Strony

niedziela, 23 lutego 2014

Ostatnia sobota lutego w schronisku

Tydzień temu pisałyśmy o malutkiej, ale starszej już suczce, która została wyrzucona przez właściciela i trafiła do schroniska w zaawansowanej ciąży. Jej brzuch był już wtedy ogromny i wydawało się, że w każdej chwili może urodzić. Tymczasem minęło siedem dni, a suczka jeszcze bardziej "urosła"! Teraz porusza się z wielkim trudem. Czeka ją bardzo ciężki poród - bez pomocy ze strony weterynarza, ta kruszynka go nie przeżyje! Suczka zapłaci za nieodpowiedzialność ludzi niewyobrażalnym bólem a być może i śmiercią...
Panie Filipowski, apelujemy o specjalną troskę w stosunku do niej a nawet przewiezienie jej do gabinetu i ulżenie w tym niewyobrażalnym cierpieniu!

***
Chciałybyśmy także powrócić do sprawy chorego (prawdopodobnie także zarobaczonego) psa, o którym również pisałyśmy tydzień temu. Niestety najwidoczniej nie jest leczony, albo leczony nieodpowiednio, gdyż jego objawy nie ustąpiły. Dziś był już tak słaby, że cały czas drżał i siedział osowiały w kącie. Na pierwszy rzut oka widać było, że bardzo cierpi i co chwilę popiskiwał. Psy mają znacznie wyższy próg odczuwania bólu, jeśli więc widać po nim że cierpi, znaczy to, że jest to już ból niewyobrażalny. Pies z pewnością jest już skrajnie odwodniony i głodny, bo nadal zwraca cokolwiek zje. W normalnych warunkach każdy weterynarz zaleciłby kroplówkę, chociażby dla wzmocnienia psa i zastosował poważne leczenie i środki przeciwbólowe, jednak w tym miejscu każdy pies - bardziej lub mniej chory, leczony jest podobnie...
***
Dzisiaj zastałyśmy najbardziej żywiołowego psa w schronisku - Nico - z kontuzjowaną łapką. Pies zawsze skakał po ścianach, wchodził na budę i biegał wokół boksu by rozładować swoją niespożytą energię. 
Jego tylna łapa ma uraz wewnętrzny - jest bardzo opuchnięta i boli, ponieważ pies nie może na nią stawać. Niestety najprawdopodobniej nie jest leczona. Być może należałoby ją usztywnić? Mamy nadzieję, że to zwichnięcie a nie złamanie. Tak czy siak, zwierzęta w schronisku nie są całkiem bezpieczne i tak jak wcześniej pisałyśmy,  psy często trafiają do schroniska zdrowe, a poprzez złą opiekę i nieodpowiednie warunki takie jak: permanentna wilgoć w boksach czy śliskie kafle - nabawiają się trwałych chorób i urazów, co często uniemożliwia ich szanse na adopcje a jeśli szczęśliwie do niej dojdzie, to są adoptowane  już jako nie w pełni sprawne. A przecież trafiają do schroniska m.in po to, by na wolności - bez swojego opiekuna, nie stała im się krzywda....
Panie Filipowski zajmie się pan kontuzją Nico, czy według pana powinien sam się z tego wylizać i kuleć przez resztę życia?
Szkoda tak żywiołowego psa skazywać na mniej sprawne niż dotąd życie...


Na przykładzie tych trzech psów można wyciągnąć wniosek, że pod względem opieki w legnickim schronisku nie dzieje się dobrze. Być może pan Filipowski jest na urlopie, i nikt go nie zastępuje?... Niestety kierownik Boksa przyzwala na takie sytuacje w placówce, która mu podlega i za którą jest odpowiedzialny. Mamy nadzieję, że nadejdzie w końcu czas rozliczenia tych zaniedbań i ukarania winnych takiego stanu - będziemy pierwszymi świadkami oskarżenia!
***
W tym roku wyjątkowo wcześnie nadeszła wiosna, niestety nie wszystkie psy mogą cieszyć się ciepłem promieni słonecznych... Połowa boksów zwróconych na północ, jest zawsze zacieniona. Są zawilgocone i zimne. Przebywające w nich stale psy nigdy nie odczuwają wiosny i nie mogą wygrzać schorowanych kości:

