Post z 4 grudnia:
Staruszek w legnickim schronisku cierpiący na dysplazję łap i stawów....czy znajdzie jeszcze jakiś dom? czy będzie musiał umrzeć na śliskich kafelkach za kratami?...tak ludzie "kochają" zwierzęta wyrzucając je na starość jak niepotrzebny i zepsuty przedmiot który się zużył i nie ma już z niego pożytku... czy znajdzie się ktoś, kto uratuje tego psa i zapewni mu spokojną starość na niedługie już życie?... czy wszyscy jesteśmy potworami?...
Niestety po raz kolejny okazaliśmy się potworami jako ludzie - biedny, stary, schorowany pies,
który po wysłużeniu ludziom całego swojego życia na starość został wyrzucony i trafił do
schroniska, zakończył w tym wiezieniu swój żywot...już nie czuje, już nie płacze, już nie cierpi
robiąc każdy krok...już jest WOLNY i na pewno nie tęskni za życiem!
Jest to kolejny dowód na to że człowiek jest największą bestią na tym świecie i to on powinien trafiać do zimnych, wilgotnych boksów - często zamkniętych na
kłódkę - i w takich warunkach zakończyć swoje życie...
Dla wielu psów z tego schroniska był to ostatni i bolesny przystanek...
....one już nie cierpią.....:(
Lucek, odszedł w strasznych mękach 30.06.2012 na parwowirozę. W sobotę od rana pies na zmianę wypijał dosłownie dziesiątki litrów wody (w ostatnich godzinach był obstawiony kilkoma miskami i garnkami z wodą, nie niektórych leżał) i wymiotował masami kałowymi. Jego przewód pokarmowy płonął. Przez kilka godzin nie mogłyśmy się doprosić schroniskowego weterynarza. W końcu po kilkunastu telefonach przyjechał ok. godz. 14 i ulżył jego cierpieniom podając mu ostatni zastrzyk...
Fela cierpiała tak jak Lucek. Do niej weterynarz już nie zaszedł... Sama wyzionęła ducha na drugi dzień (01.07.12)
Lucek, odszedł w strasznych mękach 30.06.2012 na parwowirozę. W sobotę od rana pies na zmianę wypijał dosłownie dziesiątki litrów wody (w ostatnich godzinach był obstawiony kilkoma miskami i garnkami z wodą, nie niektórych leżał) i wymiotował masami kałowymi. Jego przewód pokarmowy płonął. Przez kilka godzin nie mogłyśmy się doprosić schroniskowego weterynarza. W końcu po kilkunastu telefonach przyjechał ok. godz. 14 i ulżył jego cierpieniom podając mu ostatni zastrzyk...
Fela cierpiała tak jak Lucek. Do niej weterynarz już nie zaszedł... Sama wyzionęła ducha na drugi dzień (01.07.12)
CEZAR - trafił do schroniska zdrowy, zachorował - chudł w oczach, niestety nie przeżył w tych warunkach...
BACON - trafił po łapance, nie zdażył się nawet "zaaklimatyzować"
KLUSECZKA - radosna suczka, kochająca zabawy, przebywała długi czas w schronisku, była zdrowa. Po jakimś czasie wolontariuszka zauważyła u niej ropomacicze - było już za późno... Przed śmiercią przecierpiała jeszcze kilkakrotne ściąganie wody z brzucha strzykawką(?)....
ARON - podobie jak Cezar zdychał na zimnych kafelkach...
FRIKA - była zdrowa i wesoła, przebywała w schronisku długo (4 lata -ZA DŁUGO) - zachorowała, nie wiedziałyśmy co jej może być, ale strasznie sie męczyła - nie mogła jeść, wymiotowała śliną, stękała, jęczała - trwało to kilka miesięcy - schroniskowy weterynarz rozkładał jak zwykle ręce...
HUGO - po trzech tygodniach od przyjęcia ten zdrowy i niestary pies oddał swój żywot - nie wiemy do tej pory co się stało...
KOSMO - padł w trakcie kwarantanny - stres?
DONALD - taki fajny, wesoły i młody psiak! W pierwszą sobotę - cieszył się i łasił do rąk - zupełnie nie było widać po nim żadnej choroby! W kolejną sobotę pies był w agoni - osowiały leżał przy kracie, ślina leciała mu się z pyska, był półprzytomny i niereagował na nic... - w niedzielę padł...:((((
DENIS - trafił do schroniska z łapanki - cały się trząsł i drżał, leżał w jednym kącie i nie mógł się ruszyć, jednak na wołanie patrzył przepraszającym wzrokiem, tak jaby się nieśmiało uśmiechał...niestety nie przetrwał NAWET jednego tygodnia, kolejny zdrowy i młody pies któremu pękło serduszko w miejscu, które miało go chronić.....
to straszne,moze im ktos pomaga
OdpowiedzUsuń