur mających na celu budowę wybiegu, co należy do jego obowiązków? A na otwarciu mówi, że "budowa wybiegu to norma i dostosowanie do aktualnie obowiązujących przepisów"? Skoro zależało to od jego decyzji administracyjnej, to dlaczego nie wydał jej od 2004 roku, od kiedy to istnieje takie Rozporządzenie?

Takie pytania trafiają do nas czasami drogą mailową, ale same również je sobie zadajemy.

Wygląda na to, że wszystkie te osoby są ze sobą związane, a ich współpraca świetnie się układa, dlatego tak łatwo jest im stawać nawzajem w swojej obronie przeciwko garstce niezrzeszonych ludzi, którym nie zależy na stanowiskach, zaszczytach i pieniądzach, a jedynie na dobru zwierząt. Ta bezinteresowność po prostu nie mieści się im w głowach!

Jak to wszystko funkcjonuje? 

Zależności urzędowe.

Wszystkim wiadomo, że podmioty które zostały powołane przez prawo do wzajemnej kontroli swoich działań - Urząd Miasta, LPGK jako spółka miasta, Powiatowy Lekarz Weterynarii - w rzeczywistości się wspierają i kryją wszelkie istniejące zaniedbania, by mieć czysto w papierach i "święty spokój". Kontrole te odbywają się tylko na papierze, o czym przekonałyśmy się u Powiatowego Lekarza Weterynarii, którego pracownik upoważniony m.in. do oceny stanu boksów i bud, nie wyobrażał sobie jak można skontrolować budy w środku(?) -"mam do nich wejść?!" - w rzeczywistości wszystkie budy w boksach otwierają się od góry i łatwo ocenić ich stan wewnątrz, jednak żeby to wiedzieć, trzeba tam przynajmniej  raz być... 

Urząd Miasta a LPGK - Dyrektorem Wydziału Infrastruktury Komunalnej odpowiedzialnej za kontrolę spółki LPGK w zakresie funkcjonowania schroniska jest Ludmiła Kubicka-Sopel -jednocześnie przewodnicząca Rady Nadzorczej tej spółki. Czy połączenie tych dwóch funkcji w jednej osobie może zaowocować rzetelną kontrolą? Wygląda na to, że pani Sopel miałaby kontrolować samą siebie...
LPGK a Urząd Miasta - Prezes LPGK Józef Wasinkiewicz jest w tak dobrej komitywie z panią wiceprezydent Jadwigą Zienkiewicz, której podlega wspomniany Wydział Infrastruktury Komunalnej, że często przyjmuje swoich interesantów w jej gabinecie w Ratuszu(!). Czy świadczy to o jakimkolwiek służbowym stosunku zależności miejskiej spółki od UM, czy raczej o prywatnej zażyłości urzędników i prezesa spółki?
Z kolei Powiatowy Lekarz Weterynarii wydaje na papierze dobre opinie ze swoich "kontroli", w zamian za co ma spokojną pracę na peryferiach Legnicy, gdzie w okresie letnim może bez przeszkód wygrzewać się na ławeczce paląc papierosy, a na koniec miesiąca dostawać za to wynagrodzenie.

Zależności z organizacjami prozwierzęcymi.

Wszystkie wspomniane podmioty w żaden sposób nie kontrolują, a wręcz przyzwalają na wywozy psów do Niemiec, które nadal odbywają się bez żadnych przeszkód. Co dostają w zamian? - zawsze pozytywną opinię TOZ Jawor na temat funkcjonowania schroniska oraz polityki miasta wobec problemu bezdomności zwierząt. Dlaczego Toz Jawor? bo jest to jednocześnie koło TOZ, które  aktywnie uczestniczy w tych kontrowersyjnych wywózkach i sprzedaje psy niemieckiej firmie handlującej nimi dalej na terenie Niemiec, przed którą ostrzegają zarówno polskie jak i niemieckie organizacje prozwierzęce.  Jest to więc transakcja wiązana - wszyscy mają czyste papiery i dobrą opinię w "działalności" za którą są służbowo odpowiedzialni a niektórzy dodatkowo na tym zarabiają... Dodać należy że Urząd Miasta posługując się opinią jaworskiego TOZ-u, nigdy nie zaznacza faktu, że jest to opinia tylko koła w Jaworze, a uogólnia ją jako opinię całej tej organizacji - w Legnicy funkcjonuje oddział TOZ a w okolicy TOZ w Lubinie i Złotoryi ..... ale nasze miasto wybrało sobie akurat koło w Jaworze... bo na nie zawsze może liczyć.
O tym, jak ścisła jest to współpraca może świadczyć chociażby zaangażowanie w budowę wybiegu w schronisku firmy należącej do jednej z osób będącej członkiem TOZ Jawor, która bierze czynny udział w organizowaniu transportów do Niemiec. 
Tylko dlaczego koszt ogrodzenia działki 20x50m wyniósł aż 25 000 zł skoro wszelkie materiały budowlane były przekazane nieodpłatnie? Przypominamy tylko, że złożony przez nas rok temu na ręce Pani Wiceprezydent projekt budowy o podobnych wymiarach wyceniony został przez niezależną firmę na 15 000 zł, z czego 5 000 zł miałyśmy już zapewnione od sponsora. Niestety Urząd Miasta nie chciał współpracować z niezależnymi wolontariuszami. Wybieg powstałby szybciej i znacznie taniej, ale pominięty TOZ Jawor mógłby nie wystawić kolejnej laurki urzędnikom...