Należy do nich "Dziadzio", który już drugą zimę nie ogląda słońca i podczas gdy spacerujący po schronisku ludzie mogą stwierdzić, że jest ciepło - on trzęsie się w wilgotnym, zapleśniałym boksie, do którego nigdy nie docierają promienie słoneczne. Pies zajmuje ten sam boks odkąd trafił do schroniska, czyli od 16 miesięcy!!!! Wygrzanie kości na słońcu jest dla niego przez tyle czasu nieosiągalne. Tak niewiele potrzeba, by ulżyć psom, niestety w legnickim schronisku każda czynność jest tak skomplikowana dla pracownika, że lepiej o niej nawet nie myśleć. A "Dziadzio" dalej nie czuje słońca...

Najlepszym rozwiązaniem byłaby rotacja - wymienianie psów z zacienionych boksów na te, do których dochodzi słońce. Niestety w schronisku nikt o tym nie pomyśli i psy, które już trafią do zimnych klatek raczej z nich nie wychodzą - w dodatku są duże i bardzo rzadko zostają adoptowane, dlatego rzeczywistość jaka ich dotyka nie jest wesoła...
***
Wiele psów które trafiają do schroniska jest mocno zestresowana i sparaliżowana strachem.
Dzisiaj była to piękna suczka - Luna (prawdziwe imię), która zupełnie nie reagowała na bodźce zewnętrzne siedząc wciśnięta w kącie boksu.
Podobnie piesek w boksie hotelowym, który był tak bardzo przerażony, że bał się wszystkiego, nawet dotyku przed którym odskakiwał jak oparzony. Całe szczęście po dłuższym zainteresowaniu, troszkę przemógł swój strach i pozwolił się delikatnie głaskać.

Psy reagują tak na nowe warunki i nowe zasady, w których muszą się odnaleźć. Dodając do tego stres związany z ich załapaniem i przewiezieniem do schroniska, zachowanie bardziej wrażliwych psów jest zupełnie uzasadnione. Nie zdajemy sobie sprawy, że samo załatwienie się psa w miejscu w którym przebywa - je czy śpi - to niewyobrażalna męka, która wcześniej związana była z karą od właściciela. W związku z czym, zanim się do tego przyzwyczają, przeżywają duży stres i kiedy się już przemogą (bo nie mogą dłużej wytrzymać) uciekają do budy ze strachu przed konsekwencjami. Wydaje się, że to zwierzęta, więc dla nich przestrzeganie zasad nie jest ważne. Niestety, psy nauczone wcześniej czystości i innych cywilizowanych zachowań muszą się tutaj ich pozbyć, co naraża je na stres. Najgorzej, że nie można im tej tymczasowej sytuacji wytłumaczyć i kiedy zostają adoptowane, często ludzie oddają je z powrotem m.in. z powodu załatwiania się w domu. Jak pies ma sie w tym wszystkim odnaleźć? Pomyślmy o tym przed adopcją, wiedząc, że to nie jest wina zwierzaka, tylko warunków w jakich przyszło mu żyć. Pies nie rozróżnia zasad funkcjonowania w domu a tych w jakich musi żyć w schronisku.

Obecnie w schronisku przebywają jeszcze dwie suczki, które mimo, że są w nim już  jakiś czas, nadal nie potrafią zaakceptować porzucenia i odnaleźć się w nowych warunkach. Siedzą w boksach i nic nie jest w stanie ich zainteresować, bo cały czas rozpaczają nad swoim losem. Panicznie próbują zainteresować sobą jakiegokolwiek przechodzącego człowieka, tylko po to, by ich stąd uwolnił. Podczas głaskania prawie przeciskają się przez kraty, by zostać przytulonym i zabranym do domu. Takie przypadki strasznie nas przybijają, dlatego w pierwszej kolejności  prosimy ludzi chcących pomóc, o adoptowanie właśnie takich psów.

"Rita" - boks 12

 "Zara" - boks 1

******
Niestety, higiena nadal nie jest mocną stroną legnickiego schroniska. Boksy czyszczone są rzadko, miski z karmą ustawiane byle jak, np. tuż przy wylocie kanału ściekowego, a efekt jest taki, że karma miesza się z moczem:

 
Jednak dla pracowników to "tylko psy", więc zjedzą wszystko, a jeśli nie, znaczy, że nie są głodne...

 *****
 Jest też pozytywny akcent tego dnia:  po raz pierwszy od lat zaobserwowałyśmy w jednym z boksów mokrą karmę z puszki! 

 *****
Na koniec słodziak, który wzbudzał największy zachwyt ludzi odwiedzających schronisko. Niestety, i takie piękne szczeniaki zostają porzucane...
Życzymy mu odpowiedzialnego opiekuna, który nie tylko się nim zachwyci ale da mu dom na zawsze wiedząc, że i on kiedyś dorośnie i nie będzie już takim pluszakiem jak teraz.



niedziela, 16 lutego 2014

Sobota 15 lutego w schronisku

W ostatnim tygodniu pojawiało się w schronisku dużo nowych psów. Część z nich pochodzi z oddalonych od Legnicy gmin, z którymi schronisko podpisało intratne umowy na przyjmowanie zwierząt od tamtejszych hycli. Nie służy to mieszkańcom naszego miasta, którzy mają ogromne problemy, kiedy z różnych życiowych przyczyn muszą oddać pupila do schroniska. A przecież jest to znacznie lepsze rozwiązanie (jeśli już naprawdę jesteśmy do tego zmuszeni) niż porzucenie psa na ulicy czy w lesie. 
Jednym z nowych psiaków jest młodziak z nietypowym umaszczeniem, który strasznie rozpacza z powodu zamknięcia w klatce i izolacji. Piesek trafił do schroniska z bardzo zaniedbaną skórą (pewnie z powodu pasożytów). Jego uszy i grzbiet są rozdrapane i wyłysiałe:

Potrzebuje on pilnego odpchlenia, tylko czy ktoś w schronisku o tym pomyśli? Zresztą nie tylko on - z powodu łagodnej zimy, a wręcz wiosny, psy zaczynają się intensywnie drapać przez kleszcze i pchły, które mają się świetnie w tych temperaturach. W związku z tym, kierownictwo powinno zakupić obroże przeciwpchelne z pieniędzy przeznaczanych miesięcznie na schronisko - w końcu jedzenie w nadwyżce zapewniają ludzie w swoich darach, więc zostaje duża pula do rozdysponowania na takie problemy.
***
Do nowych mieszkańców  schroniska należy też malutka i starsza sunia, porzucona przez właściciela w mocno zaawansowanej ciąży:

Najpierw została ona nie dopilnowana przez ludzi - co zaowocowało bezmyślnym dopuszczeniem, a w konsekwencji porzucona... Tak cierpią zwierzęta za błędy swoich właścicieli. Nie byłoby takich przypadków, gdyby ludzie mieli świadomość sterylizowania zwierząt i nie dopuszczania do bezdomności kolejnych psów. Niestety taka skrajna nieodpowiedzialność zdarza się zbyt często, a dzieje się tak z powodu braku stosowania prawa i nie karania ludzi za takie działania. Czują się oni bezkarni i nadal krzywdzą zwierzęta bez żadnych konsekwencji.
Póki trwa kwarantanna, zawsze mamy nadzieję, że to tylko pomyłka i właściciel zgłosi się po psa. Najczęściej niestety tak się nie dzieje...
***
Pozytywnym zjawiskiem, jakie obserwujemy już od kilku tygodni jest coraz większa liczba osób, które odwiedzają schronisko z zamiarem adopcji. W tę sobotę dom znalazła Lana - spokojna suczka w typie labradora, która trafiła do dobrej rodziny:

Niestety, przy okazji adopcji zaobserwowałyśmy też bardzo dziwną sytuację. Dwie panie po dłuższym namyśle (były w schronisku dwa razy) zdecydowały się dać nowy dom zabiedzonej suczce w typie amstaffa:

Pracownik, który miał w tym tygodniu dyżur nie wyraził jednak zgody na adopcję! Podobno suczka jest agresywna, w związku z czym odmówiono adopcji. Czy oznacza to, że ma ona resztę życia spędzić w schronisku ???! Tym bardziej że jest to bzdura jakich mało - opis suczki - Aira . Jej boks nie jest w żaden sposób oznakowany, żeby pracownik mógł powoływać się na taki argument, zaoszczędzając ludziom czasu na zastanawianiem się nad adopcją właśnie tej suczki i rozczarowania po nastawieniu się nad zabraniem jej do domu. Co więcej, na oficjalnej stronie schroniska, prowadzonej przez wolontariuszy LPGK, suczka jest również przedstawiana jako łagodna i jak najbardziej poszukująca domu! Zresztą obserwacja jej zachowania wskazuje na to, że tak właśnie jest... Coś tu się najwyraźniej nie zgadza... Czyżby pracownik (wbrew regulaminowi) nie chciał wydać psa, ponieważ został zarezerwowany? Przecież jest to niedozwolone w legnickim schronisku - adopcja psów odbywa się na zasadzie : kto pierwszy, ten lepszy, dlaczego więc w tym wypadku było inaczej? Być może szykuje się kolejny transport do Niemiec, które ostatnio są coraz skrzętniej ukrywane. Jak by się jednak nie starano, nie da się ukryć tych wywózek, tylko dlaczego muszą odbywać się one z łamaniem prawa?
W całej tej sprawie dziwi też fakt, że dotychczas amstaffy były wydawane przez pracowników i kierownika bez mrugnięcia okiem dosłownie każdemu, bez żadnej weryfikacji - często młodym ludziom nie wyglądającym na miłośników zwierząt (ani ludzi). Doprowadzało to do sytuacji, w których musiałyśmy później interweniować, kiedy zgłaszano nam zastraszanie ludzi i zwierząt przez amstafy, które były adoptowane ze schroniska. Sygnalizowałyśmy takie przypadki kierownikowi, niestety jak zwykle nie wykazał tym najmniejszego zainteresowania i nie zmienił zasad wydawania takich psów. Dzisiaj zabroniono adopcji dwóm kobietom...   
???

***
Ponieważ w tę sobotę  odpuszczono sobie sprzątanie boksów , w każdym z nich zalegały odchody, dzięki czemu łatwo było dostrzec jak dużo psów w schronisku ma problemy z trawieniem. W niektórych boksach zaległy odchody wymieszane z krwią:

Chyba największe problemy zdrowotne ma pies, który przebywa w schronisku od niespełna dwóch tygodni. Biedak ma silnie rozdęty brzuch i zapadnięte boki. Pies cały czas wymiotuje, musi być już bardzo odwodniony:

Czy pan Filipowski zdaje sobie sprawę z jego ciężkiego stanu? Można opiekować się teoretycznie w miarę zdrowymi psami, jednak ten przypadek jest szczególny i powinien otrzymać szybką pomoc także w praktyce. W innym wypadku, pies długo nie pożyje - nie może jeść, bo wszystko zwraca co powoduje mocne odwodnienie. Czy dotrzyma do kolejnej soboty, czy w cierpieniach będzie powoli schodził z tego świata?...

****
Proszę zobaczyć, jak niewiele trzeba psom skrzywdzonym przez ludzi i zamkniętym w schronisku, by choć na moment zapomniały o złym losie.

Każdy może się przyczynić to takiego małego szczęścia - wystarczy przyjść do schroniska i poświęcić swoją uwagę choć kilku psiakom a także przynieść im maskotki do zabawy. Dla nas to tak niewiele a dla nich - największe szczęście w tym miejscu!

***
Na zakończenie Państwa uwadze poleca się ten kochany, młody psiak, który zaczyna swoje życie od przykrej przygody w schronisku. Piesek strasznie płacze i bardzo potrzebuje człowieka:

niedziela, 9 lutego 2014

Sprawozdanie z 8 lutego w schronisku

W ostatnim tygodniu do schroniska trafiły dwa zaniedbane i wychudzone psy. Oba są już stare i mocno przeżywają porzucenie.  Jeden z nich całą sobotę głośno płakał.


Dodatkową dolegliwością z jaką muszą się zmagać, to trudności z jedzeniem -ich zęby są w tragicznym stanie. Zwłaszcza u dużego wilczura z boksu 39. Jego zęby są starte do dziąseł, które z kolei są opuchnięte i podbiegłe ropą. Muszą one boleć nawet wtedy, kiedy pies nie je. A jak w tej sytuacji potraktowała go obsługa schroniska i weterynarz? Według nich, pies nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych przebywających w schronisku, w związku z czym, w jego misce była...sucha karma (!)



Na taka miskę, ten biedak może jedynie sobie popatrzeć...


Te psy, to kolejne przypadki zwierząt, które po przesłużeniu całego życia człowiekowi - na starość, kiedy są już niedołężne, zostały porzucone i w najlepszym przypadku skończą swój żywot w schronisku, bo takich staruszków nikt już raczej nie zaadoptuje... Na dodatek, miejsce, które mogłoby być ich ostatnim schronieniem, dostarcza im kolejnych cierpień. Psy te powinny już do końca dostawać jedynie mokrą karmę z puszek, która zalega w magazynach. Niestety, nawet w takim miejscu nie ma dla nich taryfy ulgowej i zamiast otrzymać odpowiednie do ich stanu warunki, traktowane są jak wszystkie inne - zdrowe i sprawne.

Przy tej okazji, chciałybyśmy zaapelować do Państwa, abyście myśląc o adopcji psa ze schroniska nie kierowali swoich kroków tylko do boksów ze szczeniakami - nimi interesuje się każdy i z pewnością nie spędzą tu nawet tygodnia. Ostatnio o dwa szczeniaki w schronisku ludzie wręcz się "zabijali" - a przecież każdy ze starszych psiaków, które dziś nie budzą zainteresowania, też był kiedyś ślicznym szczeniaczkiem, o którym każdy marzył. Potem niestety dorósł i przestał się podobać, dlatego został porzucony i trafił do schroniska wraz  z innymi "brzydalami"... A to właśnie te dojrzałe i starsze psy będą najwdzięczniejszymi przyjaciółmi, ponieważ będą potrafiły docenić z jakich opałów zostały uratowane.
Nieprawdziwy jest też pokutujący wśród odwiedzających schronisko mit, że starszy pies nie przyzwyczai się już do nowych właścicieli. Znamy niezliczoną ilość przypadków (w tym z autopsji), kiedy takie staruszki potrafiły doskonale odnaleźć się w nowym domu, wśród nieznanych ludzi, a także innych zwierząt.
Dlatego prosimy - jeśli tylko możecie, pomóżcie dorosłym i starszym psom godnie przeżyć resztę życia - to oczywiście wymaga odwagi, bo taki pies będzie z nami krócej niż szczeniak - co także trzeba przewidzieć, ale to właśnie największa pomoc jakiej możemy udzielić porzuconym i skrzywdzonym przez ludzi zwierzętom znajdującym się w schronisku. W zamian - gwarantujemy - zyskacie ich wdzięczność i najwierniejszych przyjaciół, czego nie zapomina się do końca życia!
***
Niemal każdego tygodnia jesteśmy świadkami różnego rodzaju sytuacji, które są dowodem na niewywiązywanie się ze swoich obowiązków przez schroniskowego  weterynarza. Najczęściej zdarzające się kontuzje i schorzenia to pogryzienia, zranione i krwawiące opuszki łap, a także różne choroby skóry spowodowane pasożytami. Tak też było w tym tygodniu. Jedna z suczek, przebywających w schronisku ma na ciele bolesne, wyłysiałe i swędzące miejsca, które nie są leczone:

Pan Filipowski pewnie nawet tego nie zauważył, gdyż nie ma w zwyczaju dokładnego oglądania psów - nawet przez kraty - przez co  chore zwierzęta pozostawione są samym sobie, i albo same się "wyliżą" albo choroba rozwinie się do rozmiarów, które zauważy już każdy i wtedy ewentualnie zostanie podjęte leczenie...

**** 
Zapraszamy do schroniska w którym czekają mądre, piękne  choć dorosłe już psy:






niedziela, 2 lutego 2014

1 luty w schronisku - na szczęście mrozy odpuściły


Ostatni tydzień przyniósł odwilż i psy w schronisku nie cierpią już z powodu mrozów. 

 ***
Zaledwie kilka miesięcy po zakończonym "gruntownym remoncie" schroniska, możemy już śmiało powiedzieć, że był on stuprocentową fuszerką. Zima obnażyła zamalowaną rzeczywistość.

  Dziurawe, przeciekające dachy już pokrywają się pleśnią i butwieją:

Przez dziury woda wpływa wprost do boksów, gdzie psy oraz ich karma stoją w wodzie:

Ponadto ciągłe zawilgocenie sprawia, że ze ścian odpada świeżo położony tynk. Nasuwa się więc się pytanie : jaki był sens tynkowania i malowania ścian w boksach, których dachy nawet nie zostały ruszone? Oczywistym było, że woda lejąca się przez te duże dziury szybko zniweczy efekty remontu, na który wydano 45 000 zł.
 posadzki także już się kruszą:

 a dodając do tego stan kafelek ściennych, którymi wyłożone są boksy tzw.hotelowe...


 ... mamy remont na papierze, za który KTOŚ zgarnął 45 tys. złotych a schroniskowa rzeczywistość  wróciła do stanu poprzedniego. Wszystko co zostało w jakiś sposób dotknięte  pracami budowlanymi dzisiaj się już sypie... W związku z tym, na wiosnę czekamy na kolejny remont, bo ten najwyraźniej przeznaczony był tylko na rok(!)  Jak zawsze w naszym mieście , na bezdomnych psach można najlepiej zarobić, bo one się o swoje nie upomną. 

Dlatego ten blog będzie istniał dopóty, dopóki będzie on mógł być głosem zwierząt!

***
Ostatnio coraz częściej zwracamy uwagę na jakość karmy, którą dostają psy w schronisku. To co znajduje się w psich miskach wygląda delikatnie mówiąc dość obrzydliwie:

Tym bardziej, że w boksach oprócz tej "brei" nie było nawet suchej karmy. W większości takie jedzenie było nietknięte przez psy i powoli zamieniało się w galaretę. Psy, niektóre wychudzone i wygłodniałe, nawet nie chciały jej powąchać, a przecież żyjąc na ulicy nie gardziły resztkami ze śmietników. Coś jest więc chyba nie tak z jakością tej karmy - smakuje chyba tak, jak wygląda. Czy pracowników i kierownika nie zastanawia fakt, że muszą wyrzucać praktycznie nietknięte porcje "zupy"? Przy tej okazji, wraca pytanie o puszki, które przywożą Państwo do schroniska, a których jeszcze nigdy nie widziałyśmy w psich miskach. W tę sobotę po raz kolejny widziałyśmy, podarowane przez ludzi kilogramy karmy. Dlatego tym bardziej smuci nas fakt, że z jednej strony widzimy tyle darów, a z drugiej to, co w rzeczywistości znajduje się w psich miskach...
***
Na zakończenie chciałybyśmy opowiedzieć historię piesków, które w tym tygodniu trafiły do schroniska. Chodzi o dwa młode "Miśki" - tak nazywała je właścicielka. Ich pani to kobieta, która od lat korzysta z pomocy opiekunek społecznych. Jeszcze do niedawna trzymała ona w swoim małym mieszkaniu siedem psów. Dwa lata temu - kiedy jej suczka urodziła szczeniaki - pani ta zwróciła się do nas o pomoc. Zaproponowałyśmy jej wysterylizowanie dwóch dorosłych suczek - zostały bezpłatnie wysterylizowane w lecznicy dr Legienia, któremu leży na sercu ograniczanie bezdomności zwierząt w naszym mieście. Natomiast cztery z jej pozostałych psiaków przekazałyśmy do adopcji. Tak więc kobiecie zostały tylko trzy pieski, w tym jedna suczka, która nie mogła mieć już szczeniąt.
Warto dodać, że pani ta była bardzo emocjonalnie związana z psami - właściwie byli to jej jedyni towarzysze. Niestety, ostatnio coraz bardziej podupadała na zdrowiu i w ostatnią sobotę zastałyśmy w schronisku jej przerażone psiaki.
"Miśki" trzęsły się ze strachu i nie odważyły się nawet podejść do krat. Psiaki wspierały się nawzajem i tuliły do siebie chroniąc nawzajem:

Mniejszy z piesków widocznych na zdjęciu pochodzi z tego samego miotu, co opisywany przez nas półtora roku temu "piesek ze złamaną miednicą"


Za każdym psem w schronisku kryje się długa i smutna historia, tyle że  większości z nich nigdy nie poznamy. A powodem takich historii są niestety ludzie, którzy zamiast walczyć z bezdomnością, bezmyślnie na nią zezwalają i doprowadzają do dalszych tragedii  żywych istot, które najpierw udomowili, kazali sobie służyć a kiedy im się nudzi, pozbywają się ich jak zużytej rzeczy, nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności. Ten blog ma na celu także uświadamianie i uczulanie ludzi na potrzeby zwierząt. Dlatego w tym zabieganym świecie, zatrzymajmy się na moment i zastanówmy się, czy naprawdę nie możemy nic zrobić, by przerwać łańcuch niepotrzebnych cierpień? Jeśli każdy z nas przyczyniłby się w jakikolwiek sposób do wysterylizowania jednej suczki, inwazja bezdomnych zwierząt mogłaby zostać zatrzymana. Dlaczego to MY mamy się nad tym zastanawiać? Bo niestety, władze samorządowe wykonują program zapobiegania bezdomności tylko na papierze (tak jak remont i inne rzeczy na które przeznaczone są jakieś pieniądze). Zamiast sterylizowania wszystkich zwierząt przeznaczonych do adopcji - jak zakłada plan podpisany przez prezydenta miasta - w rzeczywistości sterylizowanych jest wybiórczo kilka suczek, a resztą idzie do adopcji bez zabiegu i często wraca do schroniska w ciąży, rodząc tu kolejne potencjalnie bezdomne szczeniaki a one potem znowu rodzą...i tak w kółko. Jeśli więc, nikt się za to nie weźmie, to niestety, schroniska będą nadal pękać w szwach a opieka nad zwierzętami w nich uwięzionymi będzie taka, jak opisujemy ją od kilku lat na blogu, ponieważ nikt się nie będzie tym przejmował. Dlatego zewrzyjmy szyki i weźmy w końcu odpowiedzialność za zwierzęta, którym jesteśmy to winni, jako ludzie myślący i mający wpływ na rzeczywistość.

Wracając do "Miśków" mamy nadzieję, że nie będą musiały długo czekać na odpowiedzialnego opiekuna i szybko znajdzie się wrażliwa osoba, która podaruje im dom - może ktoś z Państwa będzie mógł się do tego w jakikolwiek sposób przyczynić? :)

POMAGAJMY ISTOTOM ZALEŻNYM TYLKO OD NAS!
NIE SKAZUJMY ICH NA NIEPOTRZEBNE CIERPIENIE!!!