Zależności na poziomie samego schroniska.

Kierownik schroniska przyzwala na wywózki psów do Niemiec, nie sprawdzając celowości tego procederu ponieważ dzięki temu, że jest duża rotacja psów w schronisku, ma opinię osoby gospodarnej i zaangażowanej w swoją pracę. Generalnie, taka sama rotacja była za czasów masowego usypiania psów w legnickim schronisku, co zakończyło się sprawą sądową i wymianą kierownictwa schroniska. Teraz jednak też nie ma się z czego cieszyć, bo jak informuje Fundacja EMIR istnieje duże prawdopodobieństwo, że część psów wywożonych do Niemiec, przez osobę z którą współpracuje nasze schronisko może trafiać w ręce osób, które je krzywdzą np. organizatorów psich walk czy jako żywe jedzenie dla hodowanych drapieżników, jak również do badań medycznych i na handel skórami...
Nie bez profitów z tej działalności pozostaje także zatrudniony w schronisku lekarz weterynarii Jacek Filipowski, który w zamian za swoją lojalność w stosunku do kierownictwa wypisuje paszporty dla psów jadących do Niemiec i je czipuje, co zapewnia mu stały dochód (wypisanie paszportu - 50 zł za psa, a zaczipowanie 70 zł - przeważnie jedzie 8 psów co trzy tygodnie, więc daje to niezłą sumkę).

A media?

W schronisku działają niezależnie różne grupy wolontariuszy. Według nas "konkurencja" na polu "kto lepiej i więcej pomaga" jest zawsze zdrowa i pożądana! Od nadmiaru pomocy jeszcze nikt nie umarł! Dlatego też zawsze zapraszamy do schroniska kolejnych chętnych i nigdy nie wchodzimy im w drogę. Niestety dokładnie w momencie, kiedy zdecydowałyśmy się w pełni naświetlić problem niemieckich "adopcji" i powiedzieć wszystko co wiemy na ten temat, legnickie media postanowiły przykryć go inną "sensacją", czyli rzekomą "wojną" między wolontariuszami. Nie mogłyśmy wprost w to uwierzyć, że wobec mnogości innych, obiektywnie istniejących problemów, ktoś może zdecydować się na publikowanie artykułu o tym, że "jedna wolontariuszka nie lubi innych". Jaki był tego cel? Co miał wnieść ten artykuł do życia legniczan? Oficjalnie pozostaje to zagadką. Jednak w tej kwestii zależności można się domyślić...

******************

Całe to towarzystwo wzajemnej adoracji trzyma się mocno - wszyscy zjawili się na otwarciu wybiegu. W błyskach fleszy i przy włączonych kamerach lokalnych mediów podali sobie ręce ludzie, którzy przez lata robili wszystko by wybieg ten nigdy nie powstał.

Wszyscy ci urzędnicy, prezesi, organizacje prozwierzęce oraz dziennikarze noszą głowy zbyt wysoko by dostrzec rzeczy tak przyziemne jak góry odchodów wymieszane z kośćmi i robakami zatruwającymi psy, które zalegają tuż przy boksach... 

  

Jest to temat zbyt błahy i śmierdzący, żeby to szacowne towarzystwo mogło go dostrzec, bo przecież cierpieć mogą na tym "tylko psy", a one głosu nie mają, także tego wyborczego, więc po co o nie dbać? 

***********************


Mamy nadzieję że choć w części znalazłyśmy odpowiedź na pytanie: czemu w Legnicy wszystko w oficjalnych papierach jest OK a tylko przeczuleni - czytaj: niezależni - obrońcy zwierząt widzą to inaczej. 

Nie dajmy się zwieść urzędniczemu bełkotowi, drążmy sprawy do końca, bo już za długo oficjele naszego miasta czują się bezkarni i kryci z każdej strony, dlatego wszystko "zamiatają pod dywan"...

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozsądne adopcje

W ciągu roku działalności bloga udało nam się zainteresować legnickim Schroniskiem wielu czytelników, co zaowocowało podchwyceniem tematu również przez lokalne media. Co prawda cele jakie przyświecały niektórym dziennikarzom nie były zawsze związane z pomocą zwierzętom (o czym szerzej już niedługo), niemniej jednak Schronisko stało się "popularne" - z pewnością jeszcze nigdy problem ten nie pojawiał się w prasie i telewizji tak często, jak przez ostatni rok. Dzięki temu więcej legniczan zyskało świadomość istnienia tego miejsca i cierpienia porzuconych zwierząt. 

Część z naszych czytelników chciała zacząć realnie pomagać przebywającym w nim psom, jednak nie wszyscy mieli możliwość wyprowadzania ich na spacer - głównie ze względu na godziny otwarcia (w soboty tylko do 15, a w niedziele nieczynne). Jednocześnie zauważyli oni, że oficjalna strona schroniska nie działa już tak, jak na początku swojego istnienia. Obecnie opisy psów są tam  bardzo skrótowe, a często po prostu tworzone na zasadzie "kopiuj - wklej" i powtarzaniu kilku utartych formułek. Istnienie tej strony  skierowane jest teraz przede wszystkim na sprzedawanie psów do Niemiec. W związku z tym, powstało wrażenie, że trzeba zrobić znacznie więcej dla popularyzacji adopcji psów wśród samych legniczan.  Zarówno nam, jak i naszym czytelnikom, zależy na tym, żeby w niedalekiej przyszłości kroki każdego miłośnika zwierząt w naszym mieście zwracały się zawsze w pierwszej kolejności w kierunku Schroniska, a nie giełdy (co jest zresztą nielegalne) czy hodowli - jest zbyt wiele porzuconych zwierząt, żeby kupować je gdzieś indziej. 

Dlatego też zdecydowałyśmy się na utworzenie zupełnie nowego portalu adopcyjnego zwierząt z legnickiego schroniska, a jego prowadzenie przekazujemy dziś naszym Sympatykom. 




Celem, jaki stawiają sobie prowadzącego go osoby w 2013 roku jest sprawienie, by portal ten przyczynił się do zwiększenia świadomości społecznej dotyczącej adopcji bezdomnych zwierząt w Legnicy, czego z całej serca im życzymy!

środa, 5 grudnia 2012

Perełka szuka dobrego domu! PILNIE

Ta piękna i młoda suczka (ok. 1 roku) od jakiegoś czasu błąkała się w okolicach Galerii Gwiezdnej. Przemarznięta  i wystraszona wyjadała jedzenie ze śmietników. Jednak kiedy dostała cieczkę, dobrzy ludzie zgodzili się nią zaopiekować. Przebywa obecnie w domu tymczasowym - bardzo tymczasowym! - dlatego PILNIE poszukujemy dla niej odpowiedzialnego właściciela. 
"Perełka" jest bardzo towarzyska, radosna i kocha dzieci. Jest pozytywnie nastawiona na kontakt z człowiekiem - bez przerwy macha ogonkiem, tuli się i chce być głaskana. Uwielbia się bawić i przytulać, ale nie jest przy tym niegrzeczna - nie brudzi w mieszkaniu, nie niszczy mebli i potrafi grzecznie spać zwinięta w kłębuszek u stóp "swojego" człowieka. Nie jest wymagająca - prosi jedynie o odrobinę miłości. 

Ponieważ "Perełka" jest tak sympatyczną i piękną suczką, która zawładnęła już naszymi sercami, postanowiłyśmy ufundować jej sterylizację.

"Perełka" jest drobniutką suczką (ok. 8 kg), wzrostu do kolan. Ma gładką i miłą w dotyku sierść,  piękny brązowy nosek, oklapnięte uszka, biały krawat i białe skarpetki.

Jeśli możesz podarować temu pięknemu i mądremu pieskowi nowy dom KONIECZNIE skontaktuj się z nami: